Pojawienie się Andersa Thomsena w Gorzowie nie jest dziełem przypadku. Cash Broker Stal musiała zareagować na odejście Martina Vaculika, ale kandydatura Duńczyka nie pojawiła się nagle. Żużlowiec trafił do notesów gorzowskich działaczy już w trakcie sezonu 2016, kiedy debiutował na torach pierwszej ligi w barwach Wybrzeża Gdańsk. Spisywał się wtedy bardzo dobrze, ale zmagania zakończył pechowo.
Thomsen złamał oba nadgarstki podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Europy, który był rozgrywany na torze w Rybniku. Stal nie porzuciła jednak wtedy pomysłu jego sprowadzenia, ale postanowiła się na chwilę wstrzymać. Gorzowianie wyznawali wtedy zasadę, że prawdziwego zawodnika poznaje się po tym, że potrafi trzymać gaz po groźnej kontuzji. W związku z tym w klubie woleli poczekać i przyjrzeć się żużlowcowi w kolejnych rozgrywkach.
Zawodnik wrócił na tor i jeździł jeszcze lepiej niż w swoim pierwszym sezonie na torach pierwszej ligi. Thomsen był wtedy liderem Wybrzeża i czwartym najskuteczniejszym żużlowcem całych rozgrywek, które zakończył ze średnią biegopunktową 2,257.
Stal jednak znowu nie zdecydowała się na transfer. Gorzowianie mocno wierzyli wtedy w Linusa Sundstroema, który miał być w drużynie Stanisława Chomskiego solidną drugą linią. W rezultacie dla Thomsena zabrakło miejsca. Stal ma czego żałować, bo Szwed nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje.
Po ostatnich rozgrywkach wątpliwości już nie było. Wicemistrzowie Polski nie byli zainteresowani Sundstroemem, a w dodatku z zespołem pożegnał się Martin Vaculik. Sprowadzenie Thomsena od razu stało się jednym z priorytetów. Gorzowianie szybko zaczęli rozmowy i dopięli swego.
ZOBACZ WIDEO Kołodziej o Unii Tarnów: "Musiałem odejść. Gdybym został, to musiałbym zakończyć karierę"