Żużel w kroplówce. Czy gdyby każdy był tak szczery, jak Drabik, to nie miałby kto jeździć?

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik, Piotr Protasiewicz.
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maksym Drabik, Piotr Protasiewicz.
zdjęcie autora artykułu

Maksym Drabik złamał procedurę dopingową biorąc kroplówkę powyżej 100 mililitrów. Nawet cenieni eksperci przyznają, że takich Drabików jest w żużlu więcej. Biorą kroplówki, żeby szybko się zregenerować, ale są bezkarni, bo tego nie da się wykryć.

- W niektórych klubach kroplówki są na porządku dziennym. Zawodnicy, którzy lubią się zabawić lub korzystają z używek, mogą w ten sposób szybko oczyścić organizm z toksyn. To jednak także dobra opcja dla tych, którzy startują dzień po dniu. Jedna cudowna kroplówka sprawia, że nagle zmęczenie mija, że są gotowi na kolejny wysiłek - słyszymy od jednego z menedżerów. - Gdyby każdy był tak szczery, jak Drabik, to nie miałby kto jeździć - dodaje ceniony ekspert.

Anonimowe wypowiedzi osób ze środowiska mogłyby świadczyć o tym, że wpadka Maksyma Drabika, który przyjął pół litra kroplówki przed finałem PGE Ekstraligi, jest wierzchołkiem góry lodowej. Jeszcze trzy lata temu kroplówki nie były zabronione, a wielu żużlowców wciąż nie ma świadomości, że teraz już są. - W sezonie 2018 przyszedł do mojego krajowego lidera biznesmen sprzedający cudowne odżywki w formie kroplówki. Mówił, że po pięciu minutach będzie się czuł jak młody Bóg. Dobrze, że zawodnik zapytał mnie, czy powinien skorzystać z oferty, bo w innym razie byłaby katastrofa - mówi nam prezes klubu.

Czytaj także: Jaką linię obrony powinien przyjąć Drabik, żeby nie dostać wielkiej kary

Kroplówki dlatego mogą być tak popularne i tak chętnie wykorzystywane, bo ich stosowania nie da się w żaden sposób wykryć. Przecież Drabik nie miałby zarzutu złamania procedury dopingowej, gdyby sam się nie przyznał, że wziął pół litra płynu. - W przypadku niedozwolonych kroplówek bazujemy wyłącznie na tym, co powie sam zawodnik. Liczyć możemy też na sygnalistów, którzy byli świadkami przyjmowania kroplówki i decydują się na zgłoszenie tego faktu nam - mówi szef POLADA Michał Rynkowski.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Oczywiście trudno stwierdzić, jak duża jest skala problemu zabronionych kroplówek w żużlu, bo z jednej strony mamy liczne, ale jednak nieoficjalne głosy, a z drugiej oficjalne zapewnienia, że nic złego się nie dzieje. - Dawniej były różne sytuacje, kroplówki nie kroplówki, bo zawodnicy prowadzili różny tryb życia - przyznaje były trener kadry Stanisław Chomski. - Teraz świadomość jest większa. Przypomnę tylko, że jak w Stali Gorzów mieliśmy zawodnika, któremu trzeba było podawać lek zawierający zabroniony składnik, to zwróciliśmy się do POLADA i dostaliśmy TSUE, czyli zgodę na stosowanie.

O większej świadomości mówi też trener mistrza Polski Fogo Unii Leszno Piotr Baron. - Każdy z nas doskonale wie, że na dziś, bez pytania, może wziąć jedynie paracetamol - zauważa. - Gdy idzie o kroplówki, to nie zauważyłem, żeby to był jakiś nagminny proceder. Wiem, że zawodnicy je biorą zimą, po sezonie, ale w trakcie ligi nie spotkałem się z tym zjawiskiem. Nie na jakąś wielką skalę - podkreśla.

Inna sprawa, że w internecie można odszukać wypowiedzi zawodników, którzy mówili wprost, że byli wycieńczeni i musieli przyjąć kroplówkę, żeby pojechać. I te wypowiedzi pochodzą już z tego okresu, gdy infuzje zostały zabronione. Żużlowcy, którzy mówili o kroplówce, najpewniej mieli to szczęście, że nie trafiali później do kontroli, ewentualnie zapominali się przyznać do czegoś, o czym opowiadali publicznie. A może nie mówili o kroplówce na kontroli, bo ktoś ich uprzedził, że to zabronione i lepiej o tym nie opowiadać.

Jakby nie spojrzeć w żużlu jest wiele historii, które będą podsycały temat. I nie chodzi tu nawet o jakieś legendy krążące w środowisku (chodzi przykładowo o zawodnika, którego jednego dnia kibice mieli widzieć z jointem, a następnego poszedł do kontroli i był czysty), ale o to, że jednego dnia zawodnicy walczą na noże w Grand Prix, a następnego jadą w lidze. Po ciężkim dniu i nocy część z nich jest wypruta, ale są i tacy, po których nie widać wysiłku.

Czytaj także: Mecenas od cudów będzie bronił Drabika. Łagucie dał drugie życie

- To, że ktoś się szybko zregenerował po ciężkim dniu, wcale nie musi oznaczać niedozwolonego wsparcia - uważa Chomski. - Są dozwolone środki wspomagające, różne odżywki witaminowe, które w połączeniu z racjonalnym trybem życia i dietą pozwalają szybko stanąć na nogi. Pamiętam, że już wiele lat temu, kiedy trenowałem w Pile, Rafał Dobrucki miał rozpisany cały tydzień. Wiedział, co w danej chwili zrobić i zjeść, żeby zachować witalność. Do tego trzeba świadomości zawodnika i tego, żeby nie ulegał modzie. Wtedy żadne cudowne kroplówki nie są potrzebne.

Całej prawdy o żużlu w kroplówce nie poznamy nigdy, a historie, których autorzy wolą pozostać anonimowi, należy traktować z dużą ostrożnością. Może nie z przymrużeniem oka, ale na pewno z dystansem. Pewne jest natomiast to, że jeśli kroplówkowy proceder istniał na szeroką skalę, to po wpadce Drabika każdy zastanowi się dwa razy. Zawodnikowi Betard Sparty Wrocław grożą 2 lata zawieszenia.

Źródło artykułu: