Żużel. Amerykanie marzą o Europie. Jak radzą sobie następcy Grega Hancocka?

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock i Luke Becker
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock i Luke Becker

W Stanach Zjednoczonych jest grupa zawodników marzących o poważnej karierze. Choć nie mają oni łatwej drogi do speedway'a na najwyższym poziomie, jest kilku śmiałków, którzy chcą powtórzyć wyczyny Grega Hancocka.

Kim są następcy legendy?

Zawodnikiem, który obecnie prezentuje najwyższy poziom wśród Amerykanów jest Luke Becker. W minionym sezonie dwudziestolatek regularnie startował w Premiership w barwach Wolverhampton Wolves, gdzie radził sobie całkiem przyzwoicie, a przy tym stał się również ulubieńcem miejscowych kibiców. W przyszłym roku powinien zadebiutować także w Elitserien, ponieważ parafował kontrakt z Dackarną Malilla, co jest kolejnym krokiem naprzód w jego karierze. W Polsce na tego młodego żużlowca postanowił skusić się forBET Włókniarz Częstochowa i możliwe, że Amerykanin pojawi się na torze, jeśli nie w ekstralidze, to w którejś z niższych lig.

Dużym talentem jest także Broc Nicol, zaledwie rok starszy od Beckera. W 2019 roku startował w drużynie Sheffield Tigers, a jego sporym osiągnięciem jest zwycięstwo w młodzieżowych mistrzostwach USA. Podobnie jak młodszy kolega z reprezentacji, dysponuje naprawdę sporym potencjałem. U obu żużlowców wyraźnie widać pewność na motocyklu i zaawansowanie techniczne. Oboje także startowali w tym roku w półfinale SoN, który odbywał się na torze w Manchesterze. Becker pokazał się w nim ze znakomitej strony i zdobywając 11 punktów był lepszy m.in. od wicemistrza świata Leona Madsena, czy dawnego czempiona Chrisa Holdera. Broc Nicol w tych zawodach wywalczył 4 punkty, ale jego jazda również mogła się podobać.

Nieco zapomniany został Gino Manzares, który w marcu tego roku nieoczekiwanie poinformował o zakończeniu kariery.

ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy

- Doszedłem do punktu, w którym postanowiłem zrezygnować ze ścigania na żużlu. Na teraz nie widzę dla siebie żadnych realnych celów jako żużlowiec. W trakcie mojej kariery otrzymałem wiele wsparcia, dzięki któremu mogłem pokazać na co mnie stać. Od pewnego czasu ta pomoc jednak gdzieś przepadała - pisał wtedy na swoich mediach społecznościowych.

Jak się okazuje nie był to zdecydowany ruch, ponieważ amerykański żużlowiec nie porzucił pasji. Manzares nadal ma ambicje, aby jednak zaistnieć w czarnym sporcie i osiągnąć coś na arenie międzynarodowej. Pod koniec września udało mu się zdobyć brązowy medal mistrzostw USA. O formę fizyczną Amerykanina nie trzeba się martwić, ponieważ trenuje on również sporty walki. Był nawet trenerem MMA na siłowni należącej do największej organizacji świata - UFC.

Warci uwagi są także bracia Ruml. Starszy z nich - Max, zwany "Mad Maxem'', w przyszłym roku skończy 23 lata. Jest trzykrotnym młodzieżowym mistrzem USA (2013, 2014, 2015), a także tegorocznym wicemistrzem USA i zwycięzcą Fast Friday's, zawodów odbywających się na torze w Auburn. Prawdziwą perełką jest jednak młodszy z rodzeństwa - Dillon Ruml. Jest to zawodnik, który ma papiery do ścigania na najwyższym poziomie, potrzebuje jednak więcej jazdy z najlepszymi. Warto go obserwować, ponieważ może wystrzelić w każdej chwili, ma wielki potencjał.

Zobacz także: Żużel. PZM wezwał prezesa Mrozka na dywanik ws. tarć na linii miasto-klub! Szef ROW-u będzie się musiał gęsto tłumaczyć

Najmłodsi również kochają speedway

Tymi, którym w Stanach Zjednoczonych poświęca się jeszcze więcej uwagi, są najmłodsi zawodnicy, dopiero aspirujący do poważnego żużla. W tej grupie prym wiedzie rzecz jasna syn samego Grega Hancocka - Wilbur. Urodził się 12 maja 2005 roku w Szwecji i jest tegorocznym mistrzem USA w klasie 250cc. Miłość do czarnego sportu odziedziczył po ojcu i wielce prawdopodobne, że podobnie jak on, za kilka lat będzie podbijać żużlowe tory. Ciekawymi zawodnikami wydają się być także piętnastoletni Landon Norton, wicemistrz USA w klasie 250cc oraz bracia Dion - Anthony i Timmy.

Prawdziwym diamentem wśród najmłodszych jest zaledwie dziesięcioletni Levi Leutz, którego w USA nazywają "Cowboy". Jest to aktualny mistrz USA w klasie 150cc. Pasję zaszczepił w nim zmarły przed trzema laty ojciec - Wayne Leutz, który był jego mentorem, a sam niegdyś jeździł na żużlu. Teraz z całych sił wspiera go mama, która mocno poświęca się, aby młody Levi rozwijał się i miał kiedyś szansę zaistnieć. Warto dodać, że "Cowboya" wspiera były mistrz świata - Billy Hamill, który dostrzegł w nim ogromny talent.

Żużel w USA mógłby wypalić

Amerykanie są najzwyczajniej w świecie zakochani w sportach motorowych. Już teraz np. na zawodach Fast Friday's, niemalże za każdym razem na trybunach jest komplet widzów, którzy pragną widowiska i dobrej zabawy. Dlatego może dziwić fakt, że nikt nie chce wprowadzić tam na poważnie żużla na najwyższym poziomie, że mało kto interesuje się zawodnikami z tego kraju. A prezentują oni naprawdę dobry poziom, szczególnie jeśli chodzi o technikę, którą zdobyli dzięki jeździe na krótkich amerykańskich torach. Mają one z reguły po około 160 m, jednak pomimo tego że nie da się osiągać na nich zawrotnych prędkości, jest tam ściganie w stałym kontakcie.

Właśnie to uczy młodych żużlowców myślenia, pozwala wykorzystać wiedzę w praktyce i nauczyć się w pełni kontrolować motor. Gdyby ktoś chciał spożytkować potencjał jaki tkwi w Stanach Zjednoczonych, z pewnością opłaciłoby mu się to. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Amerykanie pokochaliby żużel. A mocne wejście właśnie do tego kraju wyszłoby na plus całej dyscyplinie. Teraz realia speedway'a w USA są zupełnie inne, ponieważ to w zasadzie norma, że aby w ogóle wziąć udział w zawodach trzeba zapłacić tzw. "wpisowe".

Polskie kluby powinny pomyśleć

Stany Zjednoczone zwłaszcza teraz, kiedy kończą się problemy Polaków z wizami, są świetnym miejscem na obóz zimowy i szybszy powrót na tor, szczególnie jeśli chodzi o młodzież. A właśnie dla juniorów byłby to znakomity teren do nauki, rozwinięcia aspektów technicznych. Być może polskie kluby powinny pomyśleć o tym w kontekście następnych lat. Między innymi w Kalifornii jest kilka naprawdę świetnych ośrodków, na których można by trenować np. w Costa Mesa, Auburn, Industry czy Perris.

Na pewno taki wyjazd wiązałby się ze sporymi kosztami, jednak są tam ludzie, którzy mogliby pomóc sensownie to zorganizować, a nawet przygotować niezbędny sprzęt. Młodzi żużlowcy mogliby wynieść z takiego obozu dużo wiedzy, rozwinąć się, a pewnie byłby to dla nich również całkiem mocno mobilizujący bodziec przed trudnym, intensywnym sezonem. W końcu to Ameryka, o której śni niejedna osoba na świecie. Jednak póki co, to ona marzy o żużlu na najwyższym poziomie.

Zobacz także: Żużel. Kartka z kalendarza - styczeń. Gollob dyrektorem Polonii i przedłużająca się agonia Stali Rzeszów

Źródło artykułu: