Pierwszy do mety dojechał Kacper Woryna, a trzeci Mateusz Szczepaniak, który nie może sezonu 2018 zaliczyć do udanych. W porównaniu do poprzedniego roku jego postawa jest nierówna, a jazda dość chimeryczna. Zawodnik, który był liderem Arge Speedway Wandy Kraków, teraz lepsze biegi przeplata kompletnie nieudanymi. Podobnie było podczas meczu w Gnieźnie, gdzie zdobył 7 punktów (1,3,0,2,1).
- Nie chciałbym tłumaczyć swojej jazdy w kratkę, ale specyfika tego toru jest taka, że kluczową rolę odgrywa start i rozegranie pierwszego łuku. W trzecim biegu wyraźnie zostałem na starcie, natomiast w dziewiątym źle rozegrałem pierwszy łuk. Nie powinienem jechać środkiem toru, czyli najgorszą możliwą ścieżką. Rywale zaraz to wykorzystali i wzięli nas "w kanapkę". Zabrakło mi sprytu w tym elemencie - wyjaśnił.
31-letni żużlowiec przyznał, że nawierzchnia w Gnieźnie w niczym nie przypominała tej, na której ściga się drużyna z Rybnika. To był główny czynnik tego, że Car Gwarant Start Gniezno od początku kontrolował przebieg spotkania.
- Gospodarze jeździli u siebie, a ten tor jest dość specyficzny. Jest bardzo twardy i nie dość, że trzeba odpowiednio ustawić motocykle, to jeszcze trzeba się w niego wjechać. Na tak twardym torze trzeba umieć się ścigać i balansować ciałem. Trochę czasu nam zajęło dopasowanie się. Jak widać po końcowym wyniku, za długo. Zaczęliśmy odrabiać te straty za późno. Szkoda, że w 15. biegu nie udało mi się przywieźć 2 punktów, które dawały nam zwycięstwo - dodał.
Po dość niespodziewanych i zaskakujących wydarzeniach, które miały miejsce w 14. biegu (podwójne wykluczenie miejscowych przez sędziego Michała Sasienia), ROW Rybnik odrobił znaczną część strat. Przed ostatnią odsłoną dnia na tablicy widniał wynik 43:40. O rozstrzygnięciu losów tego meczu decydował Szczepaniak wraz z Woryną oraz Pavlic z Krcmarem. Ciężar tego wyścigu sprawił, że miał on dwie odsłony.
- W pierwszym podejściu nie było źle ze startu, jednak Pavlic przeciągnął mnie na wejściu i zakończyło się to dla mnie nieprzyjemnym i bolesnym uderzeniem w bandę. W wyniku zderzenia z "dmuchańcem" ucierpiała lewa ręka, która została lekko zbita. W powtórce zabrakło mi dobrego startu. Zostałem, a na trasie nie byłem zbyt szybki, żeby powalczyć o 2 punkty. Bardzo żałuję, bo było blisko - podsumował.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po wrocławsku