KOMENTARZ. Szczęki z podłóg pozbierane? Pisałem przed meczem, że zapowiadają się niezłe fajerwerki w starciu Lwów z Bykami, ale to, co wydarzyło się w niedzielę przy Olsztyńskiej przeszło najśmielsze oczekiwania. Rozumiem zrobić tor do ścigania, dla widowiska, tak, aby kibice w całym kraju byli zadowoleni. W Częstochowie przekroczyli jednak granice. Przygotowali owal nie do ciekawego meczu, a do spektaklu. Aktorzy, po obu stronach, spisali się rewelacyjnie. Sam przebieg, nazwę to delikatnie, spotkania, też miał w sobie niesamowitą dramaturgię. Ale tu nikt nie ma prawa się wstydzić, ba, wszyscy uczestnicy tego wydarzenia mogą dumnie wypinać klatę.
Częstochowianie pokazali, jak należy promować żużel. W sobotę podczas Grand Prix Danii w Horsens mogliśmy uciąć sobie drzemkę i przebudzić się na finał, lecz wszystkie te katusze zaserwowane na CASA Arenie wynagrodził nam obiekt przy Olsztyńskiej. Damian Leszczyniak - zapamiętajcie tego pana. To toromistrz częstochowskiego toru. Pamiętajcie też o Sławomirze Drabiku, który zaprojektował geometrię owalu, gdy przechodził on gruntowną modernizację przed sezonem w roku 2000. Pochylone łuki sprawiają, że zawodnik jedzie jak w beczce śmierci przy samej bandzie. Ale wyprzedzać przy Olsztyńskiej możesz nie tylko po zewnętrznej, lecz autentycznie na całej szerokości toru. Jedyne czego potrzebujesz to szybka maszyna pod tyłkiem.
BOHATER. Tu należałoby wskazać większość zawodników jednej i drugiej drużyny. Naprawdę trudno jednoznacznie wyróżnić jednego żużlowca, bo to byłoby zwyczajnie niesprawiedliwie dla pozostałych. Jeśli jednak już trzeba, wybieram "fantastyczną czwórkę", która dała Włókniarzowi wygraną, czyli Madsena, Miedzińskiego, Zagara i Lindgrena.
KONTROWERSJA. Brak. To jest właśnie najpiękniejsze, że na torze nie wydarzyło się nic, co mogłoby wzbudzić czyjekolwiek pretensje. Sędzia Krzysztof Meyze dorównał poziomowi widowiska, spisał się na medal i takich rozsądnych arbitrów PGE Ekstraliga potrzebuje. Bezbłędnie poprowadzone zawody. Na pewno nie popisali się fani z Leszna, którzy zachowali się wulgarnie wobec Michała Gruchalskiego, ale częstochowscy kibice nie pozostali dłużni i niemiłosiernie wygwizdali Kuberę.
AKCJA MECZU. Było ich w tym starciu tyle, że można byłoby nimi obdarować pół sezonu i to w innych ośrodkach. Najistotniejszy dla spotkania był jednak bieg 14, w którym gospodarze wygrali podwójnie. Najpierw kapitalnie Matej Zagar wcisnął się między dwójkę rywali na pierwszym łuku, a później Adrian Miedziński przedzierał się z ostatniej lokaty na drugą. W spektaklu mieliśmy remis (po 42) i sprawę otwartą przed osłoną wieńczącą te zmagania.
CYTAT. "Coś niesamowitego. Biało-zielone szaliki wręcz na każdym krzesełku, biało-zielone kevlary, przez te kevlary oszalałem, oszalałem, oszalałem, bo to nie był mecz, to był podręcznik jak trzeba robić sportowe widowisko" - takimi słowami podsumował ten mecz Tomasz Dryła komentujący na żywo dla nSport+.
LICZBA 9. Tyle wyścigów zakończyło się remisami, ale absolutnie nie były one nudne. Ta statystyka udowadnia też, jak bardzo wyrównana była to konfrontacja.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku