Krzysztof Cugowski. Żużlowe Tango: Cień wielkiej góry. Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Krzysztof Cugowski z Jarosławem Hampelem.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Krzysztof Cugowski z Jarosławem Hampelem.

- Kiedyś kolega, który wszedł normalną trasą na Everest, powiedział mi, że musiałbym tam wejść, żeby zrozumieć tych, którzy to robią. Dopiero jak człowiek tam jest, zaczyna wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi - pisze Krzysztof Cugowski.

W tym artykule dowiesz się o:

Żużlowe Tango, to cykl felietonów Krzysztofa Cugowskiego, wokalisty rockowego, głosu Budki Suflera.

***

Dziś będzie muzycznie. Zacznę od tego, że nagram hymn dla żużlowej drużyny Speed Car Motoru Lublin. To nie jest nowa piosenka, lecz doskonale znany kibicom utwór "Żółty, biały i niebieski świat". Zgłosił się do mnie heavy-metalowy zespół Feym, wykonawca piosenki. Panowie powiedzieli, że raz jeszcze to nagrają, a ja zaśpiewam jedną zwrotkę i refren. W nagraniu wezmą też udział kibice. No i dobrze, bo to dla nich to wszystko.

Nigdy nie uciekam, kiedy lokalne kluby proszą mnie o głos. Jestem lokalnym patriotą. Swego czasu śpiewałem hymn piłkarskiego Górnika Łęczna. To była piosenka z serii tych bardzo popularnych, delikatnie rzecz ujmując. "Górnik Łęczna, Górnik Łęczna, lubelszczyzna jest ci wdzięczna". Rymy takie sobie, ale całość chyba wyszła nieźle. W sam raz na stadion.

W ogóle, gdy idzie o to, co można usłyszeć na stadionie, to nie jest, to co lubię. Od 55 lat jestem bardzo wnikliwym słuchaczem i zbieraczem płyt. Blues, rythm and blues, muzyka rockowa z południa Stanów Zjednoczonych, to moje ulubione gatunki. Kiedyś to był mainstream, dziś nisza. Jeśli w trakcie sportowego wydarzenia leci jedna piosenka, którą lubię, to jest fajnie. Jednak nie narzekam. Ortodoksem nie jestem. Mnie to nawet ten groch z kapustą, który puszczają z głośników, podoba się. Najlepsze jest zawsze Queen i "We Are The Champions". To taki stadionowy klasyk. Nie tylko na żużlu.

Zostajemy w muzycznych klimatach. Ostatnio wszyscy emocjonujemy się polską wyprawą na K2. Jeszcze wcześniej przeżywaliśmy ratunkową akcję na Nanga Parbat i śmierć naszego himalaisty Tomasza Mackiewicza. Dla mnie temat wspinaczkowy jest bardzo bliski. W 1973 ruszyła lubelska wyprawa w Himalaje Zachodnie, którą kierował Zbigniew Stepek. Był dziennikarzem, pracownikiem Radia Lublin, ale i też wielkim miłośnikiem gór. Stepek zdobył wiele szczytów, ale w 73 roku zginął w lawinie lodowej wraz z Andrzejem Grzązkiem.

Starsi kibice może pamiętają piosenkę Budki Suflera "Cień Wielkiej Góry". Ona nawiązuje do tamtego zdarzenia. Tekst napisał Adam Sikorski, który był redakcyjnym kolegą Stepka. Zrobił to znakomicie. Powstał utwór ponadczasowy, oddający doskonale to, co się wówczas stało. Zresztą Adam jest wybitnym poetą. Kiedyś zastanawialiśmy się z zespołem nad rankingiem tekściarzy i on był u mnie na pierwszym miejscu. Mnie jego teksty odpowiadają pod każdym względem. Nie zapomnę, jak podszedł do "Snu o dolinie". Jego frazy są niebanalne, zapadają w serce i w umysł. Budzą też refleksję, a to jest bardzo ważne.

Co do wypraw w Himalaje, to nie zastanawiam się, po co oni tam idą. Dla mnie jest zrozumiałe, że chcą zdobyć szczyt, na którym nikt inny wcześniej nie był. Nie rozumiem natomiast wyszukiwania niebezpiecznych tras. Jeśli różne drogi prowadzą na ten sam szczyt, to lepiej wybrać łatwiejszą. Samego faktu wspinania nie zamierzam jednak komentować ani krytykować, bo się na tym nie znam. Byłem na Giewoncie, na Śnieżce, ale co to jest. Chyba jednak coś musi być w tych górach wysokich, skoro tylu ludzi tam zostało, a następni idą.

Kiedyś kolega, który wszedł normalną trasą na Everest, powiedział mi, że musiałbym tam wejść, żeby zrozumieć tych, którzy to robią. Dopiero jak człowiek tam jest, zaczyna wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. A jak wejdzie raz, to koniecznie chce to powtórzyć. Dlatego nie dyskutuję, nie mówią, czy to mądre, czy głupie. Długa jest lista tych, którzy nigdy stamtąd nie wrócili, ale ich następcy nie czują strachu.

W sumie to, że wielu himalaistów nie udaje się odnaleźć, dodaje temu wszystkiemu jakiejś takiej niesamowitej otoczki. I tak podsumowując to wszystko, myślę sobie, że ci ludzie mają prawo wchodzić i nie schodzić. Swoją drogą to jest sport, więc tu żadne rozważania nie mają sensu. Tyle jest dyscyplin naprawdę trudnych i ryzykowanych, na czele z żużlem, że nie ma co za dużo główkować. Jak ktoś pędzi motocyklem po zamkniętym torze z prędkością 100 kilometrów na godzinę, to też przecież można mówić o przekroczeniu granicy szaleństwa.

Krzysztof Cugowski

ZOBACZ WIDEO W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja

Źródło artykułu: