Rosjanin był nie do złapania i zdobył duży komplet punktów, ale to postawa Mateusza Świdnickiego była największą sensacją zaległego spotkania pierwszej kolejki PGE Ekstraligi w Częstochowie. Głosami kibiców wybrano go nawet Rajderem meczu i był lepszy od teoretycznie pierwszego młodzieżowego wyboru Włókniarza - Jakuba Miśkowiaka.
Młody żużlowiec zaliczył już co prawda debiut w najlepszej lidze świata, lecz ponad dwa lata temu, gdy dopiero zaczynał przygodę z poważnym ściganiem.
W międzyczasie zbierał doświadczenie na wypożyczeniach i poprzedni rok w Wilkach Krosno udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał. Ale prawdziwy chrzest bojowy miał nadejść dopiero w sezonie 2020, po przejęciu pałeczki od przechodzącego do grona seniorów Michała Gruchalskiego.
Świdnicki pojawił się na torze trzy razy, zdobył sześć punktów i nie zanotował przy swoim nazwisku żadnego zera. Przecieraliśmy oczy z zdumienia, ponieważ zawodnik od pierwszego biegu prezentował jazdę pozbawioną kompleksów. Latał na silnikach Flemminga Graversena, które akurat w Częstochowie pasują idealnie. Z usług tego tunera korzystają trzej liderzy Włókniarza (Madsen, Lindgren, Doyle).
Na torze wyglądał jak stary rutyniarz, świetnie czytał ścieżki, imponował odwagą, nie przymykał manetki, gdy widział zbliżający się motocykl przeciwnika. W jego sylwetce wyraźnie widać rękę trenera juniorów Lwów Sławomira Drabika.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Zengota: Motor mocny, ale jako zawodnik nie byłbym z Hampela zadowolony
W biegu czwartym stoczył genialny pojedynek z Kennethem Bjerre. Duńczyk ostro się napocił zanim wyprzedził juniora na ostatnim okrążeniu. Okazja do rewanżu nastąpiła bardzo szybko. W ósmej gonitwie Bjerre przeciął linię mety ostatni, a Świdnicki za swoimi plecami przywiózł jeszcze Przemysława Pawlickiego. - Obstawiał mnie Jason Doyle. Ja jechałem z przodu, a Australijczyk blokował przeciwników. W paru momentach zabrakło mi też większego cwaniactwa, żeby osiągnąć lepszy wynik - wyjaśniał skromnie przed kamerami Eleven.
Mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale sugerując się euforią, jaka zapanowała w mediach społecznościowych po kapitalnym występie Świdnickiego, żużlowcowi przybędzie w przeciągu paru godzin spora liczba followersów na prywatnych kontach w socialach.
CZYTAJ TAKŻE: Inauguracyjna runda zakończona. Świetna średnia Łaguty
CZYTAJ TAKŻE: Na pełnym gazie. Tajemniczy rybnicki korytarz