Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: W Falubazie wróg publiczny numer 1. W Get Well Bóg lub wyklęty? (felieton)

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Jacek Frątczak czeka na rozpoczęcie meczu.
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Jacek Frątczak czeka na rozpoczęcie meczu.

Jacek Frątczak uwielbia robić wokół siebie szum. Jest zwierzęciem medialnym. Niektórzy dziennikarze podśmiewują się z niego (mówią, że zaraz wyjdzie z lodówki), ale każdy, bez dwóch zdań, musi docenić jego otwartość i kreatywność.

Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.

***

Tak się złożyło, że 29 listopada mamy w sekcji żużel dzień Jacka Frątczaka. W południe napisałem o "dobrej zmianie" w Get Well i menedżerze, którzy czyści klub ze złogów Jacka Gajewskiego. Jeden z kibiców komentujących tekst zauważył, że Frątczak albo zostanie w Toruniu Bogiem, albo będzie wyklęty. Celna uwaga. Też tak myślę. Oczywiście nie wiem, jak będzie (jasnowidzem ani prorokiem nie jestem), ale z pewnych względów chciałbym, żeby mu się udało.

O Frątczaku różnie mówią (ale i też myślą i piszą). Dla jednych jest wyłącznie znakomitym pijarowcem. Nazywają go złośliwie "Pa-Jacykiem", który biega po parku maszyn niczym oparzony. To ma działać na wyobraźnię, ale ze skutecznością ma nie mieć nic wspólnego. Może jestem naiwny, może się nie znam, ale dla mnie Frątczak jest co najmniej osobą, która tym wszystkim żyje i potrafi innych zarazić swoją pasją. Może i jest w tym trochę taniego efekciarstwa i odrobina błazenady, ale przecież nie ma ludzi bez wad. Frątczak na pewno nie jest alfą i omegą. Ma jednak wizję popartą własnymi przemyśleniami i setkami rozmów. Ma też zdolność do autorefleksji. To jest wartość sama w sobie.

Wystarczy chwila rozmowy z Frątczakiem, by zrozumieć jego fenomen. To jest gość, który w ułamku sekundy potrafi się pozytywnie nakręcić (jeśli choć część dobrych fluidów przejdzie na zawodników, to strach się bać). Wystarczy posłuchać, z jakim zaangażowaniem mówi, że jego główne zadanie na sezon 2018, to zadbać o głowy, ciała, tor i sprzęt zawodników. Za chwilę uderza w dramatyczne tony, opowiadając o tym, że zaplanował już swój ostatni dzień pracy w Get Well. Pani prezes Ilona Termińska, jak to usłyszała, to ponoć omal nie spadła z krzesła. Ja nie spadłem, ale pan Jacek tak to odmalował, że zobaczyłem, jak pani prezes przechyla się w bok i upada na podłogę. Jeszcze trochę i poczułbym to wielkie bum.

Gdyby w żużlu było więcej Frątczaków (choć od razu pragnę zastrzec, że w speedway'u jest jeszcze trochę innych, równie wartościowych osób), to dyscyplina tylko by na tym skorzystała. Byłaby naprawdę pięknie opakowana. Co prawda w Ekantor.pl Falubazie żartują sobie z Frątczakowych opowieści o specjalnych programach szkolenia, czy szukaniu juniora na wschodzie, ale to trzeba zrozumieć i nie oceniać menedżera Get Well przez pryzmat tego, co o nim w Zielonej Górze gadają.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Nikt nie będzie musiał mi robić zdjęć z ukrycia

Falubaz nie kocha Frątczaka od rozstania po zakończeniu sezonu 2015. Od tamtego czasu niemal każdy krytyczny tekst o klubie jest przez zielonogórskich działaczy odbierany, jako zemsta Frątczaka. Jest on podejrzewany o inspirowanie dziennikarzy i podrzucanie tematów, które pozwalają uszczypnąć Falubaz. Frątczak i były już prezes klubu Marek Jankowski, to jest taka zielonogórska targowica. Słowem zdrajcy i wichrzyciele. Pewnie pan Marek czytając te słowa, tylko się uśmiechnie, a pan Jacek jednak się przejmie, bo choć jest medialnym zwierzęciem, to czasami potrafi zachować się tak, jakby nie znał i nie rozumiał mechanizmów nakręcających ten cały cyrk. Szybko jednak wróci do pionu, bo "show must go on".

A tak na marginesie, to doskonale rozumiem chęć Frątczaka wyczyszczenia w Get Well wszystkiego, co kojarzy mu się z Gajewskim. W końcu wydano w klubie olbrzymie pieniądze na wzmocnienia. Na nowych zawodników poszło grubo ponad 4 miliony złotych. W takiej sytuacji liczą się detale. Frątczak nie może się rozpraszać, zastanawiając się nad tym, czy ktoś nie kopie pod nim dołków. Wszystko musi chodzić i działać jak w szwajcarskim zegarku. Do tego potrzebni są zaufani i oddani ludzie.

PS1: Nie rozumiem narzekania na Ireneusza Nawrockiego. Mam już dość tego psioczenia, że psuje rynek. Mam już dość pytań w stylu, a po co kupił Grega Hancocka. Dla mnie ważne jest to, żeby Stal Rzeszów na koniec sezonu była rozliczona co do złotówki ze wszystkimi zawodnikami. A na Hancocku w drugiej lidze zarobią wszyscy. Inne kluby powinny się teraz modlić, żeby Stal przyjechała do nich na mecz z 4-krotnym mistrzem świata w składzie. Sprzedadzą więcej biletów.

Źródło artykułu: