Żużel. Krzysztof Buczkowski: Mam zabezpieczone środki, wytrzymałbym rok bez żużla. Team buduję od nowa [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Buczkowski

- Na tę chwilę team Krzysztofa Buczkowskiego składa się wyłącznie z jednej osoby - zawodnika. Wszyscy liczą pieniądze, nikt nie chce być stratny, albo dołożyć do interesu jak najmniej. Z żużlowcami jest podobnie - mówi nam sam zainteresowany.

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Jak przystało na kapitana dał pan sygnał reszcie kolegów. Jako pierwszy zgodził się pan aneksować umowę i jechać w barwach MRGARDEN GKM-u Grudziądz za obniżone stawki. Błyskawicznie doszedł pan do porozumienia z klubem.[/b]

Krzysztof Buczkowski, zawodnik MrGarden GKM-u Grudziądz: Warunki finansowe dogadaliśmy może w pół godziny. Rozmowa trwała jednak dłużej, bo miałem więcej innych pytań, dotyczących różnych ograniczeń, reżimu sanitarnego itp. Wszystko zostało mi ładnie wyjaśnione i nie wyobrażałem sobie, że nie uściśniemy sobie dłoni. Generalnie chodziło też o mój spokój wewnętrzny, żeby już nie zaprzątać sobie głowy innymi rzeczami niż wyjazd na tor.

Co do regulacji sanitarnych, zawodnicy najczęściej uderzają w punkt dotyczący higieny. To, że przy podróży na drugi koniec Polski nie wezmą po zawodach prysznica i będą wracali brudni.

Poradzimy sobie. Będzie to kłopotliwe, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że nastał wyjątkowy czas i trzeba się dostosować do panujących reguł. Spis sanitarny był na pewno konsultowany z ministerstwem i bez jego wprowadzenia liga nie dostałaby zielonego światła na start. Szereg obostrzeń jest wprowadzanych dla naszego dobra, a nie dlatego, iż ktoś ma takie widzimisię. Lepiej teraz zacisnąć zęby i ograniczyć do minimum ryzyko zakażenia koronowirusem niż później powiedzieć, iż mądry Polak po szkodzie.

Sponsorzy indywidualni zadeklarowali wsparcie na dotychczasowym poziomie, czy pana budżet uszczuplił się przez te kilkanaście tygodni?

To złożony temat. Zimowe zakupy były finansowane w oparciu o stare liczby i trzeba było korygować plany. Jeszcze zanim poszedłem do klubu na rozmowy, osobiście obdzwoniłem moich sponsorów. Kamień spadł z serca, ponieważ nikt się nie wycofał z wcześniejszych ustaleń. Wszyscy jak jeden mąż obiecali, że gdy liga ruszy ich wsparcie pozostanie na dotychczasowym poziomie, tak jakby COVID-19 w ogóle nie istniał. Jestem im za to bardzo wdzięczny.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Nie ominiemy kłopotliwego wątku zwolnień w teamach, zwłaszcza wśród mechaników. Tym bardziej, że według nowych wytycznych w trakcie zawodów będzie pan mógł korzystać tylko z jednego.

Na tę chwilę team Krzysztofa Buczkowskiego składa się wyłącznie z jednej osoby - zawodnika. Buduję zespół praktycznie od nowa. Jestem na etapie poszukiwań i pewne ruchy od dawna są w tym kierunku czynione. Wiadomo, że każda branża przeżywa obecnie trudny okres, wszyscy liczą pieniądze, nikt nie chce być stratny, albo dołożyć do interesu jak najmniej. Z żużlowcami, czyli osobami, które zatrudniają ludzi do swoich teamów jest podobnie. Do dwunastego czerwca, czyli pierwszej kolejki, na pewno się wyrobię i ten człowiek się przy moim boku pojawi. A co będzie dalej? Zobaczymy, dużo zależy od sytuacji epidemiologicznej i czy nam też zaczną luzować zakazy w parku maszyn.

Udźwignąłby pan finansowo rok bez żużla?

Zacznijmy od tego, iż nie dopuszczałem scenariusza, że sezon 2020 ulegnie zamrożeniu. Jeśli jednak już by do tego doszło, mam zabezpieczone środki i udałoby mi się wziąć rok na przeczekanie. Od razu rodzi się pytanie, a co w przypadku, gdyby i następny sezon stanął pod znakiem zapytania i co grosza zostałby odwołany, bo wiele klubów przestałoby istnieć? To mógłby być gwóźdź do trumny całej dyscypliny, dlatego lepsze takie rozgrywki niż żadne.

A pana zdaniem dałoby się pogodzić jazdę na żużlu z inną pracą, żeby gdzieś te ubytki w budżecie domowym połatać?

Trwały zagorzałe dyskusje, czy zawodnicy będą zmuszeni pójść do normalnej pracy i np. łączyć z nią uprawianie sportu. Nie wyobrażam sobie występów w PGE Ekstralidze, a w tygodniu między treningami zasuwania gdzieś do dodatkowej roboty. Łapanie kilku srok za ogon chyba jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. Poza tym nie wiem, jak zawodnik miałby funkcjonować, skoro jedno i drugie zajęcie pochłaniałoby dużo sił i wymagałoby ogromnego poświęcenia. A gdzie regeneracja? Przypominam, że my pędzimy po 100 km/h. Stając pod taśmą musimy być wypoczęci i pełni energii. W żużlu nie ma miejsca na niechlujstwo, jeden błąd może nieść za sobą opłakane skutki.

Ten sezon dla żużlowców będzie głównie na przetrwanie?

Najwięcej zależy od samych zawodników i ich sprzętu. Będę chciał wycisnąć z tego przejściowego roku, jak najwięcej i wyjść na delikatny plus. Jeśli zbliżyłbym się do zeszłorocznego poziomu i zakręcił wokoło stu dwudziestu punktów, nie byłoby tragedii. Wtedy coś udałoby się odłożyć. Nie czarujmy się, to jest nasz zawód i źródło utrzymania. Jeżdżąc na żużlu dbamy nie tylko o siebie, ale i o przyszłość rodziny. No i zarabiając inwestujemy w swoją dalszą karierę.

Od dwunastego czerwca, gdy ruszy machina, mecz będzie gonił mecz.

No właśnie, co weekend kolejka, bez żadnej przerwy. Sam jestem ciekawy jak przystosujemy się do nowości, bo będzie ich w tym roku mnóstwo. Zanosi się, że przy tak niemiłosiernie nabitym terminarzu każde przejechane treningowe kółko będzie na wagę złota.

Po kontuzji nie ma śladu?

Niedawno miałem ostatnią kontrolę, która utwierdziła mnie, a przede wszystkim lekarzy, że wszystko z nogą jest w porządku. Dziwnie to zabrzmi, ale z racji procesu leczenia, opóźnienie ligi odrobinę spadło mi z nieba. Bez pośpiechu dochodziłem do pełni sprawności, a pierwsza diagnoza była przecież brutalna. Złamanie kości udowej okazało się bardzo rozległe. A żeby odzyskać pełen zrost i zakres ruchowy potrzeba minimum sześciu miesięcy. Godzina zero miała wybić zatem dopiero u progu czerwca. A więc gdyby liga rozpoczęła się w kwietniu, nie wiem czy zdążyłbym się wykurować na pierwsze dwie, trzy rundy. A tak, wkraczam do akcji od razu.

Czyli nie podejmowałby pan zbędnego ryzyka i nie porywał się z motyką na słońce wchodząc do składu "od strzała"?

Tego się już nie dowiemy. Nie ukrywam, że kołatał mi plan żeby spróbować po dwudziestym pierwszym marca jak kończyna zachowuje się w warunkach bojowych, czy jest gotowa na mocne nadwyrężanie.

Dostał pan w gratisie osiem tygodni. 

Dokładnie. I nie skupiam się już nad wchodzeniem w gdybologię. Klub też przechodzi swoje trudności, a ja jestem po to, aby mu pomóc.

Szczęśliwie skończył pan rehabilitację akurat jeszcze przed wzrostem fali zarażeń. Ale aktualnie wykonuje pan jakieś ćwiczenia wzmacniające nogę?

To nie jest już typowa terapia, którą przechodziłem odgórnie do lutego. Kiedy koronawirus się rozprzestrzeniał i zamknięto nas w domach, początkowe cztery tygodnie były trudne. Próbowałem samemu organizować sobie zajęcia. Ratowałem się także telefonami i telekonferencjami ze specjalistami. Wówczas ćwiczyłem pod nadzorem osób, które się na tym znają.

W jaki sposób udało się zabić nadmiar wolnego czasu w izolacji?

Konsoli nie wyciągałem z gniazdka (śmiech). Męczyliśmy ją z kumplami z toru do późnych godzin nocnych. Obok rozrywki pamiętaliśmy o obowiązkach. Razem z Artiomem Łagutą łączyliśmy się przez internet poprzez różne platformy komunikacyjne z naszym trenerem personalnym Grzegorzem Jasińskim, podtrzymując aktywność fizyczną. Wcześniej musieliśmy ogarnąć sobie przyrządy i wyznaczyć lokum do ćwiczeń, aby mieć jak największy komfort i swobodę. Oprócz tego w użyciu były rowery, które zastępowały mi motocross, o którym mogę do końca sezonu zapomnieć.

CZYTAJ TAKŻE: Apator chce kina samochodowego
CZYTAJ TAKŻE: Falubaz w kłopocie? Patryk ratuj!

Źródło artykułu: