Żużel. Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Nie zgadzam się panie prezesie na róbta co chceta (felieton)

WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Michał Świącik (z lewej) i Marek Cieślak
WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Michał Świącik (z lewej) i Marek Cieślak

Prezesa Michała Świącika prywatnie lubię, ale nie mogę się zgodzić z jego pomysłami na "róbta co chceta" pod taśmą startową. Przecież to tak, jakby policjant apelował do kierowców, by ignorowali czerwone światło.

Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.

***

W ostatnim Magazynie PGE Ekstraligi w nSport+ Michał Świącik, prezes forBET Włókniarza Częstochowa  narzekał wciąż tylko na to, że w żużlu za dużo jest "warningów" za ruszanie się zawodników pod taśmą i dyskusji o nich. Mówił, że to zabija piękno sportu, bo zamiast rozmawiać o wyścigach i fantastycznych akcjach patrzymy przez lupę na ekran i sprawdzamy z aptekarską dokładnością, czy któryś z zawodników nie wykonał choćby minimalnego ruchu.

Rozumiem, że cała te przemowa prezesa miała związek, z tym że akurat jego drużyna właśnie ucierpiała w meczu ze Speed Car Motorem w Lublinie na przepisach związanych z procedurą startową. Widzę też, że słowa działacza trafiły na podatny grunt, bo częstochowscy kibice są telewizyjnymi występami pana Michała wręcz zachwyceni. Ja nie jestem. Uważam, że prezes z premedytacją zagrał pod publiczkę, w istocie proponując powrót do żużlowego średniowiecza. Słowem "róbta pod taśmą, co chceta".

ZOBACZ WIDEO Prezes Stali Gorzów zaatakował Martę Półtorak. Padły bardzo mocne słowa

Czytaj także: Kasprzak rozgląda się za nowym pracodawcą

Pewnie wielu z was powie, że karanie za naprawdę minimalne ruchy, to zwykła przesada, więc prezes ma rację. Problem w tym, że mamy określony regulamin, który zabrania zawodnikom ruszania się pod taśmą. Koniec kropka. Przecież nie namawialibyśmy kierowców do jazdy na czerwonym świetle (dopiero się zapaliło, przejedź), nie sugerowalibyśmy klientom sklepów, by nie płacili za towar. Wręcz przeciwnie. Dlaczego więc szukamy dziury w całym, gdy idzie o żużlowe przepisy?

Wiem, słyszę i czytam, że niektórzy chcieliby, by pod taśmą startową obowiązywał freestyle. Teoria, że przecież zawodnicy po coś uczą się refleksu także ma wielu zwolenników. Problem w tym, że ja widzę różnicę między refleksem a zwykłym kradzeniem startu. Wściekamy się, kiedy Leon Madsen kradnie starty w Grand Prix, bo nasi na tym tracą. Szkoda, że wielu z nas nie chce przełożyć tego myślenia wprost na ligowe podwórko.

Pogadałem sobie o procedurze startowej z Tomaszem Gollobem. Powiedział krótko: że zawodnicy jadą na chama, że dopóki nie mają ostrzeżenia, to czołgają się pod taśmą i próbują coś ugrać. A na tym można ugrać naprawdę bardzo dużo. Kilka metrów na starcie, co w obecnym żużlu, gdzie ciężko wyprzedza się na dystansie, daje nieomal gwarancję wygrania biegu. Tomasz podkreśla, że sprzęgła nie ciągną jak kiedyś, że bez problemu można nieruchomo stać pod taśmą. Tyle.

Pod każdym słowem Tomasza mógłbym się podpisać własną krwią. Mamy jasne i sprawiedliwe reguły, których powinniśmy się trzymać, a nie narzekać na to, że warningi psują żużel. Nie. Psują go zawodnicy, którzy próbują wykiwać sędziego. A jeśli ten czy inny prezes uważają, że coś tutaj nie gra, to przecież od czegoś są panele, na których spotykają się działacze klubów PGE Ekstraligi. Tam można wymienić poglądy, ewentualnie wprowadzić niezbędne korekty. Trzeba tylko przekonać do swoich racji większość. Jeśli prezes Świącik to zrobi, nie ma sprawy. Będzie, jak chce.

A w ogóle, to sędzia Michał Sasień w meczu Motoru z Włókniarzem skrzywdził obie drużyny po równo. Powiedziałbym, że bardziej Włókniarza, gdybym miał pewność, że Grigorij Łaguta przejechał białą linię dwoma kołami. Pokażcie mi jednak telewizyjne powtórki, które pozwoliłoby stwierdzić to ze 100-procentową pewnością. Ja takich nie widziałem. Można jedynie domniemywać, że Łaguta przejechał, ale pewności nie ma.

A skoro jest wyłącznie domniemanie, to zadajmy sobie pytanie, czy chcielibyśmy, żeby na podstawie powtórek, które nie dają pewności, sędzia wykluczył zawodnika naszej drużyny. Czy chciałbyś kibicu Włókniarza, żeby w identycznej sytuacji arbiter wykluczył Madsena? Ja bym nie chciał, bo uważałbym, że nie można czegoś robić, nie mając pewności.

Czytaj także: Kibice Motoru proszą Ekstraligę, by surowo potraktowała ich klub w procesie licencyjnym

W żużlu nie wszystko jest cacy. Sędziowie są ludźmi, popełniają błędy. Nie dajmy się jednak zwariować. A przede wszystkim szanujmy reguły gry. I nie dajmy sobie wciskać kitu, że zawodnikowi trudno jest ustać pod taśmą, gdy arbiter trzyma. Jakimś dziwnym trafem żużlowcy z ostrzeżeniem potrafią już stać nieruchomo i nie mają z tym problemu. A sprzęgła to ciągnęły 20 lat temu.

PS1: Lepiej porozmawiajmy o konkretach. Pewnie o wprowadzeniu czujników. Może także o tym, o czym napisał Rafał Dobrucki, czyli żeby nie karać zawodnika, który ruszył się w reakcji na czołganie się kolegi. Pana prezesa Świącika też proszę o to, by wrócił na jasną stronę mocy i wymyślił coś konstruktywnego. Tanie chwyty mnie nie interesują.

Źródło artykułu: