Gabriel Waliszko. Z drugiej strony ekranu: Afryka albo Azja czyli wybawienie żużla (felieton)

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Antonio Lindbaeck w Grand Prix. To na jego motocyklu będzie jeździł Lawson.
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Antonio Lindbaeck w Grand Prix. To na jego motocyklu będzie jeździł Lawson.

Skoro były pomysły na zakończenie sezonu Grand Prix w jakimś australijskim kurniku to może warto pomyśleć o południowej Afryce. Albo poszukać stadionu w miliardowej Azji zamiast majaczyć coś o polskiej lokalizacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszki, dziennikarza nc+.

***

Otwarcie sezonu mistrzostw świata na kolorowym Narodowym przy 50 tysiącach widzów, a rozdanie medali w polu pszenicy z grupą australijskich Aborygenów na rozkładanych krzesełkach. Widzicie to? Zawody na obiekcie w Kurri Kurri albo w innej wiosce? Bo ja sobie tego nie wyobrażam, choć jak mawia żona - bujam w obłokach często za często. A tak bardziej serio to cholernie smutno zrobiło się po informacji o anulowaniu ostatniej rundy elitarnego cyklu w prestiżowym miejscu na Antypodach. Kompletów wprawdzie na Etihad nie było, ale czar i klimat stadionu w Melbourne robił robotę. Zawsze można było dotknąć kolebki speedwaya, spotkać dawne gwiazdy z Crumpem czy Adamsem na czele, poczuć klimat australijskiej wolności czy pospierać się na temat liczby widzów na trybunach. No właśnie, te braki frekwencyjne miały najbardziej zaważyć na niedawnych decyzjach lokalizacyjnych, choć oficjalna strona GP wciąż podaje, że Melbourne w tym sezonie będzie. Tyle że kasa musi się zgadzać, a aktualizacja w Internecie niekoniecznie.

Ale wracając do poszukiwania miejsc pozaeuropejskich, gdzie można zarazić kogoś czarnym sportem to pojawia się w wyobraźni Afryka. Na południu tego kontynentu ścigano się już w latach 20-tych poprzedniego wieku, a tory w Durbanie, Kapsztadzie, Johannesburgu czy Pretorii znane są wielu zacnym żużlowcom. Byłym i obecnym. Jak podają afrykańskie źródła, w połowie lat 70-tych na Czarnym Lądzie śmigał z powodzeniem ówczesny mistrz świata a współczesny król układania sztucznych nawierzchni Ole Olsen, który podbijał południową publiczność wespół z Ivanem Maugerem. Otoczka zawodów też ma tradycje - na fotografiach z 1981 roku pięknie prezentują się atrakcyjne panie towarzyszące zawodnikom na motocyklach.

Specyfikę czarnego sportu kojarzą też biało-czerwoni. W połowie lat 90-tych odbywali w RPA test mecze. W annałach afrykańskiego speedwaya można znaleźć takie nazwiska jak Ułamek, Skórnicki, Węgrzyk, Mikołajczak, Trojanowski czy Drabik. Zresztą nasz narodowy Marek Cieślak nie raz opowiadał o podboju Afryki w roli trenera młodych jeźdźców i o szalonych jazdach w ciekawych okolicznościach przyrody. Reprezentanci RPA przyjeżdżali też nad Wisłę, by sprawdzać się jako Johannesburg South Africa Speedway w sparingach z Motorem, Śląskiem, Iskrą, Włókniarzem i RKM-em. Czemu więc teraz nie spróbować sprawdzić możliwości tego nieodległego lądu? W Internecie można znaleźć fotografie afrykańskiej rywalizacji sprzed roku, więc żużel wciąż tam oddycha. A niektóre obiekty wyglądają dużo bardziej luksusowo niż te kameralne w Australii. Może 50 milionów mieszkańców to rynek z potencjałem? Może takim Zulusom przypadłby wielki speedway do gustu?

Schodząc na inny ląd, do niedawna mówiło się o Ameryce Północnej. Ale skoro Kalifornijczyk Hancock wciąż nie żegna się z elitarnym cyklem, to można spróbować w tej Południowej. Choć tu akurat ryzyko w organizacji mistrzowskich zawodów jest jeszcze większe, bo brazylijski klimat Antonio Lindbaecka w cyklu GP przeszedł do historii. Może więc Azja? Chiny, Mongolia czy Japonia miały swoje tradycje, no a biorąc pod uwagę rozpostartą na cały glob Rosję, azjatycki rynek stoi otworem. Jakieś 50 państw, prawie 5 miliardów mieszkańców, tysiące firm, setki możliwości, dziesiątki pomysłów. Nie mówiąc o trylionach na kontach. Dajmy więc pole do popisu organizatorom cyklu, nie wychodząc przed szereg z jakąś polską organizacją zakończenia mistrzostw. No chyba że 11. rundy ostatecznie nie będzie to wtedy rozdanie medali i tak odbędzie się na naszej, toruńskiej ziemi. Czyli tak czy inaczej, Polska zawsze uratuje światowy żużel. Bo jak trwoga to… nad Wisłę.

Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+

ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii

Źródło artykułu: