Do najwyższej klasy rozgrywkowej tarnowskie Jaskółki powróciły po sezonie 2003, w kolejnych dwóch zdobywając drużynowe mistrzostwo Polski. Dwa lat później ich śladem podążyły rzeszowskie Żurawie, które również uzyskały awans, a przed sezonem 2006 zespół z Podkarpacia wzmocnił m.in. mistrz świata z 2003 roku, Nicki Pedersen.
Pierwszy od 1996 roku pojedynek w ramach tzw. "Derbów Południa" w najwyższej klasie rozgrywkowej odbył się na torze w Tarnowie 17 kwietnia. Unia Tarnów pokonała ówczesną Marmę Polskie Folie Rzeszów 53:37. Dużo bardziej w pamięci utkwiło jednak spotkanie rewanżowe, które odbyło się niemal trzy miesiące później.
Derbowy pojedynek w Rzeszowie zaplanowano na piątek, 14 lipca 2006. W tym czasie w Unii pauzował Tony Rickardsson, co było następstwem jego upadku w Grand Prix Danii w Kopenhadze, do którego doszło 24 czerwca. Za jednego ze swoich liderów goście zastosowali wówczas zastępstwo zawodnika (ostatecznie 1 sierpnia Szwed ogłosił zakończenie kariery). Przyjezdni do dyspozycji mieli jednak wówczas wszystkich pozostałych zawodników, łącznie z braćmi Tomaszem i Jackiem Gollobami. Oprócz nich w składzie Jaskółek znaleźli się wówczas jeszcze Stanisław Burza (zastąpił zgłoszonego Lukasa Drymla), Janusz Kołodziej, młodzieżowcy Kamil Zieliński i Paweł Hlib oraz rezerwowy Marcin Rempała.
ZOBACZ WIDEO Żużlowiec z PGE Ekstraligi zaskoczył. To nie jest obecnie popularny wybór wśród zawodników
W zestawieniu Marmy Polskie Folie za awizowanego wcześniej Dariusza Śledzia ostatecznie wystąpił Karol Baran. Obok niego Żurawie mieli reprezentować wówczas Nicki Pedersen, Tomasz Chrzanowski, Tomasz Rempała, Rune Holta, juniorzy Dawid Stachyra i Paweł Miesiąc oraz Andrij Karpow na rezerwie. Do Rzeszowa udało się kilka autokarów z kibicami gości i zarówno oni, jak i sympatycy gospodarzy liczyli na ciekawe widowisko. Rzeczywistość przerosła chyba jednak wówczas oczekiwania wszystkich.
13 podwójnych zwycięstw jednej drużyny w meczu Ekstraligi! Jak to możliwe?
Sztab gospodarzy, na czele z ówczesnym trenerem Januszem Stachyrą przygotował bowiem bardzo mokrą i przyczepną nawierzchnię, co miało być skuteczną "bronią" do pokonania tarnowian, startujących głównie na twardym torze i to nawet za trzy punkty (do odrobienia była różnica 16 "oczek"). Goście zakwestionowali wprawdzie nawierzchnię, przygotowaną przez rzeszowian, sędzia Marek Wojaczek zarządził jednak wtedy dodatkowe równanie i ubijanie toru, a przy bardzo sprzyjających warunkach atmosferycznych nie myślał nawet o przekładaniu spotkania. Miało ono jednak odbyć się na torze, który goście nadal wyraźnie kwestionowali.
Trudne warunki już od pierwszego wyścigu dały się we znaki… gospodarzom. Jadący w ich szeregach Dawid Stachyra nie opanował motocykla i spowodował upadek rywala oraz swój, przez co został wykluczony. Junior Marmy Polskie Folie nie pojawił się po tym wydarzeniu więcej na torze, a w biegu młodzieżowym, przy zwycięstwie Pawła Miesiąca zanotowano remis. To, co działo się później, na zawsze wyraźnie zapisało się w historii pojedynków rzeszowsko-tarnowskich. W kolejnych czternastu wyścigach gospodarze dwanaście razy zwyciężali 5:1, a raz 5:0. Tylko w 8. biegu goście uniknęli podwójnej porażki, ponieważ wykluczony został w nim Miesiąc. Jak wyglądało to po kolei?
Każdy z wyścigów rozpoczynał się i kończył w ten sam sposób. Gospodarze dopasowani bardzo dobrze do trudnej nawierzchni, idealnie wychodzili ze startu, pewnie dowożąc wygrane, a goście mieli od początku problemy z jazdą po rzeszowskim torze. W drugim wyścigu jeden punkt na swoim koncie zapisał Tomasz Gollob, który przyjechał do mety za plecami Pedersena i Barana. Jak się miało później okazać, było to jedyne "oczko" zdobyte przez lidera Unii w tym pojedynku. W trzeciej odsłonie taśmy dotknął Jacek Gollob, a w czwartej za plecami juniora Pawła Hliba przyjechał Janusz Kołodziej.
Tylko trójka gości dojechała spotkanie do końca
Po piątym biegu było jasne, że gospodarze będą zmierzać w kierunku rozgromienia gości, wśród których widać było już niemal pełną rezygnację z rywalizacji. Ten wyścig z defektami i zjechaniem z toru zakończyli bracia Gollobowie. Tomasz w tym spotkaniu więcej już nie wyjechał, a Jacek tylko w jednym wyścigu minął linię mety (w pozostałych defektował i był wykluczony za przekroczenie limitu dwóch minut).
W ósmej odsłonie, po wykluczeniu Miesiąca zanotowano drugi i ostatni remis w tym spotkaniu. W kolejnych biegach gospodarze kompletowali podwójne zwycięstwa, a w ekipie gości tylko Burza, Rempała oraz Zieliński jechali do końca spotkania we wszystkich, do których byli zgłoszeni (po dwóch swoich startach wycofał się również Kołodziej).
Pamiętne "Derby Południa" zakończyły się tym samym zwycięstwem Marmy Polskie Folie z Unią aż 71:18. Gospodarze cieszyli się z bardzo okazałego zwycięstwa nad odwiecznym rywalem (za trzy punkty), w szeregach gości pozostał jednak niesmak i do końca poddawali oni w wątpliwość słuszność decyzji o rozegraniu tego pojedynku.
Pięciu z siedmiu zawodników gospodarzy zdobyło komplety
Ostatecznie wśród rzeszowian aż pięciu zawodników kończyło to spotkanie z płatnymi kompletami punktów, a byli to Pedersen (15), Holta (13+2), Chrzanowski (13+2) Baran (12+3) oraz Karpow (2+1 w jednym starcie), a gdyby nie wynik 5:0 w 5. biegu zdobyłby go również Tomasz Rempała (9+2). Dodatkowo Miesiąc zapisał przy swoim nazwisku 7 punktów z dwoma bonusami, a Stachyra po wykluczeniu nie wyjechał więcej na tor.
W drużynie Unii po sześć punktów zanotowali Burza (w siedmiu startach) oraz Marcin Rempała (w sześciu). Do tego trzy, zdobyte w dwóch wyścigach, dołożył Hlib, po "oczku" dopisano przy nazwiskach Tomasza Golloba, Kołodzieja i Zielińskiego, a z zerowym dorobkiem ten pojedynek zakończył natomiast Jacek Gollob. W taki oto sposób wspomniane derby przeszły do historii, jednak sporo emocji i kontrowersji wśród kibiców obydwu ośrodków budzą one do teraz.
Co ciekawe niespełna siedem lat później (2 czerwca 2013) do sytuacji, w której goście kwestionowali bezpieczeństwo i stan toru, doszło również w Lesznie. Wówczas rywalami miejscowej Unii była ekipa… PGE Marmy Rzeszów, w składzie której startował także m.in. Nicki Pedersen, kończący spotkanie z 2006 roku z czystym kompletem 15 punktów. Wtedy, po dodatkowej kosmetyce toru, która trwała ok. godzinę, goście w ogóle na niego nie wyjechali. Na uwagę zasługuje fakt, że w tamtym czasie istniała już funkcja komisarza toru (pełnił ją Stanisław Pieńkowski), ale sędzia Jerzy Najwer nie podjął decyzji o odwołaniu spotkania. Unia Leszno wszystkie biegi wygrała zatem 5:0 (całe spotkanie 75:0), a w jednym z nich Przemysław Pawlicki ustanowił rekord toru.
Ten mecz utkwił w jego pamięci
A jak "Derby Południa" pomiędzy zespołami z Rzeszowa i Tarnowa z 14 lipca 2006 roku, zakończone wynikiem 71:18, wspomina jeden z bohaterów tamtych wydarzeń, który startował wówczas w barwach Unii?
- Wracamy trochę do historii, ale ten mecz utkwił w mojej pamięci, ponieważ zastaliśmy wówczas naprawdę bardzo ciężką nawierzchnię. Wiedzieliśmy, że nie było to spowodowane warunkami atmosferycznymi. W tamtym czasie w Tarnowie jeździliśmy przeważnie na twardym, suchym torze, dlatego oni chcieli nam zrobić niespodziankę, przez co ten owal w Rzeszowie był w tym meczu bardzo mocno zmoczony i zbronowany. W zasadzie tylko ja i Marcin Rempała nawiązywaliśmy walkę - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Stanisław Burza.
- Myślę, że wpływ na to miał również fakt, że ja wówczas startowałem w lidze angielskiej. Dla mnie wtedy przyczepny tor nie był jakimś dużym zaskoczeniem. Większy problem w takich przypadkach stanowiło dla mnie dopasowanie motocykli. Bardzo ciężko jest ustawić do takiej nawierzchni sprzęt, który na co dzień jeździ po twardych torach. Trzeba po prostu trochę na przyczepnej nawierzchni potrenować, aby wiedzieć, jak zachowuje się silnik oraz jakie zastosować przełożenia i ustawienia - wspomina.
- W tym meczu w Rzeszowie nie tylko nam jeździło się źle, ale w ekipie gospodarzy również były pewne problemy. W pierwszym biegu Dawid Stachyra został wykluczony za spowodowanie upadku, bo nie był w stanie skontrować motocykla wjeżdżając w pierwszy wiraż. Z tego, co pamiętam został on odwieziony do szpitala. Te zawody później toczyły się pod wyraźne dyktando gospodarzy. Nie można powiedzieć, że to był wynik, który mnie zadowalał (6 punktów w 7 startach - przyp. red.), ale nawiązywałem walkę. Wiedziałem po prostu nieco, jak dopasować swój sprzęt, aby skutecznie walczyć z gospodarzami - opowiada Burza.
W tamtych czasach nikt nie odwoływał takich zawodów
Obecnie można dywagować, czy przy aktualnych procedurach takie spotkanie mogłoby dojść do skutku, w pierwszej połowie ubiegłej dekady wprowadzono bowiem funkcję komisarzy torów. A co o tym sądzi nasz rozmówca?
- Dzisiaj na pewno nie byłoby czegoś takiego, jak kiedyś, gdy tory były preparowane, a gospodarze kombinowali, jak zaskoczyć gości. Obecnie mamy komisarzy toru i przygotowanie nawierzchni jest nadzorowane. Nie można pozwolić sobie na jakieś duże "roszady" w tym temacie. To związane jest również z karami. Osoby odpowiedzialne mają tego świadomość i muszą przygotować tor tak, aby zawody się odbyły, chyba że naprawdę warunki atmosferyczne spowodują to, że nie uda się ich rozegrać. W dzisiejszych czasach tory są zdecydowanie lepiej przygotowane i łatwiejsze do jazdy. Ważną rolę odgrywa przede wszystkim dopasowanie sprzętu, znajomość toru i doświadczenie zawodników - dodaje wychowanek Unii Tarnów.
Na koniec zapytaliśmy tegorocznego finalistę Indywidualnych Mistrzostw Świata w long tracku, czy tamtego dnia, przed piętnastoma laty była możliwość przełożenia wspomnianych derbów.
- Nie potrafię do końca powiedzieć, jak to wtedy wyglądało. Nie pamiętam dokładnie, czy wówczas były próby ze strony naszego klubu, aby to spotkanie przełożyć. Warunki pogodowe w czasie tego meczu były jednak dobre, a tor był po prostu bardzo przyczepny. W tamtych czasach naprawdę nikt nie próbował takich zawodów odwoływać. Jeździło się na torach bardzo ciężkich, przyczepnych i dziurawych. Dzisiaj po prostu jeździmy na nawierzchniach płaskich "jak stoły" - jest ładnie, równo i tory nie stanowią dla zawodników dużego zaskoczenia - podsumowuje Stanisław Burza.
Czytaj także:
Unia Tarnów podała ceny karnetów na sezon 2022. Będzie rekompensata za mecze bez publiczności
Sparta ma kolejnego mistrza świata. Sam zgłosił się do klubu