Kilka klubów PGE Ekstraligi ma dziury w składzie. Ich działacze próbowali jakoś skontaktować się z Fredrikiem Lindgrenem, ale bezskutecznie. Słuch po nim zaginął. Dla części środowiska to znak, że Szwed jest już z kimś dogadany. Przeprowadziliśmy małe śledztwo. Tropy zaprowadziły nas do Częstochowy, której prezes kusząc innego zawodnika, powiedział mu, że warto przyjść do Włókniarz Vitroszlif CrossFit, bo będzie mocny skład na czele z Lindgrenem.
- Nic nie powiem na temat Lindgrena, żeby nie zapeszyć - mówi nam Michał Świącik, prezes Włókniarza, co by znaczyło, że z Fredrikiem w częstochowskim klubie jest coś na rzeczy. Włókniarz miałby wówczas nadwyżkę seniorów, ale przecież Andreasa Jonssona, który nie dostał ani grosza za podpis, można by w ostateczności gdzieś wypożyczyć. Inna sprawa, że z tym nie ma się co spieszyć, bo jeszcze nic nie jest przesądzone.
Co może stanąć na przeszkodzie, gdy idzie o temat Lindgrena we Włókniarzu? Po pierwsze Ekantor.pl Falubaz. Zielonogórzanie, między innymi za sprawą trenera Marka Cieślaka, próbują złapać jakiś kontakt z zawodnikiem (interesy Lindgrena prowadzi jego narzeczona) i namówić go na jazdę u siebie. Drugim problemem jest stan zdrowia zawodnika. Kontuzja pleców, jakiej doznał w lidze angielskiej, jest poważna. Nie wiadomo, kiedy żużlowiec będzie mógł wrócić na tor. Może się więc okazać, że częstochowianie pozyskają Fredrika, ale nie będą mieli z niego wielkiego pożytku.
ZOBACZ WIDEO To był jego sezon. Nie potrafi zliczyć wszystkich medali