Zgrzyt przy rozdawaniu dzikich kart na Grand Prix. Monster pewnie uratuje Chrisa Holdera

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Chris Holder na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Chris Holder na prowadzeniu

Marian Maślanka jest przekonany, że przy rozdawaniu dzikich kart na przyszłoroczny cykl Grand Prix wiele do powiedzenia będzie mieć firma Monster. Jego zdaniem najbardziej stracą na tym Vaclav Milik i Martin Vaculik.

W tym artykule dowiesz się o:

- Przy rozdawaniu dzikich kart będzie zgrzyt - mówi nam Marian Maślanka. - Zawsze jest ten sam dylemat. Dawać je zawodnikom, którzy mają wiele zasługi dla cyklu czy wpuszczać świeżą krew - dodaje były prezes Włókniarza Częstochowa. Jego zdaniem w obecnej sytuacji organizatorzy powinni zdecydować się na kompromis, ale tego ostatecznie nie zrobią.

- Uważam, że dzikie karty powinny trafić w ręce dwóch doświadczonych zawodników i dwóch z tego trochę młodeszego pokolenia. Gdyby to ode mnie zależało, to nominacje dostaliby Niels Kristian Iversen, Greg Hancock, Vaclav Milik i Martin Vaculik. Jeśli chodzi o Duńczyka, to jego kandydatura nie podlega dla mnie żadnej dyskusji. Nikt nie powinien tego podważać. Dalej zaczynają się już schody - przekonuje.

W ocenie Maślanki dużo do powiedzenia przy rozdzielaniu dzikich kart będzie mieć jeden ze sponsorów. - Pozycja firmy Monster jest naprawdę silna - podkreśla. - Obawiam się, że odegrają w tym wszystkim ważną rolę i to niestety nie przełoży się pozytywnie na atrakcyjność rywalizacji. Ktoś z tej stajni powinien dostać dziką kartę i mój wybór padłby na Hancocka, który jest postacią większego kalibru niż Holder. Przypuszczam jednak, że z pewnych względów w cyklu znajdzie się miejsce zarówno dla Amerykanina jak i Australijczyka. Siłą rzeczy ktoś na tym straci - wyjaśnia.

Ostatnią dziką kartę zdaniem Maślanki dostanie Nicki Pedersen, z czym też były prezes Włókniarza nie do końca się zgadza. - Dla mnie z jednej strony powinno się utrzymywać zawodników, którzy mają renomę, a z drugiej strony stawiać na takich, którzy pozwalają myśleć o poszerzaniu geografii żużla - tłumaczy. - Czechom przydałby się zawodnik w cyklu. Trzeba ratować żużel w tym kraju, a to mógłby być impuls. Podobne względy przemawiają za Vaculikiem. On jest wprawdzie już nieco bardziej doświadczony, ale dużo brakuje mu jeszcze do statusu weterana. W jego ojczyźnie żużel może się odrodzić, ale potrzebne są sukcesy na arenie międzynarodowej, a te może zagwarantować tylko on - podsumowuje Maślanka.

ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi chwali Włókniarza Częstochowa

Źródło artykułu: