Piotr Protasiewicz od pewnego czasu dzieli swoje sportowe życie na pół. W jednej z części jest tylko on sam, w drugiej jego syn, również Piotr. Chłopak w swojej kategorii wygrał już wszystko, co się da i zaczyna marzyć o czymś więcej. Bywalcy zawodów kartingowych mówią, że jest dobry, ma papiery. Pojawiają się opinie, że to może być talent na miarę Roberta Kubicy. Piotr junior, podobnie jak kiedyś Kubica, chce zresztą trafić do Formuły 1.
Łatwo jednak nie będzie, bo to wymaga dużych finansowych nakładów. Kartingi kosztują około 150 tysięcy złotych rocznie. W Formule trzeba milionów. Żużlowiec mówi wprost, że jego na to nie stać. Protasiewicz senior jest jednak ambitnym człowiekiem, więc w ciemno można założyć, że zrobi wszystko, żeby pomóc synowi. Tak, jak od zawsze robi wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się do kolejnych sezonów. Ten dopiero co zakończony był 27. w jego karierze. Niezbyt udanym, co nie zmienia faktu, że w polskim żużlu jest Protasiewicz postacią znaczącą.
Ludzie, z którymi rozmawialiśmy o Protasiewiczu, przyznają, że jest skomplikowany, ale to anioł, nie człowiek. Sympatyczny, otwarty, grzeczny, pracowity, bardzo inteligentny. - Jak na żużlowca, to nawet aż za bardzo - mówi nam jeden z byłych działaczy Falubazu Zielona Góra, dodając, że Piotr do tego środowiska kompletnie mu nie pasuje. Panuje taki stereotyp, że do speedwaya trafiają niezbyt rozgarnięte łobuziaki. O Protasiewiczu nie można jednak powiedzieć ani tego, że nie jest rozgarnięty (zdał maturę i skończył studia na AWF - po prawie 10 latach i drodze przez trzy uczelnie, bo łączył to z zawodowym uprawianiem żużla), ani tego, że jest łobuziakiem. W rozmowie z "Gazetą Lubuską" mówił co prawda, że jak był mały, to rozpalił z bratem ognisko w pokoju i tylko cud sprawił, że nie spalił ogromnego wieżowca. Rzucał też z balkonu jajkami w przechodzące na dole dziewczyny. Innych chuligańskich wybryków nie ma jednak na koncie.
Kariera Protasiewicza zaczyna się od licencji zdanej w 1991 roku. Jego pierwszym trenerem był nieżyjący już Jan Grabowski (równie ważną osobą był tata Paweł, były żużlowiec, który wiele lat jeździł z nim na zawody). Dziś Piotr jest multimedalistą, choć nie do końca spełnionym. Wiele lat upłynęło mu na tym, że był w cieniu Tomasza Golloba. Kiedy ten szalał w Grand Prix, Protasiewicz odbijał się od ściany. Pragnął sukcesu w cyklu, ale nic mu nie wychodziło. Dlaczego? Jego znajomi mówią, że może za bardzo chciał. Dodają, że był na tyle dobry, żeby dostać się do GP, ale nie był mentalnie przygotowany na większy sukces. Zdobycie medalu w mistrzostwach światach pozostanie już na zawsze takim jego niespełnionym marzeniem.
ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji
Swego czasu sugerowano, że bycie w cieniu Golloba wpędziło go w kompleksy. Ta teza wydaje się jednak ryzykowna. Jak jeździł z Tomaszem i jego bratem Jackiem w Polonii Bydgoszcz, to faktycznie jeden chciał być lepszy od drugiego. Po meczach porównywali swoje wyniki, patrzyli, kto więcej punktów zrobił, ale to była normalna rywalizacja. Pieprzu dodawały jej głównie wypowiedzi Władysława Golloba, który od czasu do czasu lubił jakimś mocnym komentarzem sprowadzić Protasiewicza na ziemię. Piotr miał prawo czuć się z tym źle. Ma jednak dobry kontakt z Tomaszem.
Jest typem sportowca. Na wczasy jeździ rzadko. Nie dla niego wypoczynek polegający na leżeniu na plaży. Czas lubi spędzać aktywnie. Lubi grać w tenisa ziemnego (jego rywalem często jest Jacek Frątczak, menedżer Get Well Toruń), piłkę nożną i koszykówkę. W piłę gra w szóstkach amatorskich, w kosza także, w drużynie Więzienie Stanowe Ohio. Warto wspomnieć, że zanim trafił do żużla, to jeździł na nartach. Kiedyś wystartował nawet w finale spartakiady. Teraz jeździ rekreacyjnie. W Falubazie mówią, że jest tak dobry, że z wielkiej góry potrafi zjechać nie tylko na nartach, ale i na żużlowym motocyklu. Zrobił to na jednym ze zgrupowań we Włoszech.
Wiele razy pisaliśmy, że Protasiewicz ma wielkie ego. Osoby, które z nim pracowały, przyznają, że ma wysokie mniemanie o sobie, ale to nic złego. Zresztą ma to mieć związek wyłącznie z jego sportową ambicją. Inne cechy jego charakteru? Pedant, który lubi wszystko mieć na swoim miejscu. Ponoć tak bardzo dba o szczegóły, że nie napije się z już otwartej butelki. Tego miał się nauczyć, jeżdżąc kiedyś w Sparcie Wrocław. Tam ostrzegano przed takim działaniem, mówiąc, że do otwartej butelki ktoś może coś wlać i łatwo o dopingową wpadkę.
Znający Protasiewicza żartują, że nie odnalazłby się w piłkarskiej kadrze Polski, bo alkoholu praktycznie nie pije. Lubi zimne piwo po zawodach, na odreagowanie po stresie, ale trunek rozcieńcza wodą. Pod tym względem bardzo się pilnuje. W Falubazie wspominają, że kiedyś mieli zawodnika, który potrafił się spić tak bardzo, że o 4 nad ranem był nieprzytomny, ale leciał na zawody do Anglii i tam robił komplety. Protasiewicz nie jest takim typem. On robi wszystko świadomie i na trzeźwo.
Z każdym rokiem pracuje ciężej i więcej. Lata lecą, organizm już nie ten, a on za wszelką cenę chce dorównać młodym. I w trakcie przygotowań nie raz wychodzi, że jest na tym samym, a nawet lepszym poziomie wytrenowania, niż juniorzy. W przypadku Protasiewicza można być pewnym, że zrobi więcej, niż trzeba, żeby być w formie. Inna sprawa, że od kilku lat jest tak, że pary nie starcza mu na cały sezon. Wieku nie da się jednak oszukać. Z drugiej strony, młodsi też mają sinusoidę formy.
W ciemno można założyć, że w sezonie 2019 Protasiewicz stanie na głowie, żeby zaliczyć dobry sezon. Najlepsze już za nim, ale on zawsze wysoko stawia sobie poprzeczkę, ciągle chce coś osiągnąć, ma jakiś cel. Kibice mogą sobie ostrzyć zęby na jego ataki po szerokiej. A jak już skończy z żużlem, to będzie się w 100 procentach skupić na tym, żeby pomóc synowi w karierze. Na pewno jednak nie będzie chciał z niego zrobić Kubicy za wszelką cenę. Kiedy Piotr junior był mały, miał już dla niego gotowy sprzęt do jazdy, ale stwierdził, że młody skorzysta, jeśli będzie miał z tego radość, bo nie chodzi o spełnianie chorych ambicji ojcowskich.
Piotrkowi życzę powodzenia w nowym sezonie!