W tym artykule dowiesz się o:
Żużlowe tradycje rodzinne często są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Najlepszym przykładem jest rodzina Słaboniów, gdzie na torze ścigał się dziadek (Adolf), ojciec (Robert) oraz syn (Krzysztof). Obecnie w polskiej lidze występuje wielu zawodników, którzy w dziecięcych latach mogli podpatrywać swoich ojców. Do żużlowych klanów można zaliczyć takich zawodników jak: Sławomir i Patryk Dudkowie, Zenon i Krzysztof Kasprzakowie, Mariusz i Rafał Okoniewscy, Stanisław i Adrian Miedzińscy. Postanowiliśmy przyjrzeć się sytuacjom, w których to ojciec i syn wystartowali w jednym wyścigu i w jednych zawodach w tej samej parze. Zdarzyło się też, że jeden z żużlowców pojechał w lidze i z jednym i z drugim potomkiem. [ad=rectangle] Jacek i Krystian Rempałowie To właśnie najstarszy i najmłodszy z klanu Rempałów są najświeższym przykładem, kiedy ojciec z synem stanęli razem pod taśmę maszyny startowej. Jacek Rempała w 2014 roku reprezentował zespół drugoligowego KSM Krosno. Z kolei jego syn Krystian jeżdżący na co dzień w PGE Marmie Rzeszów pojawiał się kilka razy w składzie Wilków na zasadzie "gościa".
Jacek i Krystian wystąpili wspólnie w meczu 29 czerwca 2014 r. Przeciwnikiem krośnieńskiego zespołu był wówczas Kolejarz Rawag Intermarche Rawicz. Goście z Wielkopolski przyjechali wówczas do Krosna w osłabionym składzie, bez swoich liderów. "Jaca" wystartował z numerem jedenastym, a parę utworzył ze swoim młodszym bratem Marcinem Rempałą.
Układ biegów pozwolił na to, że Jacek i Krystian pojechali razem w gonitwie dziesiątej, a ich przeciwnikami byli wówczas Michał Łopaczewski i Sebastian Niedźwiedź. Rodzinna para zdecydowanie wygrała start, a chwilę później Jacek przepuścił do przodu syna, po czym bronił podwójnego prowadzenia przed "Łopatą". - Miałem bardzo dobrze dopasowany sprzęt. Cieszę się, że przywiozłem z tatą podwójne zwycięstwo. To wyjątkowe uczucie i zarazem mój najlepszy wynik w karierze. W ostatnim wyścigu podbiło mnie na jakiejś dziurze, wyprostowało motocykl i byłem zmuszony go puścić, by nie wpakować się razem z nim w bandę – komentował wówczas tamte zawody 16-latek.
Rempałowie stanęli razem pod taśmę także w innych oficjalnych zawodach. 20 września bieżącego roku Jacek i Krystian na torze w Lublinie reprezentowali polską ekipę w towarzyskim meczu z Ukrainą. Pochodzący z Tarnowa żużlowcy jechali ze sobą trzy biegi, z czego dwa wygrali 5:1 i 4:2. Ponadto młody Rempała w starciu przeciwko naszym wschodnim sąsiadom zdobył największą liczbę punktów - trzynaście.
- Powiedziałem sobie kiedyś, że wyjadę wspólnie z Krystianem w lidze i przywieziemy 5:1, a potem skończę karierę. Najpierw uczyniłem to w Krośnie. Teraz wystartowaliśmy z orłem na piersi, co jest dla nas dużym zaszczytem. Przeciwko Ukrainie Krystian jechał rewelacyjnie, miał za zadanie wygrać start i uciekać do przodu. Wychodziło mu to znakomicie. Widać postępy w jego jeździe, oby miał jak najwięcej okazji do startów w takich imprezach - oceniał tamten pamiętny start tata Krystiana.
Janusz i Dawid Stachyrowie Januszowi Stachyrze dopiero na końcówkę swojej przygody z żużlem udało się wystartować w barwach lubelskiego klubu. Związany przez wiele lat z ekipą z Rzeszowa powrócił do Lublina w 2001 r. Od tego właśnie sezonu aż do 2003 r. był nie tylko jednym z zawodników, ale także jeżdżącym trenerem. Pełniąc tę funkcję Stachyra senior przygotowywał do startów na żużlu swojego syna Dawida, który licencję zdał w 2001 r. Jeszcze w tym samym sezonie obaj Stachyrowie pojawili się na torze w jednej parze.
23 września lublinianie wybrali się na mecz do Warszawy, by tam spotkać się z tamtejszą Gwardią. Janusz z Dawidem wystartowali razem w dwóch biegach, pierwszym i czwartym. Jednak żadnego z nich nie wygrali. Widać jeszcze było brak doświadczenia u młodego Dawida, który kończył rywalizację na końcu stawki. Choć pierwsze wspólne jazdy na torze nie zakończyły się zwycięstwami to udało się tę passę przełamać 19 czerwca 2003 r. Do Lublina zawitał wówczas Kolejarz Rawicz. Stachyrowie zaprezentowali się lubelskiej publiczności w wyścigu trzynastym. Zwyciężył w nim Dawid przed Januszem, a w pokonanym polu pozostawili Marcina Nowaczyka i Marcina Kędziorę.
Natomiast po raz ostatni Janusz i Dawid pojechali razem w ligowej rywalizacji 21 września. TŻ Lublin podejmował wówczas u siebie Stal Gorzów. Układ par nie wskazywał, że ojciec z synem pojadą tego dnia. Sytuację zmienił upadek Dariusza Śledzia, który upadł na początku spotkania i doznał wstrząśnienia mózgu. Młodszy Stachyra wówczas go zastępował. W tej sytuacji Janusz i Dawid wystąpili w biegach szóstym i ósmym, w których zanotowali podwójną porażkę oraz remis.
Więcej okazji do wspólnej jazdy w lidze nie było, ponieważ po sezonie 2003 r. Stachyra senior pożegnał się z czynnym ściganiem. W sumie Janusz i Dawid Stachyrowie odjechali w lidze w jednej parze w jedenastu biegach, co odpowiada odpowiednio dziewięciu meczom.
Roman, Łukasz i Marcin Jankowscy Roman Jankowski to żywa legenda leszczyńskiej Unii, w której spędził zdecydowaną większość kariery. Jego latorośle postanowiły pójść w ślady taty i zostać żużlowcami. Tak było ze starszym synem, Łukaszem jak i młodszym Marcinem.
Łukasz Jankowski ligowe starty rozpoczął w 1999 roku. Jeszcze w tym samym sezonie miał okazję do startu w parze z ojcem. Leszczyńska Unia 5 września podejmowała Apator Toruń. Byki od początku nadawały ton spotkaniu. W jedenastej gonitwie do pary z Romanem Jankowskim w bój został posłany jego syn Łukasz (zastąpił Mariusz Fierleja). Przeciwnikami leszczynian byli Wiesław Jaguś i Tomasz Chrzanowski. To niezdobyte w tamtym spotkaniu podwójne zwycięstwo przez rodzinny duet udało się wywalczyć dwa lata później podczas meczu z Włókniarzem Częstochowa. Wtedy to Jankowscy w trzynastej odsłonie pokonali osamotnionego Tomasza Jędrzejaka. Byki wygrały tamten mecz 53:37, a swoją cegiełkę do triumfu dołożyli Roman i Łukasz, którzy wywalczyli po pięć punktów.
Obecnemu trenerowi Unii Leszno udało się także pojechać w lidze z drugim synem, Marcinem. Tym razem nie była to już jednak jazda dla macierzystego klubu, ale dla ekipy z Warszawy. Na inaugurację 30 marca 2003 r. Gwardia Warszawa jechała u siebie ze Stalą Rzeszów. Roman Jankowski został wystawiony z numerem trzynastym, a Marcin z czternastym. Dwukrotny indywidualny mistrz Polski z 1981 i 1988 r. pojechał wtedy z potomkiem w trzech biegach. Pierwszy z nich zakończył się podwójnym zwycięstwem pary ojciec - syn. Warszawiacy, wśród których byli wychowankowie leszczyńskich Byków nie sprostali drużynie znad Wisłoka i przegrali 42:47. Na pewno więcej od siebie wymagali obaj Jankowscy, którzy skończyli zawody z dorobkiem siedmiu i dwóch punktów.
Henrik i Simon Gustafssonowie Henrik Gustafsson przez wiele lat ścigał się w polskiej lidze dla kilku klubów m.in. z Bydgoszczy. W 2003 roku zabrakło go już jednak na polskich torach. Szwed po kilku latach przerwy powrócił do Polski w 2008 roku, a zespołem, który go zakontraktował był Kolejarz Rawicz. "Henka" zdecydował się na ponowne starty nad Wisłą w 2009 roku, a klub z którym się wtedy związał to Orzeł Łódź. Kontrakt z tą drużyną parafował ponadto jego syn, Simon. Tym samym doczekano się zagranicznej pary złożonej z ojca i syna w drugiej lidze.
Jednak to nie Henrik był gwiazdą zespołu z Łodzi, a jego syn, który stanowił o sile nie tylko formacji juniorskiej ale i całej drużyny Orła. Młody Gustafsson osiągnął w 2009 r. średnią na bieg 2,377, co zaowocowało kontraktem w Ekstralidze. W Polsce Simon i Henrik pojechali razem w parze po raz pierwszy 3 maja 2009 r., kiedy to łodzianie podejmowali KSM Krosno. Szwedzki duet zaprezentował się w biegu dziewiątym, a ich przeciwnikami byli wówczas Jan Jaros i Josef Franc. Jazda doświadczonego Gustafssona była tamtego dnia walką z torem, aniżeli z przeciwnikiem. Mimo to ojciec z synem dowieźli wówczas dla Orła zwycięstwo 4:2. Łódzka drużyna cały tamten pojedynek wygrała wysoko, bowiem 54:36.
W tym samym sezonie 13 września Skandynawowie wystąpili razem także w meczu wyjazdowym ze Speedway Miskolc. W piątej odsłonie dnia Henrik i Simon pokonali wówczas Norberta Magosiego i Siergieja Darkina 4:2. Para ojciec-syn miała także wystartować wspólnie w dziewiątym wyścigu rewanżowego spotkania z drużyną z Miszkolca. Jednak w pierwszej odsłonie na tor upadli "Henka" oraz Semen Własow, a w powtórce starszy Szwed nie pojawił się na torze ze względu na uraz nogi. Warto dodać, że w 2006 roku w meczach ligi polskiej wspólnie w parze wystartowali Władimir Kołodij oraz jego syn Władimir Kołodij junior.
Nie w lidze lecz pokazowo Ligowych startów ojców i synów w jednej parze było stosunkowo niewiele. Niektóre rodzinne duety, które nie miały okazji wspólnie pojechać decydowały się zaprezentować na żużlowych stadionach w formie pokazowej. Takich jazd było zdecydowanie więcej niż tych w lidze.
W zeszłym roku w Turnieju o Puchar Prezydenta Miasta Częstochowy fanom spod Jasnej Góry pokazali się Sławomir i Maksym Drabikowie. "Trzeba przyznać, że niespodzianka się udała. Tuż przed godziną 17:00 na tor wyjechali Sławomir Drabik oraz jego syn Maksym Drabik, który przed kilkoma tygodniami na torze w Częstochowie zdobył licencję "Ż". Latorośl legendy częstochowskiego żużla nie dała szans swojemu ojcu, który po biegu przekazał mu symboliczny plastron Włókniarza. Warto dodać, że sylwetka obu Drabików na motocyklu jest niemal identyczna." – pisaliśmy wówczas na łamach naszego portalu.
W latach osiemdziesiątych na podobny ruch zdecydowali się Paweł i Damian Waloszkowie. 27 października 1986 roku "długowieczny", utytułowany polski żużlowiec postanowił, że kończy swoją bogatą karierę. Właśnie podczas imprezy pożegnalnej Paweł Waloszek pokazał zgromadzonej publiczności w Świętochłowicach swojego następcę. Wicemistrzowi świata z 1970 roku zabrakło kilku lat, aby wystartować w lidze ze swoim synem, tak więc na pocieszenie pozostało mu pojechać z nim w turnieju towarzyskim. O tym występie można przeczytać w książce autorstwa Wiesława Dobruszka pt. "Asy żużlowych torów – Paweł Waloszek".
"Czterotysięczna publiczność, która jakby specjalnie czekała na ten wyjątkowy pojedynek, gromkimi oklaskami wita obu na torze. Damian, w białym pokrowcu na kasku, jako pierwszy melduje się przy taśmie maszyny startowej. Oklaski jeszcze głośniejsze, gdy, jak to najczęściej w przeszłości bywało na tym torze, w czerwonym kasku podjeżdża na start Paweł Waloszek. Damian "wstrzeliwuje" się w moment gdy taśmy idą w górę, rusza pierwszy, ale widać, że dogonienie syna nie sprawia Pawłowi żadnego kłopotu. Wyprzedza, jedzie spokojnie przy krawężniku, asekurując jadącego z dużą swobodą po szerokiej syna. Damian, mimo zaledwie czternastu lat, płynnie pokonuje kolejne wiraże. Nie walczą ze sobą, to symboliczna, pokazowa jazda. Aplauz towarzyszy obu, gdy po minięciu linii mety zjeżdżają do parku maszyn."
Kolejną jazdę pokazową ojca i syna na torze można było obejrzeć w Pile w zeszłym roku. W mieście Drużynowego Mistrza Polski na żużlu z 1999 roku odbyły się zawody, w których wzięli udział Jacek i Oskar Gollobowie. Jednak wspomniany turniej nie miał charakteru parowego, lecz indywidualny. Mimo to, przebieg imprezy potoczył się tak, że Jacek jak i Oskar spotkali się ze sobą na torze w biegu dwudziestym pierwszym.