W zeszłym sezonie Vaclav Milik był pewnym punktem Betard Sparty Wrocław. W tym roku Czechowi dużo brakuje do dyspozycji, jaką prezentował jeszcze kilka miesięcy temu. Fani dolnośląskiego klubu z utęsknieniem i niecierpliwością czekają na to, aż Milik znów zacznie punktować na poziomie, do jakiego ich przyzwyczaił. Jego statystyka to 23 punkty w czterech meczach i średnia 1,353. W ostatnich dniach głośniej o nim dzięki bujnemu zarostowi i wizycie u profesjonalnego barbera niż jeździe na żużlowym torze.
Podczas meczu w Częstochowie Milik był jednym ze słabszych ogniw Betard Sparty Wrocław. Zaimponował tylko w jednym biegu, który wygrał. W trzech pozostałych dojeżdżał do mety na ostatnim miejscu. Trener Rafał Dobrucki wierzył, że czeski żużlowiec odwróci złą kartę i mimo mizernego wyniku punktowego nie zmienił go w trzynastym biegu, gdzie mógł skorzystać z rezerwy taktycznej. Do jazdy palili się znacznie lepiej dysponowani Maciej Janowski, Maksym Drabik i Tai Woffinden.
Kryzys Milika jest dużym zmartwieniem dla Dobruckiego. Przed meczem trener postawił wszystko na jedną kartę i ustawił Czecha pod numerem czwartym. Miał tworzyć zabójczą parę z Maciejem Janowskim. Skończyło się jednak tylko na chęciach. - Mieliśmy masę dziur w składzie. Ciągle nie może się pozbierać Vaclav Milik, który dobre występy przeplata słabszymi. Z jednej strony to było ryzyko i pójście vabank. Milik ma problemy sprzętowe i nie dogaduje się ze sprzętem. Gdyby on odpalił, to mielibyśmy bardzo mocną parę z Maćkiem Janowskim - ocenił Dobrucki.
Betard Sparta przegrała w Częstochowie 41:49. Milik nie był w stanie na dystansie gonić swoich rywali. Powodem są problemy sprzętowe. - Włókniarz postawił wysoko poprzeczkę i trudno było o punkty. Na torze w Częstochowie trzeba być szybkim, bo ma on wiele ścieżek i linii jazdy. Przegrywając start i jadąc nawet na czwartej pozycji można wyprzedzić wszystkich - dodał Doburcki.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo finału MPPK w Ostrowie Wlkp.