Żużel. Moje Bermudy Stal ma plan na młodego mistrza świata. Zmarzlik pomaga mu sprzętowo

WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Oskar Paluch
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Oskar Paluch

Jako Indywidualny Mistrz Świata w klasie 250 cc, Oskar Paluch pojechał do Monte Carlo na Galę FIM. Jak informuje jego ojciec, a zarazem trener - głowa mu się nie zagotowała. W Moje Bermudy Stali mają plan na utalentowanego zawodnika.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy Oskar Paluch już w 2022 roku będzie zdobywał punkty w lidze?

Piotr Paluch, II trener Moje Bermudy Stali Gorzów: Podchodzimy do tego spokojnie - nie ma żadnej "napinki", ma się uczyć i nabierać doświadczenia na początku na treningach, a później w zawodach młodzieżowych i w Ekstralidze U-24, by być przygotowanym do występów w lidze. Nie wymagamy od niego szczególnej liczby punktów, bo to nie sprzyja rozwojowi młodych zawodników. Ma się uczyć i dobrze jeździć, to punkty przyjdą same.

Jak wygląda u Oskara kwestia stania mocno na nogach po zdobyciu mistrzostwa świata w klasie 250 cc i wizycie na Gali FIM w Monte Carlo? Głowa się zagotowała?

W tym przypadku się nie zagotowała. Na pewno podglądał najlepszych zawodników z Moto GP czy crossu i zmotywuje go to do jeszcze większej pracy i większego zaangażowania, aby wrócić daj Boże w innej kategorii żużlowej.

ZOBACZ WIDEO Żużel. "Bezstresowe wychowanie" Stanisława Chomskiego. Sprawdziło się u Zmarzlika, zadziała na Palucha?

Była możliwość porozmawiania z kimś sławnym?

Tak, rozmawiał z mistrzem Moto GP Fabio Quartararo i zrobił sobie z nim zdjęcie, a także z wieloma innymi zawodnikami. Dla niego znalezienie się w gronie tak wspaniałych sportowców, to było wspaniałe przeżycie.

Na co dzień też może obcować z mistrzem, w końcu jest w Stali z Bartoszem Zmarzlikiem.

To prawda, cały czas podpatruje Bartka, również pod względem stylu. Wiadomo, że każdy jest swoim wyrobnikiem losu, ale bierze z niego wzór, a i Bartek wiele pomaga sprzętowo oraz zawsze służy mu radą. Jest najlepszym zawodnikiem świata i jest kogo podpatrywać. Inni chłopacy z drużyny i ze szkółki też patrzą jak jedzie, jak się przygotowuje i co robi. To ogrom pracy, który trzeba wykonać, by pójść do przodu.

Oskar Paluch nie zaczynał na miniżużlu. To duża różnica?

Oskar na miniżużlu nie jeździł, ale od czwartego roku życia jeździł na motorku crossowym. Od ósmego roku życia trenował judo w klubie Biegański Jamniuk Gorzów, gdzie zdobywał medale mistrzostw Polski i Pucharu Polski, a żużlem zainteresował się dopiero w wieku 12 lat. Później ścigał się na motocyklach o wyższej pojemności, aż trafił na 250-ce na tor żużlowy. To kwestia predyspozycji indywidualnej, ale i opieki indywidualnej nad zawodnikiem, bo nie każdemu to wychodzi tak szybko. Sam miniżużel to dobra decyzja - to nauka skręcania w lewo, ślizgu kontrolowanego i jazdy w kontakcie na torze. Ważne, by później przechodzić na kolejne etapy. My też mamy grupę zawodników z Wawrowa, którzy będą zdawać w przyszłym roku licencję w klasie 250 cc i dobrze im to wychodzi. Są oczywiście nawyki do wyeliminowania, ale jest to do zrobienia przy wykonaniu odpowiedniej pracy. Jedni łapią szybciej, inni wolniej.

Na zdjęciu: Piotr Paluch (w środku) z zawodnikami Stali
Na zdjęciu: Piotr Paluch (w środku) z zawodnikami Stali

A różnica w jeździe jest już widoczna w klasie 250 cc.

Dokładnie, na pewno różnica jest taka, że w miniżużlu można popełnić błędy i łatwiej z nich wyjść, a tu pojawiają się większe prędkości. Istotne jest płynne przechodzenie do kolejnych klas. Później pojawiają się treningi, turnieje w klasie 250 cc, zawody młodzieżowe, Ekstraliga U-24, a następnie rozgrywki ligowe. To właściwa droga.

Jeśli chodzi o Ekstraligę U-24, to czy poprzez wasze podejście do tematu, Stal chce na tej bazie zbudować nową potęgę?

Sprawdzaliśmy zawodników na campach i celowaliśmy w nieodkryte talenty, które ścigały się fajnie na naszym technicznym torze. To dobry przedsionek przed jazdą w lidze. Niektóre nazwiska będą sprawdzane w Ekstralidze U-24 i będą się szkolić. Jak dobrze pójdzie, to sukcesywnie wejdą do pierwszej drużyny. Ci młodzi zawodnicy polscy, którzy nie łapią się do ligi, będą też tam mogli jeździć i to fajny przedsionek przed ligą. To na pewno większy poziom niż w DMPJ.

A Oskar i jego rówieśnicy będą mieli z kim się ścigać - w DMPJ poziom był mocno zróżnicowany, tu będą nowi zawodnicy w zasięgu do ścigania.

To będzie wyższa szkoła jazdy i na tym trzeba się skupić. Najważniejsze jest zdrowie i brak kontuzji - jak to będzie u każdego zawodnika, to wszyscy będą szli do przodu.

Pan będzie głównym trenerem odpowiedzialnym za zespół U-24?

Będziemy ściśle współpracować z trenerem Chomskim, przymierzamy się też do tego, by dokooptować kogoś jeszcze do pomocy. Ja mam opiekować się zespołem Ekstraligi U-24, być trenerem młodzieży i drugim trenerem w pierwszej drużynie. Jesteśmy razem w klubie i każdy siebie uzupełnia. Imprez młodzieżowych będzie dużo więcej niż przed rokiem i sam tego nie ogarnę.. Dbamy o to, by cały mechanizm rozwijał się w odpowiednim kierunku.

A jak pan ocenia siłę waszej młodzieży w PGE Ekstralidze?

Zgodzę się z tym, że nie należymy do zespołów wiodących w tej kategorii. Niektórzy przez sytuację zdrowotną musieli zakończyć kariery, również tacy którzy mieli 15-16 lat i byli w szkółce. Na tę chwilę w składzie mamy teoretycznie sześciu zawodników - Mateusz Bartkowiak, Oliwier Ralcewicz, Kamil Pytlewski, Oskar Hurysz, Oskar Paluch i Alan Szczotka, z którym jeszcze będą rozmowy. Jak ci zawodnicy będą, każdy sukcesywnie będzie walczyć o skład. Lepsi w zależności od aktualnej formy pojadą w PGE Ekstralidze, pozostali w innych rozgrywkach. Dla juniorów najważniejsza jest jazda i rozwój bez kontuzji.

Nadal chcecie wypożyczać swoich zawodników do innych klubów?

Wypożyczaliśmy zawodników, bo jak było ich więcej, trzeba było zapewnić im politykę startową i jeździliby u nas dużo mniej. Na wypożyczeniach mieli więcej jazdy. Teraz maja przychodzić do nas i mogą się rozwijać dalej. Każdy chciał spróbować innego chleba i innej jazdy, przychodzi jednak czas, by mieli nadal walczyć dla drużyny, w której zdali licencję od samego początku.

Stal Gorzów na przestrzeni ostatniej dekady wypuściła wielu wychowanków.

To prawda, ale różnie to wyglądało. Przez kontuzje czy decyzje zawodników też mieliśmy momentami problemy z kadrą młodzieżowców, ale jak możemy, to wspomożemy inne kluby. Za parę lat powinniśmy mieć zawodników, którzy będą mogli być wartościowymi zawodnikami czy w Stali czy w innych klubach. Obserwuję jednak pozytywny trend i za parę lat nie powinniśmy mieć problemów z juniorami dzięki rozwojowi klasy 250 cc. Zbierzemy owoce piramidy szkoleniowej.

Oskar Paluch na torze
Oskar Paluch na torze

Czy te coraz liczniejsze roczniki to powolny powrót do tego, co było w Stali za pana czasów w gronie juniorów, w latach 80-tych czy 90-tych?

Chciałoby się, by tak to wyglądało, ale w moich czasach nie było komputerów i tylu atrakcji. Do szkółki przychodziło 50-100 chłopaków i było w kim wybierać. Obecnie trzeba zabiegać o zawodników i namawiać rodziców, bo ten sport jak wszyscy wiemy nie jest łatwy. Aktualnie szkółce mam dwunastu chłopaków i dobijają się do nich inni dzięki powstaniu piramidy szkoleniowej od pit-bików do motocykli w klasie 500 cc. W przyszłym roku 3-4 ma zdawać licencje w klasie 250 cc, jeden w klasie 500 cc jak się jeszcze doszkoli i każdego roku licencję powinni zdawać kolejni. Jest w kim wybierać, fajnie to wygląda też na treningach. Chłopaki są zdeterminowani i chcą się ściga. Pomimo upadków, podnoszą się i jadą dalej. To jest najważniejsze. Ten sport jest jednak trudny, to nie jest włożenie getrów i biegania. Samej jazdy na treningach nie jest wiele, ale również podczas pracy przy sprzęcie widać kto ma jakie predyspozycje. Trzeba motocykle czyścić, wymieniać elementy i to ważne, by być coraz lepszym.

To też łapanie pokory?

Oczywiście. Wszyscy chodzą do szkoły i muszą to odpowiednio pogodzić, ale zawsze tak dysponujemy czasem, że każdy ma motor umyty i przygotowany. Pomagają też rodzice, ale staramy się by działo się to w mniejszym stopniu, by zawodnicy robili to sami. Na minitorze tradycją jest, że wszystko robi rodzic, tu większa odpowiedzialność przechodzi na zawodnika.

Czyli idziecie w stronę piłki nożnej, gdzie znane są apele by rodzic nie wtrącał się do procesu szkolenia?

Dokładnie tak jest w piłce nożnej. Pamiętam, jak Oskar grał w drużynach Piasta Karnin i Progresu Gorzów i na meczach i treningach wiele słyszałem od rodziców, którzy krzyczeli jak mają grać ich zawodnicy i bardziej przekrzykiwali trener - a nie powinni. To trener ma swoją koncepcję, która prędzej czy później przyniesie efekt.

Źródło artykułu: