Motor Lublin z pozyskanym rzutem na taśmę Jarosławem Hampelem miał być drużyną, która w cuglach wejdzie do czwórki. Jednak już na inaugurację zespół został sprowadzony brutalnie na ziemię. Motor przegrał z Betard Spartą Wrocław różnicą aż 20 punktów. Wynik był fatalny, styl jeszcze gorszy. Dlaczego? Dariusz Sajdak, mechanik Grigorija Łaguty, wszystko tłumaczy tym, że gościom nie udało się odpowiednio doregulować motocykli.
- W obecnym żużlu ten set-up motocykla jest bardzo ważny - przekonuje Sajdak. - Sparta przygotowała tor, jaki jej pasuje, była wyśmienicie do niego dopasowana i miała to szczęście, że komisarz niczego nie kazał z nawierzchnią robić. My dopiero w końcówce złapaliśmy ustawienia, które były bazą do dalszych poszukiwań. Jeszcze kilka wyścigów i mielibyśmy to, co pozwoliłoby nam nawiązać walkę. Mecz się jednak skończył.
- Proszę zwrócić uwagę, że my od początku do końca byliśmy wolniejsi - komentuje mechanik. - Hampel wygrał pierwszy bieg, bo perfekcyjnie wykorzystał moment startowy, a potem jechał dobrą linią i skutecznie się bronił, choć jadący za nim Max Fricke był od niego szybszy. Jarek nie popełnił jednak błędu. Nie wpuścił na drugim łuku Fricke'a pod łokieć.
ZOBACZ WIDEO Zawodnicy Motoru dostali strzał w kolano? To brutalna strona sportowego biznesu
Sajdak zaprzecza, by Motorowi zaszkodził brak sparingów, zwłaszcza tych na obcych torach. - Pewnie, że jakbyśmy ze dwa dni potrenowali we Wrocławiu, to złapalibyśmy ustawienia. Tutaj zabrakło nam jednak szczęścia, bo często w meczu jest tak, że jak jeden zawodnik w drużynie łapie regulacje, to wtedy inni szybciej przestają błądzić. Tu nie miał kto dać tej podpowiedzi.
Zdaniem mechanika dodatkowe utrudnienia stanowiło przygotowanie toru, na którym liczył się start, a potem była już tylko jazda przy krawężniku. - Kto wygrywał start, ten miał trzy punkty, bo na trasie praktycznie nic nie dało się zrobić. O ile można było jeszcze rywala dogonić, to ciężko było go wyprzedzić. Szpryca była bardzo ciężka, więc jak ten z przodu jechał dobrą linią, to nie było szans go minąć. Gospodarzom się raz, czy dwa udało, bo byli dopasowani, a my nie i przez to popełnialiśmy błędy. Jak zawodnik jest niedopasowany i próbuje pomóc motocyklowi, to czasami skutek jest odwrotny od zamierzonego - kończy Sajdak.
Czytaj także:
Pozwólcie im zdjąć maski, bo w końcu ktoś zasłabnie i zemdleje
Motor rozjechany i sprowadzony na ziemię. I to ma być zespół na finał?