Żużel. Szczere wyznanie byłego mistrza świata. Piękne słowa na temat ojca

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Gary Havelock
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Gary Havelock

Gary Havelock przestał pełnić oficjalne funkcje w sporcie żużlowym, ale jego serce wciąż bije dla Poole Pirates, gdzie pracował w roli menedżera. Na co dzień jednak ma co robić, bo zajmuje się chorym ojcem.

W tym artykule dowiesz się o:

- Technicznie rzecz biorąc, nie jestem menedżerem zespołu. Powiedziano mi, że wszyscy muszą odbyć jakiś głupi kurs dla menedżerów drużyn w Rugby. Nie mogłem wziąć w nim udziału, bo było to zbyt daleko od domu i nie mogłem zostawić taty - przyznał w rozmowie ze "Speedway Star" Gary Havelock, który swoją rolę w brytyjskim zespole określa jako status "pierwszego trenera".

Jak sam dodaje - nie obchodzi go to, jak go oficjalnie nazywano, ale to, że mógł pracować przy żużlu. Tym bardziej że jemu menedżer kojarzy się z kimś, kto wyłącznie wypełnia program, a on nie miał na to czasu w trakcie meczu.

Brak możliwości uczestniczenia w końcówce sezonu i decydujących starciach był dla niego trudny. - Bardzo chciałem tam być. Ostatnie mecze, które zaliczyłem, to półfinał play-off w Workington i pierwsza runda finału BSN w Scunthorpe. Każdy, kto mnie zna, wie, jak bardzo emocjonalnie podchodzę do speedwaya. Hałas w moim salonie podczas wielkiego finału przeciwko Oxford był poza skalą! Chłopaki wykonali cholernie dobrą robotę. Jechali twardo, nie dawali sobie w kaszę dmuchać i osiągnęli to, na co zasłużyli. Byłem szczególnie dumny z Toma Brennana, który w drugim biegu finałowym stanął na wysokości zadania - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Goliński, Vaculik, Cegielski i Kędzierski

Gary Havelock nie ukrywa, że czas spędzony w Poole, to dla niego najlepszy okres w życiu. I choć pokonał to miasto, to musiał wrócić do domu i zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. Indywidualny Mistrz Świata z 1992 roku wracał do zdrowia po bardzo trudnej operacji uszkodzonych nerwów w rdzeniu kręgowym, co było konsekwencją jednego z upadków. Życie zadało mu jednak silny cios, bowiem zmarła jego mama.

Havelock stał się pełnoetatowym opiekunem swojego ojca, Briana, dawnego żużlowca klubów z Sunderland, Newcastle, Workington i Middlesbrough. Strata żony była dla niego ogromnym ciosem, a wiek (82 lata) przyniósł dodatkowe problemy zdrowotne.

- To było trudne dla całej rodziny, ale szczególnie dla taty. Potrzebuje mnie teraz niemal przez całą dobę. Moja siostra Lisa mieszka w Londynie, więc nie ma go kto wspierać na co dzień. To oznacza, że nie mogę podróżować na tyle spotkań Poole Pirates, ile bym chciał. Ale to mój ojciec i jest dla mnie priorytetem. Był przy mnie, kiedy zaczynałem karierę, więc teraz ja muszę być dla niego. Zasługuje na to. Niestety, nie mogę już pozwolić sobie na noclegi poza domem. Mogę pojechać do Berwick, Scunthorpe, Glasgow czy Redcar, ale nic dalej – w razie gdyby tata mnie potrzebował - wyznał Havelock.

Komentarze (2)
avatar
dżoon
5 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Prawdziwa miłość syna do ojca ! Miło słyszeć że w świecie dewiacji i hedonizmu jest jeszcze rodzina i normalność ! 
avatar
Don Ezop Fan
6 h temu
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Gary, to dobry kumpel Don Bartolo Czekanskiego od finalu '92 we Wroclawiu.