Byłemu prezesowi Unii Leszno imponowali zwłaszcza ci zawodnicy, którzy potrafili sobie radzić z przeciwnościami losu. Jednym z nich był Mariusz Fierlej. - On trafił do składu Unii Leszno, gdy wiek juniora skończyła trójka: Damian Baliński, Adam Skórnicki, Robert Mikołajczak. To był zawodnik, który często notował upadki - wspomina Rufin Sokołowski.
- Prawie każdy kończył się kontuzją, złamaniem. Ten chłopak za każdym razem po wyjściu ze szpitala i zdjęciu gipsu znowu siadał na motocykl i niedługo potem, ponownie upadał. To był taki zawodnik, który dążył do swojego celu. Nic go nie złamało. Kiedy inni już po tylu przejściach mieliby już dość, on nadal jeździł - dodaje.
Zobacz także: W Lesznie nie tylko na żużel. Kibice sportowi mają w czym wybierać
Wśród zawodników, którzy wywarli duże wrażenie na byłym szefie klubu z Leszna, był także obcokrajowiec - Jason Lyons. - Australijczyk znajdował się w cieniu Leigh Adamsa. Nie startował w Grand Prix i nie miał takiego sprzętu. Na samym początku jego przygody z Unią, bodajże w meczu we Wrocławiu, zdobył zaledwie dwa punkty. Po meczu chłopacy powiedzieli mi, że Lyons jak się kąpał pod prysznicem, to był całkowicie siny. Okazało się, że dzień wcześniej brał udział w poważnym wypadku w Anglii, o którym nie wiedział trener - wyznaje Sokołowski.
ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły
- Po zawodach doszło do spotkania zawodnika z trenerem. Był na nim również tłumacz. Szkoleniowiec wyjaśniał Australijczykowi, że zawiódł się na nim i stracił do niego cierpliwość, przez co już więcej nie zostanie powołany do składu. Jak to usłyszałem, kopnąłem pod stołem tłumacza. Ten na szczęście zrozumiał o co mi chodziło i powiedział mu: dzisiaj Ci nie wyszło, ale my i tak damy Ci jeszcze jedną szansę. Wtedy Jason uśmiechnął się, podał trenerowi rękę, podziękował i wyszedł - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.pl były prezes Unii.
- W jednym z kolejnych spotkań w Gorzowie Lyons miał ponownie znaleźć się w składzie, ale zadzwonił do mnie i powiedział, że nie może wystartować w zawodach, bo nie zdąży przywieźć motocykli. Dzień wcześniej odbywało się jednak GP w Bydgoszczy, gdzie startował uzbrojony po zęby Adams - mówi Rufin Sokołowski.
- Wtedy powiedziałem Jasonowi, że ma przywieźć tylko swoją kierownicę i siodełko. Później poprosiłem Adamsa, żeby pożyczył jakiś motocykl swojemu rodakowi. Ostatecznie wygraliśmy mecz w Gorzowie. Lyons zdobył chyba trzynaście czy czternaście punktów, a jego bardziej utytułowany kolega dziesięć - dodaje nasz rozmówca.
Zobacz także: Skandynawsko-polskie duety i lider z Rosji mają dać GKM-owi upragnioną czwórkę
Trzecią postacią, którą podziwia Sokołowski jest dobrze znany w Lesznie Andriej Korolew. - W czwartek jechaliśmy zaległy mecz w Ostrowie. Dostałem telefon, że Korolew miał wypadek i złamał rękę, a my nie mieliśmy szóstego zawodnika, więc nie moglibyśmy wystartować w zawodach, które miały miejsce trzy dni później - opowiada były prezes.
- Zrobiliśmy ponownie rentgen w innym szpitalu, gdzie lekarz stwierdził, że Rosjanin miał jedynie wystawioną dłoń. Powiedzieliśmy zawodnikowi, żeby wyszedł do prezentacji, a później wjeżdżał w taśmę z uwagi na ból ręki. A on zamiast to zrobić, wziął udział w dwóch wyścigach i zdobył w sumie dwa punkty - wspomina Rufin Sokołowski.