Jeszcze kilka lat temu Lewis Bridger uważany był za wielki talent brytyjskiego żużlowa. Zawodnik urodzony w Hastings nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei i przedwcześnie zakończył karierę. Następnie Bridger kilkukrotnie wracał do speedwaya, ale za każdym razem z mizernym skutkiem.
Przed sezonem 31-latek ogłosił kolejny powrót - podpisał kontrakt z King's Lynn Stars. Tym razem jego historia ma się potoczyć zupełnie inaczej.
- Muszę pomyśleć o sponsorach itd. O tym, kto będzie szyć moje kevlary, przygotowywać silniki, komu mogę zaufać. To nie jest jak bycie bokserem, gdzie po prostu sam dbasz o siebie. W żużlu wiele elementów musi być na właściwym miejscu - powiedział Bridger w rozmowie z "Lynn News".
ZOBACZ WIDEO Żużel. Tata Thomsena zestresował się. On sam podszedł do tematu spokojniej
- Kupiłem dwa motocykle od Craiga Cooka, a Lewis Rose dostarczył mi trzeci. Mój dziadek zainwestował we mnie ponad 10 tys. funtów, więc razem z silnikami inwestycje osiągnęły poziom 20 tys. funtów. Tyle trzeba, żeby się przygotować do jazdy w Premiership - dodał Bridger.
Żużlowiec, który od roku 2017 nie rywalizował na torze, zdradził też kulisy swojego powrotu. - Rozmawiałem z kapitanem drużyny i moim przyjacielem, Lewisem Kerrem. Okazało się, że Erik Riss nie będzie się ścigać na Wyspach w tym roku. Potem o mojej osobie dowiedział się promotor Dale Allitt. Każdy z klubu wspierał mnie w tym pomyśle - stwierdził Bridger.
- Lewis zaoferował mi pokój, w którym będę mógł zostać w dni meczowe. Do tego wydzielił mi miejsce w warsztacie. Do tego Lewis Rose zaoferował pomoc przy zdobyciu sprzętu - podsumował zawodnik, który w Polsce ścigał się m.in. dla zespołów z Rybnika, Częstochowy i Gniezna.
Czytaj także:
Czas na kolejnego żużlowca w MMA
Ważna zmiana w życiu Łaguty