W Rosji zdiagnozowano do tej pory 961,493 przypadków koronawirusa, zmarło 16 448 osób. Pod względem liczby zachorowań federacja jest na czwartym miejscu na świecie, tylko za Stanami Zjednoczonymi, Brazylią i Indiami.
Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Rybnik jest czerwoną strefą na mapie koronawirusa. W klubie mieliśmy dwie osoby zakażone, w tym mechanika. Jak pan sobie radzi w czasach pandemii?
Siergiej Łogaczow, żużlowiec PGG ROW-u Rybnik: Ciekawe jest to, że w Rosji wszyscy moi kumple już mieli koronawirusa. Tam najwyraźniej wychodzi się z założenia, że prędzej czy później każdy musi zachorować, więc jest większy luz. A tu w Polsce nic, a w związku z tym, że żyjemy w czerwonej strefie są dodatkowe obostrzenia. Jednak oczywiście mocno odczułem, że jest pandemia. Właśnie z powodu tych zakażeń. Musieliśmy się z tego powodu poddać testom na koronawirusa ponownie, a są one naprawdę nieprzyjemne. Człowiek ma wrażenie, że patyczek, który wkładają przy badaniu do gardła, jeździ po żołądku. Stres jest. Na szczęście ponowne testy nie dały pozytywnego wyniku.
A był pan ostatnio we Władywostoku, gdzie mieszka?
Tak. Żałuję tylko, że nie mogłem odwiedzić mamy. Faktycznie mieszkam we Władywostoku, ale mama 1500 kilometrów od tego miejsca. Co ciekawe, kiedy byłem zawodnikiem klubu z Władywostoku, to dojeżdżałem na treningi właśnie 1500 kilometrów. Warto jednak było.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Zmarzlik nie musi zmieniać klubu. Dobry kontrakt załatwi sprawę
Musiałby się stać cud, żeby PGG ROW utrzymał się w PGE Ekstralidze. W razie spadku zostanie pan w Rybniku?
Kontrakt mam ważny, ale z drugiej strony nie ma rzeczy nie do rozwiązania.
Chce pan powiedzieć, że już inne kluby się zgłaszają?
Na to pytanie dziś nie odpowiem, ale mogę za to, pół żartem, pół serio, odpowiedzieć, że jeśli ten wariat Krzysztof Mrozek zostanie z klubem, to pewnie i ja zostanę. Prezesa lubię, dobrze nam się współpracuje, więc jak on będzie, to ja nie będę szukał szczęścia, gdzie indziej.
Prezes strasznie pana chwalił przed sezonem, mówił, że będzie pan odkryciem sezonu. Może aż tak dobrze nie jest, ale kilka razy pokazał pan duże możliwości. Problemem było trudne wejście w sezon. Słyszałem, że na początku nie miał pan sprzętu na ekstraligę i dlatego pan nie jechał.
Sprzęt miałem cały czas. Nawet za dużo. W garażu były silniki od Ashleya Hollowaya i Flemminga Graversena. Finalnie jeżdżę na sprzęcie Siergieja Mikułowa, na nim się najlepiej czuję, odpowiada mi.
Mikułow to chyba z polecenia Grigorija Łaguty.
Wiele Griszy zawdzięczam. On polecił mnie kiedyś do Rybnika, a i z mechanikiem mi pomógł. Dla mnie Łaguta to prawdziwy wzór do naśladowania. Chociaż ustawienia na Rybnik mam chyba lepiej od niego opanowane. Od razu jednak uprzedzę, że nie dzwonił do mnie przed niedzielnym meczem ROW-u z Motorem, gdzie on teraz występuje i nie pytał. Inna sprawa, że wypadł lepiej, ale to przecież zawodnik światowej klasy.
Ktoś kiedyś powiedział mi, że Łogaczow to jest taki jeździec bez głowy.
Pewnie kiedyś tak było. Czasy, kiedy sam sobie robiłem krzywdę na treningach, już dawno minęły. Na rywali z toru też staram się uważać. Wciąż jeżdżę ostro, ale fair.
Zmienił pana ubiegłoroczny wypadek w Gdańsku, gdzie ledwo uszedł pan z życiem. Inna sprawa, że wtedy to nie była pan wina, to Kim Nilsson stracił kontrolę i wjechał w pana.
Wtedy lekarz zawodów uratował mi życie. Sytuacja była naprawdę bardzo poważna. Byłem nieprzytomny. Po czasie dowiedziałem się, że lekarz podjął dobrą decyzję. Miał pewność, że doznałem wewnętrznych obrażeń, więc jeszcze w karetce odbarczył płuca. Wiem, że krew się lała, ale wszystko dobrze się skończyło. Żyję, jadę.
Domyślam się jednak, że pierwsze zawody po tym, jak doszedł pan do siebie po tamtym wypadku, były trudne.
Prezes Mrozek bał się, że nie będę trzymał gazu w pierwszych meczach po karambolu, ale mieliśmy takie zawody w Tarnowie, gdzie wjeżdżałem tam, gdzie inni bali się spojrzeć. Prezes się dziwił, że takie rzeczy robię, a ja mu na to, że jak widzę wolne miejsce do ataku, to albo zamykam oczy i jadę, albo otwieram, a wtedy widzę diengi (pieniądze – tłum. red.), które są do podniesienia z toru. To mnie motywuje, wtedy zapominam o koszmarze, który mnie spotkał. W ogóle to prezes był takim moim testerem po wypadku w Gdańsku. Wtedy miałem problem z płucami i była obawa, że nie dam rady wydolnościowo. Zrobiliśmy jednak taki mały trening rowerowy. Prezes akurat ma wprawę, często trenuje. Jednak kiedy wjeżdżałem na trzecią górkę, on był na pierwszej i ledwo oddychał.
To pan jest zżyty z prezesem. Wie pan jednak, że kibice chcą, żeby odszedł. Na ostatnim meczu zrobili nawet stosowny transparent.
Skupiałem się na meczu.
Patrząc na innych rosyjskich żużlowców startujących w Polsce, następnym etapem dla pana powinny być starania o polskie obywatelstwo.
Prezes czasami żartuje, że poszuka dla mnie żony. A już tak na poważnie, to pracujemy nad tym, ale bez pośpiechu. Najpierw karta stałego pobytu, potem obywatelstwo.
Czytaj także:
Skoro Stali nie ukarano walkowerem, to Włókniarza też nie można
Falubaz przegrał, bo Sparta jest lepszym zespołem