Sytuacja Grega Hancocka nie należy do łatwych. Amerykanin miał podpisany kontrakt ze Stalą Rzeszów, ale klub z Podkarpacia nie otrzymał licencji na starty w Nice 1.LŻ. Ratunkiem dla byłego mistrza świata wydawał się Speed Car Motor Lublin, ale beniaminek PGE Ekstraligi dość niespodziewanie postawił na Grigorija Łagutę.
Zakład z Łagutą w tle. Czytaj więcej!
- Jestem pewien, że wcześniej czy później coś się pojawi. To kwestia kompromisu i zawarcia umowy. Jeśli chcę 10 dolarów, a ktoś oferuje mi 9, to naszym logicznym ruchem wydaje się być znalezienie gdzieś po środku. Pieniądze powodują, że ten świat się kręci, a dla nas wszystkich żużel jest pracą - powiedział Hancock w rozmowie ze stroną SGP.
Amerykanin podkreślił, że finanse są dla niego ważne, ale nie najważniejsze przy podejmowaniu decyzji. - Pewne oferty trafiają na stół i to kwestia tego, czy chcesz się zaangażować w konkretny klub. Jeśli decyduję o tym, by gdzieś pójść lub nie, to nie zawsze wpływ ma czynnik finansowy - dodał 48-latek.
ZOBACZ WIDEO Ofiara: Motor może rywalizować z GKM-em o utrzymanie
Dla Hancocka bardzo ważne jest ściganie w odpowiednim środowisku i klubie z ambicjami. Amerykanin, mimo wielu lat startów na żużlu, ciągle jest głodny sukcesu i chce w tym roku powalczyć o piąty w karierze tytuł mistrza świata.
Mają haka na Łagutę. Czytaj więcej!
- Nie chcę utknąć w jakimś miejscu tylko dlatego, że to moja jedyna opcja. Bywało już tak w przeszłości w mojej karierze i wiem, jaki to później miało wpływ na moją formę. Sama jazda nie jest przyjemnością. Chcesz być częścią ekipy, która wygrywa i pracuje wspólnie. Mam oferty od jednej czy dwóch osób w tej chwili. Poczekajmy, co się stanie. Sporo się dzieje i nie powiem więcej, dopóki nie nadejdzie właściwy moment - stwierdził Hancock.
Doświadczony żużlowiec nie wyznacza sobie konkretnego terminu na podjęcie decyzji. - To może być dzisiaj, a mogą być dwa miesiące. To zależy od tego, czy będę się czuł komfortowo w danym miejscu. To dla mnie najważniejsze - podsumował.