Żużel według Jacka: Duży szacunek i słowa uznania dla tych, dzięki którym sezon się odbył

Getty Images / PAWEL WILCZYNSKI/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu od lewej: Wojciech Stępniewski i Zbigniew Boniek
Getty Images / PAWEL WILCZYNSKI/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL / Na zdjęciu od lewej: Wojciech Stępniewski i Zbigniew Boniek

- Wielu ludzi musiało podejmować bardzo trudne i ryzykowne decyzje. Brać na siebie odpowiedzialność za nie. Trzeba wyrazić duży szacunek i uznanie dla wszystkich, którzy sprawili, że te rozgrywki się odbyły - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera Get Well Toruń.

***
Dość krytycznie odnoszę się do tego, co czasami dzieje się w żużlu, do różnych kwestii regulaminowych i nie tylko. W tym roku muszę jednak wyrazić duży szacunek i słowa uznania dla wszystkich ludzi, którzy przyczynili się do tego, że ten sezon został rozegrany. W pierwszej kolejności dla działaczy Ekstraligi Żużlowej i Głównej Komisji Sportu Żużlowego, którzy doprowadzili do tego, że ruszyły rozgrywki ligowe.

Od ligi w zasadzie wszystko się zaczęło. Zawody rangi Grand Prix były również konsekwencją tego, że w określonym reżimie sanitarnym wystartowała PGE Ekstraliga. Dzięki temu, że udało się to wszystko rozpocząć w Polsce, wiele zawodów w kalendarzu FIM uratowano. Do tego potrzebna była ogromna praca wielu osób. Opracowano zasady sanitarne, uzyskano wszelkie niezbędne zezwolenia i na szczęście bez jakiś poważniejszych problemów to wszystko udało się zorganizować. Rozgrywki dojechały do końca.

ZOBACZ WIDEO: Zmiana pokoleniowa w polskim sporcie? "Świątek, Zmarzlik i Błachowicz przerośli swoich mistrzów"

Zdaję sobie sprawę, jaki to był wysiłek, jaki stres i ile różnego rodzaju procedur trzeba było przygotować. Dopięto wszelkiego rodzaju zgody od różnych instytucji, począwszy od Sanepidu, a na Ministerstwie Zdrowia kończąc. To było chyba w tym kończącym się roku najtrudniejsze i jednocześnie najważniejsze. Bez tej pracy, bez procedur i zezwoleń, nie byłoby ligi, SEC i Grand Prix.

Koniec końców cieszyliśmy się z tytułu indywidualnego mistrza świata wywalczonego przez Bartosza Zmarzlika. Nie zawsze Polakowi szło tak jak sobie wymarzył. Ten drugi złoty medal IMŚ rodził się w bólach, ale tym większa była radość po jego zdobyciu. Lepiej to smakuje i dłużej się pamięta taki sukces.

Dla mnie osobiście wydarzeniem roku było to, że liga ruszyła, że udało się rozegrać rozgrywki i nie ma "dziury" w historii wyników sportu żużlowego z uwagi na pandemię. Przypomnijmy sobie, co było w kwietniu czy maju. W jak wielkiej niepewności żyliśmy. Oczywiście nie od razu wszyscy mogli to oglądać na żywo na stadionach z uwagi na obostrzenia. Cieszyliśmy się z możliwości oglądania żużla w telewizji. Bezpośrednich transmisji, bo chyba wszyscy już mieliśmy dosyć powtórek z lat ubiegłych, które były serwowane w okresie lockdownu.

Szczęśliwie, że sezon żużlowy odbywa się od wiosny do jesieni i udało się wstrzelić w moment, gdzie pandemia na jakiś czas trochę odpuściła. Tempo rozgrywek było wręcz szalone. Szczególnie jesienią, gdzie pogoda nie zawsze dopisywała, trzeba było podejmować trudne decyzje. Mecz w Zielonej Górze o brązowy medal wzbudził kontrowersje. Zastanawiano się, czy w takich warunkach powinno się jechać.
Brakowało już terminów i robiono wszystko, by to spotkanie odjechać. W innych okolicznościach, gdyby pandemii nie było, pewnie mecz byłby przełożony.

Wielu ludzi musiało podejmować bardzo trudne i ryzykowne decyzje. Brać na siebie odpowiedzialność za nie. Patrząc na cały sezon, trzeba wyrazić duży szacunek i uznanie dla tych wszystkich ludzi, którzy doprowadzili do tego, że te rozgrywki się odbyły, że nie było "pustego przebiegu", że praktycznie wszystkie najważniejsze tytuły zostały w tym pandemicznym roku 2020 rozdane.

Zobacz także: Skrzydlewski mógł zostać klientem własnej firmy pogrzebowej
Zobacz także: Grzyb miał moralny problem z Martinem Vaculikiem

Źródło artykułu: