Żużel. Były mechanik Emila Sajfutdinowa: Zrobili ze mnie kreta i popychadło. Sprawy oddałem w ręce prawnika [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Suskiewicz, Emil Sajfutdinow.
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Suskiewicz, Emil Sajfutdinow.

Mariusz Barciński, były mechanik Emila Sajfutdinowa, przerywa milczenie. - Mam już dość oskarżeń o to, że sprzedałem jednemu z mechaników tajemnice teamu. Robi się ze mnie czarną owcę, a ja tylko wykonywałem polecenia - mówi. I zapowiada pozew.

Kamil Hynek, WP Sportowe Fakty: Około miesiąc temu na rosyjskojęzycznym kanale w serwisie YouTube pojawił się odważny wywiad Sajfutdinowa, w którym padają mocne zarzuty pod pana adresem: "Robiłem silniki u Ryszarda Kowalskiego, który podobnie jak mój mechanik pochodził z Torunia. Zdradził sekrety teamu Kowalskiemu. To było cholernie niefajne, zaczęliśmy się na siebie złościć, więc go zwolniłem. Doszliśmy do wniosku, że nie pasuje do zespołu." Co pan na to?

Mariusz Barciński, mechanik Emila Sajfutdinowa w latach 2010-2017: Kłamstwo. To nie Emil mnie zwolnił tylko odszedłem sam, ponieważ zrobili ze mnie popychadło i przestali szanować. Po drugie, nic do pana Kowalskiego nie wynosiłem. Nie byłem żadnym kretem i nie działałem na szkodę teamu Emila, jak to jest teraz przedstawiane. Oczywiście widywałem się z panem Ryszardem, bo z racji bliskości naszych miejsc zamieszkania, kiedy mnie proszono, woziłem silniki na serwisy, albo je odbierałem. Tyle.

Czyli często gościł pan u Kowalskiego?

Jasne, mieszkam w Toruniu, miałem najbliżej. Dla mnie to żadna sensacja. Podkreślam: wszystko robiłem w porozumieniu z panem Ryszardem i Tomaszem. Nie przekraczałem swoich kompetencji. Jeżeli "u góry" panowie doszli do wniosku, że coś zmieniamy, wsiadałem w auto i robiłem za kuriera, łącznika. Po naniesionych poprawkach jednostki pakowaliśmy w ramy i "długa" na trening. Interesowało mnie wyłącznie bezpieczne przewiezienie sprzętu.

Najbardziej zastanawia mnie to rzekome wynoszenie na zewnątrz tajemnic teamu.

Też chciałbym wiedzieć, o co chodzi. Podobnie jak pan oglądałem tę rozmowę. Znajomy mi ją przetłumaczył. Przecierałem oczy ze zdziwienia. To nie pierwszy raz, kiedy kręcą i uderzają we mnie na forum publicznym. Szkoda tylko, że na każdym kroku mijają się z prawdą. Może boli ich fakt, że to ja wymiksowałem się z tego chorego układu.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump

Większy problem był z samym zawodnikiem, czy jego menedżerem i szefem całego teamu - Tomaszem Suskiewiczem?

Nie patrzyłbym na to w ten sposób. Myśl o odejściu kiełkowała we mnie od dłuższego czasu, aż w końcu nadszedł kulminacyjny moment. Czara goryczy się przelała i pękłem. Doszedłem do wniosku, że są większe wartości niż pieniądze. Trzeba się szanować, bo nerwy, stres, które otrzymałem w nadmiarze zaczęły znacząco odbijać się na moim organizmie i psychice.

Jak panu się wydaje, czemu to robią i jaki mają w tym cel? Dla odwrócenia uwagi od swoich kłopotów?

Nie wiem, choć niedługo miną trzy lata, temat co chwilę wraca jak bumerang. Ileż można siedzieć cicho i dawać się okładać? Ja też mam swoje granice.

Środowisko mechaników jest dość hermetyczne. Kiedy pójdzie fama, że któryś z członków teamu działał na szkodę szefa, może to oznaczać bilet w jedną stronę i definitywne pożegnanie z zawodem?

To prawda. Niestety sport żużlowy ma to do siebie, że najczęściej słucha się tych osób, które są na pierwszych stronach gazet, na świeczniku. A my stoimy w cieniu i nie mamy takiej siły przebicia.

Ile lat był pan w teamie Emila?

Siedem. Od 2010 roku do końca maja 2017. Doświadczaliśmy lepszych i gorszych momentów, ale wychodziliśmy razem ze wzlotów i upadków. Staraliśmy się wspierać, a teraz jestem szarą eminencją i czarną owcą. Naprawdę przykro się robi, gdy czytasz lub słuchasz o sobie takie rzeczy. Tym bardziej, że rzeczywiście nie byłem parę miesięcy.

Dopiero w tym ostatnim sezonie tak wszystko się nawarstwiło, że trzasnął pan pięścią w stół, czy wcześniej też dostawał znaki, że misja w teamie Emila dobiega końca?

Gdy jeździsz bez przerwy z tymi samymi ludźmi, nocujesz w hotelach, budząc się widzisz ciągle te same twarze, siłą rzeczy dochodzi do zgrzytów. Ale w pewnej chwili ta praca przestała mi dawać przyjemność i podziękowałem. Zrezygnowałem w połowie sezonu, nie powinno się tak robić, ale przeżywałem męki. Oszalałbym.

Próbował pan się później z nimi kontaktować, zadzwonić z zapytaniem, czemu tak o panu mówią publicznie?

Dla tych ludzi każda forma dialogu jest trudna do przyswojenia. Było mnóstwo innych zdarzeń, przy których udowodnili, że szacunek do drugiej osoby jest im obcy.

Co pan teraz zamierza zrobić?

Jestem zmuszony do tego, aby chronić swoje dobre nazwisko. Sprawę przekazałem w ręce prawnika. On w moim imieniu będzie decydował, co dalej. Skoro nie potrafią uderzyć się w pierś, grają nie fair i wysyłają w eter stek bzdur, ja też reaguję.

Porozmawiajmy jeszcze chwilę o uwikłaniu w pana wątek Ryszarda Kowalskiego. Najłatwiej pójść po linii najmniejszego oporu i połączyć klocki, że skoro pan z Torunia i tuner także, to... 

Niby tak. Nasuwa się jednak pytanie, kto byłby kozłem ofiarnym, gdybym dalej pracował u Emila. Najlepiej teraz zwalić wszystko na mnie. Ubolewam, że nikt wcześniej nie zadał sobie trudu, żeby zweryfikować u źródła te oszczerstwa. Pan zgłosił się pierwszy. Ja nie lubię pchać się przed szereg.

Kibice, postronni ludzie są ślepo zapatrzeni w swoich idoli?

Sądzą, że jeśli coś wypłynęło z ust zawodnika lub menedżera to pewnie tak było. Jest to uznawane za świętość nawet, gdy często gęsto prawda leży zupełnie gdzie indziej. To najbardziej boli.

Sajfutdinow tłumaczył też, że w ciągu trzech i pół roku kupił dziesięć motocykli, później dokupił jeszcze jeden, ale to nie jechało i kasę wyrzucił w błoto.

Byłem tylko mechanikiem i kierowcą. Nie podejmowałem kluczowych decyzji w teamie. Robiłem to o co mnie poproszono i z wykonywanych poleceń byłem rozliczany. Za kwestie sprzętowe odpowiadał menedżer i mentor Emila. 

To zbiegło się z wpisem Kowalskiego na Faceboooku, w którym otwarcie stwierdza, że jego silnik był zawożony do Ashleya Holloway'a i otwierany. Emil tym słowom przeczy.

To było już po moim odejściu z teamu, więc niewiele wiem. Coś obiło mi się o uszy, ale szczegółów nie znam.

Było ciśnienie na wyniki, a ich brakowało?

Kto wie, trwało szukanie wymówek. Stwierdziłem, że nie dam się wykreować na gamonia, bo się za takiego nie uważam.

Obniżkę formy zrzucono na pana barki?

Być może. Dumali, dumali i padło na mnie. Miarka się przebrała. Mam szacunek do swojej osoby, zawsze podkreślałem, że moje życie nie kończy się na żużlu. Daję sobie doskonale radę, pomagam Juricy Pavlicowi, ale bez czarnego sportu też jestem szczęśliwy. Prowadzę mały biznes.

CZYTAJ TAKŻE: Skaza na życiorysie Piotra Pawlickiego
CZYTAJ TAKŻE: Falubaz szuka gości. Jest opcja z Walaskiem

Źródło artykułu: