- Największym problemem nie jest waleczność czy praca, ale wyjścia spod taśmy. W ekstralidze jest to niezbędne - mówił menedżer Get Well Toruń na gorąco po przegranym spotkaniu z forBET Włókniarzem Częstochowa.
W niedzielę Norbert Kościuch dostał dwie szanse. W swoim pierwszym wyścigu przyjechał do mety czwarty, przegrywając na dystansie walkę z Pawłem Przedpełskim, a w kolejnym wyścigu przypadła mu "jedynka" z urzędu. Później był już zmieniany. Miał jednak większą możliwość wykazania się niż podczas meczu z Fogo Unią Leszno, kiedy opiekun toruńskiego zespołu postawił na niego zaledwie raz.
Czytaj także: Get Well Toruń stracił lidera, a faulujący jechał dalej. Jacek Frątczak: Należy się nad tym zastanowić
- Na treningach widzę tych zawodników. Po meczu z Unią Leszno spłynęła na mnie fala hejtu. Ja jednak mniej więcej wiedziałem, że tam są inne kłopoty. Wiem, że każdy chce jeździć, zarabiać i się pokazać. Prawda jest taka, że ja wiem trochę więcej. To nie jest tak, że mam satysfakcję. Proszę tego tak nie odbierać - wyjaśnił Jacek Frątczak.
Niewątpliwie Get Well potrzebuje Kościucha, który będzie przywoził jakieś punkty i odbije się od dna klasyfikacji najskuteczniejszych żużlowców PGE Ekstraligi. - Musimy popracować. Być może skorygowane muszą zostać sprawy sprzętowe. W pierwszym biegu wiózł punkty i dał się głupio wywieźć Pawłowi. Ten punkt, jak się później okazało, też był na wagę złota. To odnośnie początkowej fazy. Przy stracie Jasona, trudno na cokolwiek liczyć - podsumował menedżer drużyny z Torunia.
Czytaj także: Świetny pomysł na uczczenie 10-lecia Motoareny. Chcą zorganizować żużlową sztafetę pokoleń
ZOBACZ WIDEO Mistrz Polski pokazał moc. Zobacz skrót meczu Speed Car Motor Lublin - Fogo Unia Leszno