Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: W niedzielę na własnym torze Stal wygrała i zdobyła 46 punktów. Sukces czy jednak rozczarowanie?
[b][tag=33440]
Bogusław Nowak[/tag], legenda Stali Gorzów:[/b] Różnie można to rozpatrywać. Wygrany mecz jest zawsze sukcesem, ale niedosyt pozostał. Dwa punkty zaliczki to żadna gwarancja w rewanżu. Serce podpowiada, że uda się to obronić. Rozum mówi jednak, że będzie bardzo trudno.
Dlaczego zatem Stal ma tylko dwa punkty zaliczki?
Zacznijmy od tego, że samo widowisko nie było ciekawe ani godne wielkiego finału PGE Ekstraligi. Nie mieliśmy kompletnie żadnych mijanek. Wielka szkoda, bo nieco wcześniej wrocławianie jechali u siebie z Włókniarzem i pokazali nam wielki żużel. Tam było wszystko, a u nas niewiele. Nie wiem do końca, dlaczego gorzowski tor został przygotowany w ten sposób. Z drugiej strony był taki sam dla jednej i drugiej drużyny.
Mam jednak wrażenie, że Stali wybitnie te warunki nie odpowiadały.
Ma pan rację. Wystarczy spojrzeć na Bartka Zmarzlika, który próbował robić więcej, niż się dało. Niestety, nie było się z czego odepchnąć. Byłbym jednak daleki od mówienia, że Stal przegrała. Ktoś może mieć dzień konia i będziemy inaczej rozmawiać. W Gorzowie żadnego biegu nie wygrał Kasprzak. Teraz może być zupełnie inaczej. Pamiętajmy też o tym, że w takich meczach trzeba mieć też szczęście albo nie mieć pecha. Jeden defekt czy taśma i wynik może pójść w drugą stronę. Stal musi być pełna optymizmu. Ja tylko liczę, że będzie więcej mijanek i emocji.
Wróćmy do toru. Dlaczego drużyna, która ma w składzie Zmarzlika, Vaculika i Kasprzaka, strzela sobie takiego samobója? Przecież to są zawodnicy, którzy potrafią się świetnie ścigać. Jaka w tym logika? Na co liczył trener Chomski?
Słyszałem, że tor nie był robiony pod dyktando gorzowian. Gdyby tylko od nich to zależało, to pewnie wyglądałoby to inaczej. Byłoby lekko pod koło i trochę by trzymało. Tymczasem nawierzchnia została mocno ubita. Nie można się było niczego chwycić. Nie wierzę, że Stalowcy sami przygotowali sobie takie warunki.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku
W tym roku polecenia dotyczące toru trzeba jednak wydawać na piśmie. A z wszystkich zapisów wynika, że sędzia i komisarz niczego Stali nie narzucali.
Trochę to do mnie nie przemawia, bo z obozu gorzowskiego słyszałem zupełnie inne głosy. Wiem, że chcieli użyć brony, ale nie było na to zgody. Mamy tak naprawdę słowo przeciwko słowu i prawdy się pewnie nigdy nie dowiemy.
Na trenera Chomskiego po tym meczu spadła fala krytyki, a pan go jednak broni.
Tak, bo uważam, że to nie jest jego wina. Faktem jest jednak, że Stal powinna była zadbać o to, żeby wszystko było na piśmie. Wtedy mieliby podkładkę. Tego mi zabrakło. Wówczas dyskusja byłaby zupełnie inna.
Trener sobie z tym poradzi i zdoła zmotywować drużynę?
Jestem o to spokojny. Ten zespół jest według mnie dobrze prowadzony. Każdy wie, o co chodzi i jakie jest jego zadanie. Atutem Stali jest świetna atmosfera w zespole. W tym przypadku ważną rolę odegrał Vaculik. Słowak robi wielką robotę. Nie myśli tylko o sobie. Scala i nakręca całą ekipę. Na pewno w rewanżu wszyscy będą odpowiednio nastrojeni.
Po pierwszym meczu w Gorzowie trener Chomski trochę się zagotował, kiedy jeden z dziennikarzy zaproponował mu, żeby na rewanż zabrać sześciu seniorów a Zmarzlika umieścić pod numerem 8. Co pan sądzi o tym rozwiązaniu?
Układanie zespołu to proces, który trwa cały sezon. Teraz mamy ostatni mecz, który decyduje o wszystkim. Nie dziwię się, że w tej sytuacji trener chce postawić na coś, co jest już sprawdzone. Zmarzlik pod 8 ani 16 jeszcze w tym roku nie jechał, więc wykonanie takiego ruchu w tym momencie byłoby przewróceniem wszystkiego do góry nogami. Z drugiej strony taki zabieg mógłby wypalić. Goście nigdy nie wiedzieliby, kiedy lider Stali wyjedzie na tor. To mógłby być element zaskoczenia. Nie ma jednak sensu chyba tego analizować, bo trener ma inny plan.
Rzeczywiście, trener Chomski mówi, że najważniejsza jest dla niego atmosfera. Zatem Walasek czy Sundstroem?
Moim zdaniem jednak Walasek. To zawodnik, któremu zdarzają się udane biegi. Kiedy dobrze wystartuje, to jedzie dość pewnie. Sundstroem według mnie niczego nie gwarantuje. Za Walaskiem przemawia również to, że w tym roku w Lesznie już jechał i zaliczył całkiem niezły występ. Jeśli teraz by to powtórzył, to Stal będzie mieć zdecydowanie większe szanse na sukces. Decyzja nie jest jednak łatwa. To zawsze jest w pewnym sensie loteria. Mądrzy będziemy dopiero po meczu.
Jak Stal powinna podejść do rewanżu? W czym upatruje pan szansy zespołu?
Przede wszystkim w tym, że Leszno to miejsce, które Stal Gorzów bardzo lubi. Sam coś o tym wiem.
To znaczy?
Mój pierwszy występ w Lesznie to 11 punktów w czterech wyścigach. A jechałem tam wtedy jako junior. W 1977 roku wygrałem Memoriał Alfreda Smoczyka. Zawsze nam tam szło. Coś w tym jest, że Stal potrafi jechać w Lesznie. Mam jednak również wrażenie, że to działa w dwie strony, bo Unia na ogół nie ma problemów w Gorzowie. Te tory mają jakiś wspólny mianownik, ale nie powiem panu, o co w tym dokładnie chodzi. Podejrzewam, że w niedzielę znowu obejrzymy mecz na styku, który rozstrzygnie się w dwóch ostatnich biegach. A wtedy wszystko będzie możliwe. Stal naprawdę jeszcze nie przegrała złota. Jeśli nawet nie będzie wygranej, to i tak w Gorzowie będziemy się cieszyć, bo to był udany sezon.