Trener chciał odsunąć go od składu, a on zrobił... "dwucyfrówkę" na motocyklu Adamsa!

Newspix / SEBASTIAN PARFJANOWICZ / Na zdjęciu: Jason Lyons
Newspix / SEBASTIAN PARFJANOWICZ / Na zdjęciu: Jason Lyons

Są tacy zawodnicy, którzy na długo pozostają w pamięci swoich trenerów czy prezesów. Rufinowi Sokołowskiemu imponowali również ci żużlowcy, którzy na co dzień nie znajdowali się na pierwszych stronach gazet.

Byłemu prezesowi Unii Leszno imponowali zwłaszcza ci zawodnicy, którzy potrafili sobie radzić z przeciwnościami losu. Jednym z nich był Mariusz Fierlej. - On trafił do składu Unii Leszno, gdy wiek juniora skończyła trójka: Damian Baliński, Adam Skórnicki, Robert Mikołajczak. To był zawodnik, który często notował upadki - wspomina Rufin Sokołowski.

- Prawie każdy kończył się kontuzją, złamaniem. Ten chłopak za każdym razem po wyjściu ze szpitala i zdjęciu gipsu znowu siadał na motocykl i niedługo potem, ponownie upadał. To był taki zawodnik, który dążył do swojego celu. Nic go nie złamało. Kiedy inni już po tylu przejściach mieliby już dość, on nadal jeździł - dodaje.

Zobacz także: W Lesznie nie tylko na żużel. Kibice sportowi mają w czym wybierać

Wśród zawodników, którzy wywarli duże wrażenie na byłym szefie klubu z Leszna, był także obcokrajowiec - Jason Lyons. - Australijczyk znajdował się w cieniu Leigh Adamsa. Nie startował w Grand Prix i nie miał takiego sprzętu. Na samym początku jego przygody z Unią, bodajże w meczu we Wrocławiu, zdobył zaledwie dwa punkty. Po meczu chłopacy powiedzieli mi, że Lyons jak się kąpał pod prysznicem, to był całkowicie siny. Okazało się, że dzień wcześniej brał udział w poważnym wypadku w Anglii, o którym nie wiedział trener - wyznaje Sokołowski.

ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły

- Po zawodach doszło do spotkania zawodnika z trenerem. Był na nim również tłumacz. Szkoleniowiec wyjaśniał Australijczykowi, że zawiódł się na nim i stracił do niego cierpliwość, przez co już więcej nie zostanie powołany do składu. Jak to usłyszałem, kopnąłem pod stołem tłumacza. Ten na szczęście zrozumiał o co mi chodziło i powiedział mu: dzisiaj Ci nie wyszło, ale my i tak damy Ci jeszcze jedną szansę. Wtedy Jason uśmiechnął się, podał trenerowi rękę, podziękował i wyszedł - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.pl były prezes Unii.

- W jednym z kolejnych spotkań w Gorzowie Lyons miał ponownie znaleźć się w składzie, ale zadzwonił do mnie i powiedział, że nie może wystartować w zawodach, bo nie zdąży przywieźć motocykli. Dzień wcześniej odbywało się jednak GP w Bydgoszczy, gdzie startował uzbrojony po zęby Adams - mówi Rufin Sokołowski.

- Wtedy powiedziałem Jasonowi, że ma przywieźć tylko swoją kierownicę i siodełko. Później poprosiłem Adamsa, żeby pożyczył jakiś motocykl swojemu rodakowi. Ostatecznie wygraliśmy mecz w Gorzowie. Lyons zdobył chyba trzynaście czy czternaście punktów, a jego bardziej utytułowany kolega dziesięć - dodaje nasz rozmówca.

Zobacz także: Skandynawsko-polskie duety i lider z Rosji mają dać GKM-owi upragnioną czwórkę

Trzecią postacią, którą podziwia Sokołowski jest dobrze znany w Lesznie Andriej Korolew. - W czwartek jechaliśmy zaległy mecz w Ostrowie. Dostałem telefon, że Korolew miał wypadek i złamał rękę, a my nie mieliśmy szóstego zawodnika, więc nie moglibyśmy wystartować w zawodach, które miały miejsce trzy dni później - opowiada były prezes.

- Zrobiliśmy ponownie rentgen w innym szpitalu, gdzie lekarz stwierdził, że Rosjanin miał jedynie wystawioną dłoń. Powiedzieliśmy zawodnikowi, żeby wyszedł do prezentacji, a później wjeżdżał w taśmę z uwagi na ból ręki. A on zamiast to zrobić, wziął udział w dwóch wyścigach i zdobył w sumie dwa punkty - wspomina Rufin Sokołowski.

Źródło artykułu: