- W innych klubach są deklarowane duże pieniądze. Kiedy słyszę nieoficjalnie o stawce 1500 zł za punkt w drugiej lidze, to co mogę zrobić, jeśli do tego dochodzi jeszcze od 80 do 100 tysięcy złotych za podpis. To dla mnie szczyty nie do osiągnięcia - mówi w rozmowie z naszym portalem Władysław Gollob.
Właściciel Polonii Bydgoszcz w dalszym ciągu stawia na pierwszym miejscu finanse. W przyszłym roku zamierza kontynuować misję oddłużania klubu. - Wiem, jakim dysponuję budżetem i nie mogę go przekroczyć, bo znajdę się w sytuacji, w jakiej przejąłem Polonię. A nasz cel jest zupełnie inny. Chodzi o oddłużenie klubu i jak na dwuletnią działalność mamy szokująco zadowalający wynik - podkreśla.
Gollob przypomina, że Polonię obejmował, kiedy ta miała około pięć milionów złotych długu i zauważa, że w takiej sytuacji nie był nigdy żaden inny klub. Stawianie na pierwszym miejscu finansów nie oznacza jednak, że bydgoszczanie nie włączą się do walki z faworytami drugiej ligi.
- Rewolucji październikowej czy listopadowej nie było. Będziemy bawić się w sport i walczyć o jak najlepszy wynik. Nie idziemy w nazwiska. Postaramy się wyzwolić możliwości, które drzemią w takich zawodnikach jak Curyło czy Adamczak. Juniorzy powoli dorastają i może coś z tego będzie. Pod koniec sezonu pokazywali się już z lepszej strony - wyjaśnia.
Prezes Polonii zrealizował jeden ze swoich celów na okres transferowy. Tym razem w Bydgoszczy kontrakty były podpisywane w inny sposób. - Zmieniliśmy motywację dla zawodników. Popełniłem w przeszłości szalony błąd, proponując zawodnikom wysokie stawki za punkt, bez względu na wynik drużyny. Teraz to udało się zmienić. Będziemy wysoko wynagradzać za dobre rezultaty. Nie będzie 15 tysięcy złotych za sześć minut byle jakiego jeżdżenia na motocyklu - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow bez presji na medal