- To będzie najlepszy turniej w tym roku - dodaje z pewnością w głosie Jacek Frątczak.
Nie przed zawodami - odpowiedział szybko na moje prośby o wypowiedź po treningu Bartosz Zmarzlik. - Zresztą, co tu więcej mówić? Wszystko widać. Mam pełen luz i cały czas uśmiech na twarzy. Jestem taki wesoły Romek - tyle Bartek, który tradycyjnie po jazdach na torze został najdłużej z żużlowców ze swoim teamem w parkingu. - Nadzieja umiera ostatnia. Dlatego będziemy walczyć do końca - padały hasła z obozu Zmarzlika na moje dopytywania. Nie udało się wyciągnąć także żadnych informacji na temat przebiegu treningu i testów sprzętu wicelidera pod toruńską nawierzchnię. - My zawsze jesteśmy zadowoleni - odpowiadał w swoim stylu Papa Zmarzlik. W tym układzie została mi obserwacja mowy ciała teamu z Gorzowa. Faktycznie nie dało się zauważyć podenerwowania. Ewidentnie w boksie numer 95 emanował dobry nastrój i podejście w stylu - to my gonimy i atakujemy, nie ma ryzyka, nie ma presji i można tylko zyskać.
Po sesjach na torze Zmarzlikowie ucięli sobie długą i luźną pogawędkę z Ryszardem Kowalskim. Toruński tuner w tej chwili jest absolutnym numerem jeden na rynku. - Kto jutro jedzie na Pana silnikach ? - pytam Kowalskiego. - Zdaje się, że będzie ich aż ośmiu - odpowiedział. - A więc wkrótce łatwiej będzie panu odpowiadać, kto nie jedzie na pana silniku - zażartowałem do majstra, który mimo dokuczliwych bóli brzucha tylko się uśmiechnął. - Więcej nie damy rady przerobić - odpowiedział ze szczerością w głosie. - Bardzo chętnie pogadałbym, ale chyba dopadła mnie dolegliwość zawodowa, czyli skręt kiszek pod wpływem stresu przed turniejowego i okropnie boli mnie brzuch. My tunerzy też przeżywamy nasze "starty" - tłumaczył Kowalski z grymasem na twarzy. - Ale niech pan, jak zawsze, pamięta - na żużlu jeżdżą kierowcy, nie tunerzy - dodał autor silników Woffindena, Janowskiego i Zmarzlika. Pierwsi dwaj na Kowalskim jadą od pierwszej rundy w Warszawie. Zmarzlik na Narodowym do ramy włożył sprzęt Graversena, ale po średnim początku w cyklu również nawiązał współpracę z Kowalskim.
Z czołowej czwórki w ogólnej klasyfikacji tylko Fredrik Lindgren jedzie na innych silnikach, a dokładnie właśnie od Duńczyka. Fredrik - jak to on - w piątek zachowywał niezwykle skupienie i kamienną twarz. - To dziwny sezon dla mnie. Z jednej strony bardzo udany, a z drugiej bardzo trudny. Ten cały rok kosztował mnie sporo wysiłku i w Toruniu zrobię wszystko aby zakończyć go z upragnionym medalem - mówił skupiony Lindgren. Jego główny konkurent do brązowego medalu - Maciek Janowski wydawał się nie przejmować czekającym go wyzwaniem. Najlepszy na ten moment żużlowiec świata był bardziej pogodny, a także nie stronił od rozmów i kontaktów z kibicami. - Wyszedł do nas i poświęcił tyle czasu żeby każdy był zadowolony. Przyjechałem dla Maćka aż z Londynu, ale chłopak jest tego wart. Super gość - nie mógł nachwalić Magica jeden z kibiców.
Dawno nie mieliśmy tak frapującej sytuacji przed ostatnią rundą mistrzostw świata. Zacięta walka toczy się o wszystkie medale, a także o pozostanie w cyklu. W punktacji jest niezwykle ciasno. Najbardziej wszystkich nas interesuje, czy Zmarzlik jest w stanie dogonić Woffindena. Dotąd najbardziej spektakularnego pościgu w historii cyklu dokonał Billy Hamill, który w Vojens 1996 roku odrobił 9 oczek straty do Hansa Nielsena. Jednak tamten system punktacji bardziej sprzyjał takim dokonaniom niż obecny. Wicelider cyklu podczas próbnych jazd był bardzo skoncentrowany. Po sesjach Zmarzlik wydawał się podekscytowany wielką szansą jaka jeszcze istnieje. Widać było po zawodniku, że wierzy iż nie wszystko jest jeszcze stracone.
- To jest żużel i wszystko może się wydarzyć. To brzmi banalnie, ale właśnie jest - analizował Mark Loram, który osiemnaście lat temu sięgnął po tytuł mistrza świata dla Anglii właśnie na polskiej ziemi. Woffinden dokonał już tego dwukrotnie. W 2013 i 2015 roku przypieczętowywał tytuł na toruńskiej Motoarenie. - Wtedy w 2000 roku zjechało wielu brytyjskich fanów. Takich nocy się nie zapomina - dodawał Norie Allan, ówczesny manager, mentor, mechanik, a przede wszystkim długoletni przyjaciel Lorama. Tak jest i tym razem. Na toruńskiej Starówce w piątkowy wieczór można było spotkać mnóstwo angielskich fanów, którzy przyjechali świętować trzeci tytuł Woffindena.
Wygra Tai - to zbyt doświadczony zawodnik, aby dać wydrzeć sobie złoto w takich okolicznościach. Zmarzlik? Może za rok. Jeśli nie on, to ktoś z waszych chłopaków sięgnie po złoto w najbliższych latach. Nie macie co się smucić - mówi Loram. Wszyscy z którymi rozmawiałem o szansach na złoto dla Polski powtarzali podobnie jak Mark; że teoretycznie wszystko jest możliwe, ale dociśnięci przeze mnie, że gdyby musieli postawić pieniądze kto zostanie mistrzem świata, to odpowiadali zgodnie - Woffinden. Anglik starał się wypośrodkować nastrój. Koncentrację budował skacząc na skakance i żonglując piłeczkami do tenisa. Zaś relaks i lekki oddech łapał przy najbliższych tj. żonie i córce, które pojawiły się na piątkowym treningu. - Woffinden nie boi się deklarować - jak to zrobił przed sezonem - że będzie walczył o kolejny tytuł. Naszym ciągle brakuje tej odwagi. Dlatego nie wycofuję swoich słów sprzed kilku miesięcy - mówi prezes PZM Andrzej Witkowski.
- Presja i koncentracja na polskiej lidze wygłusza instynkt indywidualizmu w naszych chłopakach. Bez względu na końcowe rozstrzygnięcia w batalii Woffinden-Zmarzlik nie zmieniam swojego zdania. Przy naszej przewadze nad resztą świata w każdym aspekcie organizacyjno-finansowym, od czasów Golloba powinniśmy mieć już dawno mistrza świata. I to nie jednego - twierdzi wprost Witkowski. - Tak jak powiedziałem, jestem przekonany, że wkrótce doczekacie się mistrza, a mnie najbardziej podoba się Dudek - uzupełnia Loram. Duzers jest obecny w Toruniu i w piątek przyglądał się kolegom na torze. - Wielu naciskało i dopytywało, czy Patryk wróci jeszcze w tym sezonie. Czy może na baraż, czy na GP. Podjęliśmy dojrzałą decyzję, że nie ryzykujemy. Patryk, co mnie cieszy, przyjął całą historię w bardzo dojrzały sposób. Nie przeżywał frustracji i podobnych rzeczy. Bardzo szybko zaakceptował, że takie rzeczy w żużlu mają miejsce. W tym roku wyjedziemy jeszcze na tor odjechać kilka kółek, aby zakończyć rok na motocyklu - informuje manager Dudka, Krystian Plech.
Finał na Motoarenie? Nie może być lepszego rozwiązania. Uwielbiam ten tor - mówi specjalista od finałowych turniejów Greg Hancock, który rozkręca się z upływem sezonu i zachowuje szanse na swój kolejny medal do przebogatej kolekcji. - Po ciężkiej kontuzji przystępowałem do sezonu bez żadnej wiedzy jak będzie zachowywał się mój organizm. Na torze nie byłem pewny siebie. Aby odbudować te umiejętności potrzeba czasu i jazdy. Ten proces trwał z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień. Czuję się świetnie, nie odpuszczę i będę walczył do końca. Motoarena temu sprzyja. Tutaj może się jeszcze sporo wydarzyć - mówi Hancock. - O tak, Motoerena jest szalona. Dlatego przyjechaliśmy do Torunia. Niech będzie ekscytująco, jak podczas finału w Linkopeing w 1999 roku, gdzie Mark wymieniał ciosy z Rickardssonem i Jimmy Nilsenem. Choć w sumie mnie się nie podobało... zabrakło rekordu toru - sypie swoim żartem Norrie Allan.
W latach 90. Andrzej Rusko dumnie i słusznie chwalił się otwartością na współpracę z Tomaszem Gollobem przy okazji turniejów Grand Prix we Wrocławiu. Rusko zapraszał Golloba na treningi na Olimpijski, aby nasz zawodnik mógł dopasować silniki i udzielić wskazówek toromistrzowi jak w najlepszy sposób przygotować wrocławski tor pod niego. - Czy poszliście w ślady Rusko? - zapytałem Jacka Frątczaka, managera KS Toruń. - Tak, przeprowadziliśmy taki trening w zeszłym tygodniu. Zaprosiliśmy nie tylko polskich zawodników z Grand Prix, ale całą kadrę. Mógł przyjechać każdy reprezentant. Janowski i Zmarzlik również byli obecni i trenowali. Ich medale to nie tylko ich biznes, ale każdego z nas, któremu leży na sercu dobro polskiego speedway’a - deklaruje Frątczak. Tor na piątkowym treningu wydawał się dobrze namoczony, równy i lekko odsypywał się.
To będzie najlepszy turniej tego sezonu. Dlaczego? Bo wiem na co stać ten tor i wiem jak go przygotowaliśmy - zapewnia Frątczak. A więc? Zmarzlik, czy Woffinden? Strata jest duża, ale niech będzie żużlowy teatr. Niech będzie na miarę Linkoping 99 i na miarę szarż Loramskiego. Niech nawet nie zabraknie rekordu toru, żeby Norrie był zadowolony. Niech wreszcie jadą. Nie możemy się doczekać!
Grzegorz Drozd
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia Leszno - Cash Broker Stal Gorzów