Na ekstraligowych torach…
Częstochowianie z lekkimi obawami, aczkolwiek bez bojaźni podchodzili do spotkania z pretendentami (jednymi z wielu) do mistrzowskiej korony. Wzmocnieni, w porównaniu ze spotkaniem w grodzie Bachusa, Gregiem Hancockiem sprawili swoim kibicom prawdziwy dreszczowiec. Mecz kolejki, transmitowany przez telewizję, był świetną promocją czarnego sportu. Sławomir Drabik przed spotkaniem obstawiał zwycięstwo Włókniarza po rzutach karnych. Prawdę powiedziawszy niewiele się pomylił, gdyż w zasadniczym czasie gry był remis. Kto miałby strzelać karne? Jak wiadomo ten element piłki kopanej to gra nerwów, więc uważam, że ze strony unistów byłby to na pewno Krzysztof Kasprzak - po raz kolejny przywitany w Częstochowie kilkutysięczną porcją gwizdów. Syn Zenona Kasprzaka dość dobrze poradził sobie z presją i zdobył 9 punktów plus bonus. Ze strony częstochowian do piłki podszedłby cichy bohater spotkania... Michał Szczepaniak.
Wielu kibiców przecierało oczy ze zdumienia obserwując jazdę tego zawodnika. Jeden ze złośliwych kibiców żartował, że starszy z braci Szczepaniaków w swoim życiu 5 razy wyprzedził rywali na dystansie - wszystko w dzisiejszym spotkaniu. Faktem jest, iż widać było w tym zawodniku ogromną wolę walki i jeżeli przez najbliższe kilka spotkań utrzyma podobne nastawienie, stanie się nowym pupilem biało-zielonych fanów, którzy bezustannie uwielbiają Sławomira Drabika.
Po ostatnim wyścigu Greg Hancock ostentacyjnie pokazywał dłonią herb częstochowskiego Włókniarza znajdujący się na kevlarze, dając do zrozumienia jak bardzo kocha klub spod Jasnej Góry. Miłość też ma swoją cenę, prawda Greg?
Ostatnie słowo o spotkaniu na Arenie Częstochowa, które dotyczy każdego stadionu żużlowego. Antagonizm między ultrasami z Leszna i Częstochowy osiąga coraz większe natężenie. Z jednej strony kibice grup ultras z obu ośrodków żużlowych starali się dopingować swoich idoli. Nowe przyśpiewki, atrakcyjny doping - wszystko ok, ale do dopingu nie należy chyba skandowanie haseł j**** Leszno! I odwrotnie. Nie wiem, nie znam się - jestem tylko piknikiem, ale czułem się zażenowany. Nie mam nic przeciwko grupom ultras, ale nie chciałbym, aby brak kultury ze stadionów piłkarskich przeniósł się na żużlowe. A Wy?
Gorzowscy żużlowcy musieli się odkuć i zaszaleli na swoim ślicznym stadionie rozgramiając bydgoszczan. Przy okazji pojawią się przy kasie po raz pierwszy w tym sezonie i odbiorą należne im pieniądze. Kto wie, może ich szef - zachwycony rozmiarami zwycięstwa, wypłaci także należności za zeszłotygodniową klęskę?
Świetnie na torze radził sobie Tomasz Gollob wykręcając nawet nowy rekord toru. Na wicelidera drużyny wyrasta wciąż niespełniony Matej Zagar, mający przebłyski talentu już w ubiegłym roku. Bydgoszczanie czuli się na torze gorzowskiej Stali niepewnie jak dzieci we mgle. Zaledwie dwa indywidualne zwycięstwa to wstyd. Wyróżniającą się postacią spotkania był Emil Sajfutdinov. Starał się walczyć także Antonio Lindbaeck, ale nie wyszło. Trener Plech już zapewne myśli o przyszłej niedzieli i derbach Pomorza z toruńskimi aniołami. Czy dokona roszad w składzie? Szczególnie niezadowolony wydawał się być z postawy Davidssona i Chrzanowskiego. W obwodzie pozostają Daniel Davidsson i Marcin Jędrzejewski. Pozostało kilka dni na podjęcie decyzji.
Niespodziewanie, dla wielu kibiców, zacięty pojedynek obejrzeli fani na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Po porażce gdańszczan na własnym torze niewielu liczyło na korzystny rezultat nadmorskiej drużyny. A tutaj niespodzianka. I bardzo dobrze. W szeregach gospodarzy klasą samą dla siebie był niepokonany w poniedziałkowe popołudnie Jason Crump.
Dzielnie wtórowali mu Tomasz Jędrzejak oraz chimeryczny Brytyjczyk - Scott Nicholls. Jeśli chodzi o gdańszczan zawiódł zdecydowanie Hans Andersen, ale jego nierówna forma to standard. Brawa należą się za to Adamowi Skórnickiemu, który pokazał niedowiarkom, że potrafi zdobywać ważne oczka nie tylko na pierwszoligowych torach oraz Martinowi Vaculikowi, który zwycięstwa przeplatał czwartymi lokatami, nie uznając pośrednich pozycji.
Tarnowski ekspres i reszta...
Ekstraliga będzie bardzo ciekawa. Nieprzewidywalna. Nieco inaczej na pierwszy rzut oka sprawa wygląda na obiektach pierwszoligowych. Tarnowska Unia gromi rywali i ani myśli przestać. Odrestaurowana organizacyjnie drużyna z Rybnika liczy na sprawienie kilku niespodzianek. Czy jaskółki zostaną upolowane przez rybnickie rekiny w najbliższą niedzielę? Po raz kolejny niezwyciężonym przez rywali będzie chciał zostać Mariusz Węgrzyk. Naszpikowana gwiazdami ekipa z Tarnowa pragnie jak ekspres przemknąć przez tegoroczne rozgrywki na pierwszoligowym froncie i jak najszybciej powrócić do grona najlepszych zespołów w kraju. Na razie przepełniony gwiazdami (jak na pierwszoligowe warunki) zespół nie zawodzi.
Polskiej ligi uczą się ciągle goście z Daugavpils. Właśnie tarnowianie sprawili im srogą lekcję, którą zapewne wielu żużlowców Lokomotivu zapamięta na długo. Nie zmienia to faktu, że w barwach łotewskiej ekipy znajduje się kilka nazwisk, które za kilka lat mogą namieszać sporo w światowym żużlu. Będziemy mogli wtedy z dumą powiedzieć - to dzięki naszej lidze!
Niestety, zewsząd baty zbiera polska drużyna z Poznania. Zespół ten póki co jeździł swoje mecze z drużynami prawdopodobnie ubiegającymi się o awans, więc po cichu fani skorpionów liczą na aktywację zabójczego jadu. Czy dotknie on na Golęcinie Lokomotiv Daugavpils już w najbliższą niedzielę? Wzmocnieni posiadającym niewielkie, ale zawsze ekstraligowe doświadczenie Mateuszem Szczepaniakiem Wielkopolanie, pragną realizować mozolnie plan na ten sezon - utrzymanie.
O awansie marzą w Ostrowie. Sprowadzenie Karola Ząbika ma pomóc ostrowianom awansować do elity. O powrocie do elity żużlowców w kraju marzy też zapewne syn szkoleniowca toruńskich aniołów, dla którego starty na pierwszoligowych torach mają być formą odrodzenia. Trzymamy kciuki!
A na najniższym szczeblu rozgrywek ligowych…
(Nie)oczekiwanie, tuż przed startem II ligi wycofał się zespół z Równe. A propos - nie wiem jak wy, ale ja mam ciągle wrażenie, że zespoły spoza granic naszego kraju startujące w polskich ligach mają więcej praw niż nasze kluby. Może się mylę.
Najniższa klasa rozgrywkowa - często niesłusznie pomijana, jest bardzo ciekawa. Cieszy powrót żużla do takich ośrodków jak Lublin czy Piła. W zespole z tego drugiego miasta dzielnie walczy 41-letni Piotr Świst stanowiący wzór do naśladowania dla młodszych kolegów i pokazujący im często plecy w bezpośrednich pojedynkach. Pobicie rekordu rawickiego toru przez Emila Idziorka to jedna z największych niespodzianek minionej kolejki. Ciekawe, iż młody zawodnik poza wygranym wyścigiem w którym pobił rekord toru zdobył jeszcze tylko jeden punkt!
Mocne wydają się drużyny właśnie ze wspomnianego przeze mnie Lublina i Łodzi. W KMŻ startują chociażby bracia Rempałowie, czy czeska nadzieja plochy drahy - Lubos Tomicek. Łódź - prywatny klub pana Skrzydlewskiego od lat puka do bram I ligi. Może wreszcie w tym roku Orzeł naciśnie klamkę?
Kochani, podzieliłem się z wami swoimi spostrzeżeniami. Noc dojrzała kiedy piszę te słowa. Zastanawiam się - komu kibicuje księżyc? Chyba w każdym mieście komu innemu. Spryciarz. Ja również trzymam kciuki za wszystkich. A co!
Ze sportowym pozdrowieniem
Bartłomiej Jejda