Krystian Pieszczek brał udział w groźnej kolizji spowodowanej przez Adriana Miedzińskiego. - Mogło się to skończyć gorzej. Adrian naprawdę mógł zrobić komuś krzywdę - denerwował się Pieszczek dodając: - Kiedyś wjedzie innemu zawodnikowi w plecy. Co do mojej kolizji, to próbowałem opanować sytuację, ale nie dało się. Jestem cały i zdrowy, ale to nie jest pierwsza sytuacja, w której Miedziński powoduje wypadek - przypomniał zawodnik.
Czy wobec nieprzemyślanej jazdy Miedzińskiego pojawia się czasem nerwowość i niepewność przed konfrontacją z nim? - Na razie jeszcze nie, ale to za chwilę nastąpi. Rok temu w sparingu zrobił mi to samo, wjechał w koło po prostu. Są to bardzo niebezpieczne sytuacje i oby nikt nie stracił przez to zdrowia. Za chwilę dojdzie do rękoczynów po tym, co on robi - nie przebiera w słowach Pieszczek.
Grudziądzanie zremisowali niemal wygrany mecz, tracąc przewagę w ostatnich biegach. - Liczyliśmy na zwycięstwo. Taki był plan. Ja mam do siebie lekkie pretensje za pierwszy bieg, bo pojechałem bardzo źle. Potem byłem już szybki. W ostatnim biegu dopadł mnie pech, defekt silnika. Straty dla drużyny nie było, ale dla mnie jest strata finansowa. Szkoda, że tak się stało. Musimy jeszcze pojeździć spod taśmy - zauważył Pieszczek
Wychowanek Zdunek Wybrzeża Gdańsk dostrzega przyczyny rozczarowującego wyniku. - Przegrywaliśmy starty, a przecież u siebie powinniśmy je wygrywać. A chłopaki z Częstochowy naprawdę dobrze jeździli. Zwłaszcza Fredrik, czapki z głów przed nim. Fenomenalne zawody. Klasa światowa - pochwalił rywala.
Na koniec Pieszczek wypowiedział się na temat braku angażu w wyścigu nominowanym. Zdaniem wielu kibiców, powinien był tam wystąpić. - Liczyłem na start w tym biegu. Uważam, że jako startowiec byłem lepiej dysponowany niż kolega - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne intro PGE Ekstraligi 2018