Koronawirus. Joanna Skrzydlewska: Lepiej zamrozić kontrakty i pojechać za rok. Żużel przestał być najważniejszy (wywiad)

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Joanna Skrzydlewska i Jason Doyle
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Joanna Skrzydlewska i Jason Doyle

- Nie wiem, czy w tym roku kluby będzie stać na jazdę. Sponsorzy nie będą mieć pieniędzy, kibice mogą obawiać się wizyt na stadionach, a dla samorządów sport nie będzie najważniejszy - mówi wiceprezydent Łodzi Joanna Skrzydlewska.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak się pani czuje?

Joanna Skrzydlewska, wiceprezydent Łodzi, była prezes honorowa Orła Łódź: Czuję się dobrze, ale przechodzę dwutygodniową kwarantannę, bo byłam poza granicami naszego kraju. Jestem w domu ze względu na bezpieczeństwo innych. Tak będzie jeszcze przez kilka dni. Uspokajam, że nie byłam w Chinach ani we Włoszech. Wszystko jest w porządku. Nic mi nie dolega.

Jak wygląda pani życie w kwarantannie?

Pracuję i znajduję też czas na swoje pasje. Poza tym jestem w kontakcie telefonicznym z dyrektorami. Można powiedzieć, że stosuję się do zaleceń i wykonuję pracę zdalną. Staram się jak najkrócej oglądać telewizję.

Dlaczego?

Informacji jest już za dużo, a przesyt nie jest dobry. Uważam, że warto filtrować to, co istotne. Mam nadzieję, że jako społeczeństwo zdamy egzamin i wsłuchamy się w apele. Każdy z nas powinien zostać w domu. Apeluję zwłaszcza do ludzi młodych, bo niektórymi historiami jestem naprawdę przerażona.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

To znaczy?

Trzy czwarte samolotów, które wracają do kraju, to rodziny z dziećmi. Wychodzi na to, że nie ma szkoły, więc pojechaliśmy na urlopy. To nie tak powinno wyglądać, bo narażamy na zakażenie całą obsługę samolotów. Oni wykonują swoją pracę, żeby nam pomóc, ale kto pomoże im? Rozumiem ludzi, którzy wyjechali wcześniej i teraz są wrócić. To normalne. Czymś innym są jednak rodzinne wyjazdy z dziećmi w wieku szkolnym. To skrajny brak odpowiedzialności.

Województwo łódzkie pod względem liczby zachorowań na koronawirusa jest w czołówce. Dlaczego? Jest jakaś przyczyna?

Nie oceniałabym tego w ten sposób, bo najpierw musielibyśmy wiedzieć, ile przeprowadziliśmy testów w danym województwie. Moim zdaniem bez takich informacji porównywanie danych nie ma najmniejszego sensu. Być może w województwie łódzkim jest więcej zachorowań, bo więcej testujemy? Do niedawna w Polsce mieliśmy 43 testy na milion mieszkańców, a w małej Holandii 350. To są kluczowe sprawy. Osób chorych jest na pewno zdecydowanie więcej.

A jak wygląda sytuacja w szpitalach w województwie łódzkim?

Brakuje odzieży ochronnej. Każda ilość jest na wagę złota. Z dostępnością do tych środków problem ma jednak całą Europa. Większość producentów jest w Chinach, a z tego, co wiem, tylko jedna firma chińska otrzymała zgodę rządu na eksport. Kanał dystrybucji jest naprawdę wąski. Poza tym mamy ograniczony ruch cargo. Kiedyś nie było problemu z włożeniem paczki do samolotu. Po dwóch dniach przesyłka była w kraju. Teraz w Warszawie ląduje tylko jeden samolot cargo w tygodniu. To jest poważny problem.

Czy łodzianie panikują?

Nie. Uważam, że trzeba im podziękować, bo są mocno zdyscyplinowani. Wsłuchują się w apele pani prezydent. Dużych skupisk ludzi nie widać. Oczywiście, poza sklepami, w których wszyscy robią zakupy. Nastąpił duży spadek korzystających z komunikacji miejskiej, a ulica Piotrkowska świeci pustkami. Grupek ludzi, którzy spotykają się w celach towarzyskich, praktycznie nie ma. Miasto opustoszało, ale to cieszy. Izolacja i pozostanie w domu to najlepsza broń, której każdy z nas może użyć w walce z tym wirusem. Dwa tygodnie to nie jest wieczność. Warto wytrzymać.

To chyba nie będą tylko dwa tygodnie.

Pewnie tak, aczkolwiek wszystko zależy od przyrostu. Na razie ta krzywa jest optymistyczna. W Chinach wszystko trwało trzy miesiące. Oni teraz wychodzą na prostą. My wchodzimy w najtrudniejszą fazę. Myślę, że to może potrwać do wakacji, ale najwięcej zależy od nas. Musimy być odpowiedzialni i rozumieć powagę sytuacji.

Pani tata Witold Skrzydlewski w domu jednak nie został. Mówi, że nie może sobie na to pozwolić.

Bardzo martwię się o moich rodziców. Mama nie wychodzi z domu, ale tata rzeczywiście nie ma takiej opcji. Musi funkcjonować. Proszę go tylko o ostrożność. Więcej zrobić nie mogę i nawet nie próbuję. Znam go już tak długo i wiem, że to ostatnia osoba, która się teraz podda. Będzie walczyć do końca, bo gra jest poważna i toczy się o utrzymanie firmy. Takich sytuacji w Polsce jest teraz tysiące. Ludzie walczą, żeby to, co budowali przez lata, nagle nie runęło.

A co będzie z polskim żużlem? Pojedziemy?

Nie wiem, czy to będzie w ogóle możliwe.

Dlaczego?

Realnie pierwszym momentem na wznowienie sezonu są wakacje. Pytanie tylko, czy kluby będzie stać na jazdę. Być może zostanie zdjęty zakaz imprez masowych, ale czy to załatwia sprawę?

Moim zdaniem niekoniecznie. Nie będziemy tym samym społeczeństwem. Będzie nadal czuć strach i niektórzy nie pójdą na stadiony.

To samo chciałam powiedzieć, a przecież 20 - 30 proc. klubowych budżetów to wpływy z biletów. Mamy zatem dwie przeszkody. Jedna dotyczy kwestii prawnych, a druga wiąże się z finansami. Kibice na pewno będą smutni, ale w kość dostaną także zawodnicy, mechanicy i wszyscy, którzy pracują w klubach. Mam ogromne wątpliwości, czy będzie nas stać na zabawę w żużel. Wielu sponsorów odejdzie, bo będą ratować firmy. A przecież wydatki na marketing tnie się w pierwszej kolejności.

Czyli co trzeba zrobić?

Zamrozić składy i pojechać nimi w sezonie 2021? Takie rozwiązanie przychodzi mi teraz na myśl. Problemem jest też sezonowość żużla. Rok temu w listopadzie była ładna pogoda, ale nie mamy żadnych gwarancji, że tym razem będzie podobnie. Poza tym, jeśli damy sobie czas, to gospodarka trochę ruszy. Firmom będzie nieco łatwiej. Niektórzy może zaczną znowu myśleć o żużlu, bo na razie każdy ma naprawdę inne problemy.

Jako wiceprezydent Łodzi jest pani odpowiedzialna za sport. Czy w tych czasach możemy w ogóle myśleć, że samorządy będą ratować kluby?

Będzie duży kłopot, bo samorządy nie mają przychodów. Wszystkie obiekty sportowe są zamknięte, nikt nie kupuje biletów, więc brakuje pieniędzy. To dotyczy pływalni, kortów tenisowych, hal, sal gimnastycznych. Samorządy nie będą ratować klubów, bo będą mieć swoje problemy. Będą inne obszary, na które będzie trzeba wydać pieniądze. Sport niestety nie będzie dla nikogo priorytetem.

Zobacz także:
Najdrożsi zawodnicy giełdy transferowej
Dobre wieści od Krzysztofa Buczkowskiego

Źródło artykułu: