Zdarzenie miało miejsce w piątej odsłonie dnia. Najpierw defekt zanotował Daniel Pytel, a kilka chwil później zwolnił Oliver Berntzon. To sprawiło, że Szwed spadł z pierwszego miejsca na trzecie. Następnie w spacerowym tempie dojechał do mety. Po ukończeniu wyścigu zawodnik ze Skandynawii mocno gestykulował w kierunku arbitra i kierownika startu. O co chodziło?
- Oliver miał trochę pecha. Sędzia zapalił czerwone światło, które oznaczało, że wykluczony jest zawodnik w kasku tego koloru (Pytel po defekcie nie zjechał na murawę i został wykluczony za zdublowanie - dop. red.). Oliver odebrał to jako zatrzymanie wyścigu. Niestety, w wyniku tego zwolnienia stracił cenne trzy punkty. To było zwycięstwo, które mógł przywieźć nad Jakobsenem, a więc najmocniejszym zawodnikiem gospodarzy - powiedział Rafael Wojciechowski, menadżer GTM Startu Gniezno.
Berntzon w niedzielnym meczu zastąpił Krzysztofa Jabłońskiego. Gdyby nie ta wpadka z pomyleniem świateł, to jego dorobek z pewnością byłby okazalszy. Ostatecznie w stolicy Wielkopolski wywalczył siedem punktów z bonusem. Potrafił zmobilizować się na swój ostatni bieg, który wygrał.
- Umiał wytrzymać napięcie. Odpowiednie ustawienia na ostatni wyścig sprawiły, że go wygrał. Bardzo się cieszę, że mam do dyspozycji tego zawodnika. Wierzę, że mogę na niego stawiać w decydujących momentach - ocenił menadżer drużyny z pierwszej stolicy Polski.
ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy kierownika drużyny w PGE Ekstralidze
Czytam w relacji na żywo: "Na ostatnim kółku maszyna zde Czytaj całość