Traktuję nadchodzący tydzień jako najważniejszy w tym sezonie - rozmowa z Piotrem Protasiewiczem

Po kilku słabszych sezonach Piotr Protasiewicz wraca na żużlowe salony. Reprezentant Polski przyznaje, że zdobył się na spore poświęcenie, żeby znaleźć się w kadrze narodowej. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zawodnik zdradza, że nadchodzący tydzień będzie dla niego najważniejszym w tym sezonie.

Jan Gacek: Jak się pan czuje po wypadku?

Piotr Protasiewicz: - Nie ukrywam, że bywało już lepiej. Mój upadek nie należał do przyjemnych. Na szczęście skończyło się bez poważnych konsekwencji. W tym momencie nie mógłbym grać w piłkę nożną, ale na motorze mogę jeździć całkiem skutecznie. Z minuty na minutę jest jednak lepiej.

Rozmawiałem z trenerami, którzy obserwowali pański trening. Wypowiadali się o panu z uznaniem. Twierdzili, że był pan wręcz zaskakująco szybki jak na zawodnika po kontuzji…

- Dosyć długo jeździłem podczas leszczyńskiego treningu i myślę, że rozjeździłem się. Sam jestem bardzo zadowolony z tych jazd. Sądzę, że wszystko zmierza we właściwym kierunku.

Wiele mówi się ostatnio o tym, że kilku drużynom wyjątkowo zależy na tym, żeby wystąpić w leszczyńskim barażu przed finałem Drużynowego Pucharu Świata…

- Tutaj nie ma kalkulacji. W sporcie trzeba jechać i zawsze dawać z siebie wszystko. Jaki będzie tego rezultat? Zobaczymy, aczkolwiek ja wolałbym nie kombinować tylko jechać i z całych sił walczyć o zwycięstwo. Takie jest moje zdanie.

Marek Cieślak mówił, że jeśli nie awansujecie do finałów bezpośrednio z zawodów w Peterborugh to nie będzie tragedii…

- Teoretycznie tak. Ja jednak jestem za tym, żeby odpuścić sobie jakiekolwiek kalkulacje.

Przygotowujemy się z moim teamem w taki sposób, żeby pojechać jak najlepiej. Myślę, że całą nasza drużyna patrzy na to właśnie w ten sposób. Nikt z nas nie będzie kalkulował. W sporcie nie ma miejsca na takie rzeczy. Jadę do Peterborough, żeby dać z siebie wszystko. Po zawodach zobaczymy co nam los przyniósł.

Czy można w przekonujący sposób symulować walkę na torze?

- Nie ma takiej opcji. Przynajmniej ja tak nie potrafię. Nie wiem czy to w ogóle jest możliwe. Nie sądzę, żeby ktokolwiek jadąc na takie zawody Drużynowego Pucharu Świata mógł w taki sposób kombinować. Los pokaże i zdecyduje, kto awansuje do finału już w Petherborough a kto wystąpi w barażu.

Gdzie można upatrywać źródeł doskonałej formy Piotra Protasiewicza w tym roku? Pańskie występy w kilku poprzednich sezonach nie należały przecież do specjalnie udanych…

- Cóż, może zabrzmi to banalnie, ale takie jest życie i taki jest właśnie sport. Dwa ostatnie sezony miałem bardzo średnie jeśli chodzi o występy na arenie międzynarodowej. Teraz od początku roku jest naprawdę super. Jeśli dopisze mi zdrowie, forma i sprzęt to mam nadzieję, że taką dyspozycję utrzymam jeszcze przez kilka sezonów.

Jaką rolę odgrywa podejście mentalne?

- Jest równie ważne jak pozostałe elementy o których wspominałem. Wszystkie te czynniki są ze sobą nierozerwalnie związanie. W sporcie żużlowym nie jest tak, że dobry sprzęt zagwarantuje sukces, albo sam zawodnik własną dyspozycją przezwycięży niemoc motocykla. Różne elementy żużlowego rzemiosła muszą jednocześnie działać jak trzeba, żeby wynik był dobry. Wszystko może się rozsypać, jeśli choćby jeden z tych elementów szwankuje. Ja od początku sezonu wstrzeliłem się zarówno ze sprzętem jak i z formą i to teraz procentuje. Mam nadzieję, że wpadki, które mi się zdarzały tylko mnie wzmocnią i będę prezentował jeszcze bardziej wyrównany poziom.

Wiele mówi się o tym, że reprezentacja Polski jest jednym z głównych faworytów do zdobycia Drużynowego Pucharu Świata…

- Jedziemy na swoich śmieciach i przed swoją publicznością. Mam w sobie wiarę i nadzieję, że powalczymy o podium a nawet medale z najcenniejszego kruszcu. Chciałbym, żeby droga do finału prowadziła przez Peterborough. W decydującej rozgrywce w Lesznie wszystko się może wydarzyć. Nasza drużyna jest mocna i wyrównana. Mam nadzieję, że naszym atutem będzie także leszczyński tor, który lubimy.

Która reprezentacja może okazać się najpoważniejszym rywalem Polaków?

- Wszystkie pozostałe drużyny! Do finału zostało jeszcze trochę czasu. Przed wszystkim trzeba do niego najpierw awansować. Na pewno bardzo silna jest Australia. To samo można powiedzieć o Szwedach i Duńczykach. Wyjątkowo mocna jest też w tym roku Rosja. Naprawdę nie skreślałbym żadnej z tych drużyn.

Nie sądzi pan, że Australijczycy mogliby poważnie zastanowić się nad powołaniem do swojej kadry Adama Shieldsa? Ten zawodnik notuje ostatnio świetne występy na leszczyńskim torze…

- Powiem szczerze… to nie jest nasz problem. Dla mnie nie robi większej różnicy to w jakich składach wystąpią rywale. Australia jako całość na pewno jest świetnym i wyrównanym zespołem. Podobnie jest zresztą ze Szwedami czy Duńczykami. Wolałbym skupić się na sobie i swojej drużynie zamiast dywagować nad tym czy w składzie Australii pojedzie Adam Shields, Troy Batchelor czy może Davey Watt…

W najbliższym meczu ligowym Falubaz podejmie na własnym torze Unię Leszno. Ten mecz może mieć istotny wpływ na układ sił w tabeli…

- Nie myślę teraz w ogóle o meczach ligowych. Oczywiście rozgrywki krajowe są dla mnie bardzo ważne, ale w tym momencie jestem pochłonięty czekającym nas Drużynowym Pucharem Świata. Traktuję nadchodzący tydzień jako najważniejszy w tym sezonie. To dla mnie bardzo ważny moment. Podporządkowałem wszystko temu, żeby znaleźć się w kadrze.

Źródło artykułu: