Choć trudno nie zgodzić się z tym, że po przypadkach Gezet Stali Gorzów i ostatnich problemach finansowych Krono-Plast Włókniarza Częstochowa kluby potrzebują być poddawane regularnym kontrolom, a także ktoś powinien czuwać nad wiarygodnością podpisywanych przez nich umów.
Można jednak śmiało założyć, że najnowsze pomysły władz ligi nie spodobają się wszystkim, bo wyeliminują sytuację, w których działacze budowali drużyny w oparciu o "optymistyczne" prognozy finansowe. To właśnie takie błędy doprowadziły Stal Gorzów na skraj upadłości, a także sprawiły, że Włókniarz zakończył ostatni rok z 1,7 mln złotych straty oraz pożyczkami na wysokość 2,5 mln złotych.
ZOBACZ WIDEO: Żadnego gwiazdorzenia. Takie zadania będzie miał u swojego podopiecznego Kasprzak
Konkretów na razie nie ma, bo szczegóły mają być opracowywane dopiero podczas najbliższego spotkania przedstawicieli klubów PGE Ekstraligi. Kierunek jest już jednak wyznaczony i zakłada mocną kontrolę tegorocznych przychodów, która posłuży później do wykazania, ile każdy z klubów będzie mógł wydać na drużynę w kolejnym sezonie. W całym pomyśle chodzi bowiem o to, by działacze pod wpływem emocji i ambicji nie podejmowali decyzji, które zagrażają stabilności swoich ośrodków. Każdy ma wydawać tyle, ile ma.
W zależności od ostatecznych ustaleń, władze ligi mogłaby blokować transfery zawodników, jeśli zorientowałyby się, że kwota na umowie znacznie przekracza możliwości klubu, a całość wydatków na drużynę jest już dużo wyższa niż próg wyznaczony w regulaminie.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nowy pomysł jest czymś zupełnie innym niż limity płacowe, które obowiązywały jeszcze kilka lat temu i które ściśle dotyczyły wydatków klubów na kontrakty dla każdego z zawodników. Władze ligi wyciągnęły wnioski z interwencji UOKiK, a teraz zamierzają opracować system, który nie będzie budził wątpliwości żadnej ze stron. Chodzi więc nie o limit wydatków i ograniczenie możliwości zarobkowania dla zawodników, a po prostu mocniejsze kontrolowanie klubów i ochronę bez bankructwem.
Wcześniej czy później wokół projektu pojawią się jednak spore wątpliwości, a działacze będą musieli zawrzeć kompromis. Jeśli bowiem zostanie ustalone, że kluby mogą wydawać np. 70 procent całości przychodów na kontrakty dla pierwszej drużyny, to powstaną spore dysproporcje. Motor dysponujący prawie 31 mln złotych przychodów będzie mógł wydać 21,7 mln zł, a Apator mający 19,5 mln złotych przychodów mógłby wydać zaledwie 13,6 mln złotych.
Wiadomo jednak, że w całym projekcie nie będzie chodziło o faworyzowanie jednych, a po prostu urealnienie kontraktów i kontrolę, by nikt nie składał niemożliwych do realizacji obietnic. To miałoby wyjść z korzyścią dla wszystkich, bo sprawiłoby, że liga zyskałaby stabilizację, zawodnicy pewność, że otrzymają swoje wynagrodzenie, a prezesom być może łatwiej byłoby zakontraktować drużynę bez konieczności toczenia absurdalnych licytacji.
Jedynym klarownym systemem jest KSM.