W PGE Ekstralidze jest kilka klubów, które liczą, że ROW Rybnik straci niebawem punkty za wpadkę dopingową Grigorija Łaguty. Niektórzy prezesi wychodzą z założenia, że wtedy z tej drużyny łatwiej będzie wyciągnąć Maxa Fricke'a. Działacze zakładają, że utalentowany żużlowiec nie będzie zainteresowany jazdą w pierwszej lidze. W rybnickim klubie na nikim takie informacje nie robią specjalnie wrażenia. Dlaczego ROW jest pewny, że zatrzyma jednego ze swoich liderów? Powody są dwa.
Prezes Krzysztof Mrozek cały czas przekonuje, że nie ma podstaw do weryfikowania wyników po wpadce dopingowej Grigorija Łaguty. Gdyby tak rzeczywiście było, to jego drużyna zostałaby na kolejny rok w elicie i Fricke nie musiałby się zastanawiać, czy pierwsza liga nie będzie dla niego krokiem w tył. To jednak nie wszystko.
W całej sprawie jest jeszcze jedna przeszkoda, której wszyscy zainteresowani żużlowcem mogą nie przeskoczyć. Fricke ma ważny kontrakt z klubem. Zawodnik przedłużył umowę przed tegorocznym sezonem i zdecydował się wtedy, że zrobi to na dwa lata. Rybniczanie doskonale wiedzą, że inne ekipy zabiegają o ich żużlowca, ale są w stu procentach pewni swego. - Kontrakt jest ważny. Max się nigdzie nie rusza. Inne zespoły mogą o nim zapomnieć - zapewnia nas Krzysztof Mrozek.
Szef rybnickiego klubu w sprawach kontraktowych nie lubi rzucać słów na wiatr. Można zatem przyjąć, że prezesi, którzy dzwonią w ostatnim czasie do Australijczyka, po prostu tracą czas i powinni rozejrzeć się za innymi opcjami.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego