Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: W niedzielę finał IMP w Gorzowie. Srebro już pan ma, więc pora na coś więcej.
Bartosz Zmarzlik, żużlowiec Cash Broker Stali Gorzów, uczestnik Grand Prix: Chce mnie pan zmusić do jasnej deklaracji, ale ja nie powiem, że jadę po złoto. W każdych zawodach staram się wypaść jak najlepiej. Gdybym teraz miał coś zadeklarować, to powiedziałby, że dam z siebie wszystko. Inne słowa nie są potrzebne, bo każdy wie o co jedzie.
Ze swojej formy jest pan zadowolony?
Nie do końca, bo wciąż szukam odpowiednich regulacji sprzętowych. Inna sprawa, że ja zawsze szukam. Każdy żużlowiec szuka, testuje, bo jak jest dobrze, to chcemy, żeby było jeszcze lepiej.
Bardzo często wpada pan ostatnio na torze w poważne turbulencje. Andrzej Witkowski, prezes PZM, mówi że bardzo się o pana martwi. Mówi, że tylko dzięki nieprawdopodobnej technice nie zrobił pan sobie dotąd krzywdy.
Turbulencje wynikają z niedopasowanego sprzętu. To już jednak historia i po co o tym rozmawiać. Działo się tydzień temu w Grand Prix Danii, ale w kolejnych zawodach już było lepiej. Mam na myśli ligowy mecz w Rybniku, dzień po Grand Prix, oraz wtorkowe spotkanie ligi szwedzkiej. Było widać poprawę.
ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc
Raz jeszcze zacytuję Witkowskiego, który mówi, że Zmarzlik nie jest gotowy na wielkie sukcesy, bo jeszcze życie go nie nauczyło, jak się wychodzi z opresji.
A ja myślę, że już dostałem od życia wystarczająco mocno w tyłek. Więcej nie potrzebuję. Zresztą, to nie wychodzenie z opresji jest problemem. W moim przypadku kłopot stanowi tylko i wyłącznie sprzęt.
Jak pan znosi fakt, że w Grand Prix nie ma szałowych wyników?
Sytuacja jest trudna, ale nie zła. Na pewno mogę się pocieszać dobrymi występami w lidze. A w Grand Prix nie jest gorzej, jak przed rokiem. W sezonie 2016 też byłem na początku dziwny. W Horsens pojechałem o wiele słabiej, niż w tym roku. Na półmetku ubiegłorocznego cyklu mogłem się pochwalić dobrym startem w Pradze, teraz nieźle wypadłem w Warszawie. Poza tym, tak jak już powiedziałem, było dziwnie.
Jeszcze raz pomęczę pana prezesem Witkowskim. Prezes uważa, że pańska wiedza o sprzęcie nie jest na tyle duża, by był pan zdolny powiedzieć tunerowi, czego pan dokładnie oczekuje.
A ja myślę, że wiem, czego chcę. Żużel to nie jest piekarnia, do której wchodzimy, zamawiamy okrągły chleb i taki dostajemy. Ten sport to jednak ciężka, żmudna praca, gdzie nic nie jest łatwe. Zapewniam, że wiem o co chodzi i wiem, jakie wskazówki przekazać mechanikowi, by ten mógł zrobić cudowny silnik. W sporcie nie ma jednak prostych recept, więc ja mówię, tuner robi, a potem jeszcze szukamy regulacji.
Nie popełnił pan czasem błędu stawiając na współpracę z dwoma tunerami. Problem w tym, że u żadnego nie jest pan jedynką. Jan Andersson stawia na Patryka Dudka, a Flemming Graversen na Jasona Doyle’a.
Tunerów jest kilku, a żużlowców w Grand Prix jest szesnastu. Nie ma opcji, żeby każdy był u kogoś jedynką. Zresztą ja nie narzekam. Z mojej perspektywy współpraca z mechanikami dobrze mi się układa. Z jednym i drugim mam dobre relacje.
Rozumiem, że po miesięcznej przerwie będzie pan walczył o medal w Grand Prix?
Na pewno się nie poddam. Będę walczył, dopóki będzie cień szansy na dobry wynik. Inna sprawa, że ja nie będę miał miesięcznej przerwy. W niedzielę mam mistrzostwa Polski, potem finał DPŚ, potem Szwecja i jeszcze przełożony mecz w PGE Ekstralidze. I dobrze, bo ja nie potrzebuję odpoczynku. Miałem ostatnio kilka dni wolnego i wystarczająco odpocząłem. Trochę tylko szkoda, że pogoda płatała figle. Padało, a ja tak bardzo chciałem wyjechać na tor i przetestować pewne rozwiązania. Chciałem to zrobić na luzie, żeby mieć większą wiedzę o moim sprzęcie.
Co pan przygotował na finał mistrzostw Polski?
Mam dwa dobre silniki, których używam też w lidze. Jednak do zawodów podchodzę na spokojnie. Nie ma się co napalać, bo to niczego nie zmieni. Tylko spokój może nas uratować. Inna sprawa, że nie da się całkowicie wyciszyć, bo dziennikarze i kibice ciągle przypominają o tym finale. A ja potraktuję tę imprezę, jak kolejne zawody.
Tydzień później jedzie pan w finale DPŚ. Reprezentacja Polski ma z kim przegrać?
Nikogo nie wolno lekceważyć. Musimy być w pełni skupieni i pojechać dobre zawody, a takie gadanie, że nie ma z kim przegrać, to tylko przeszkadza.
A ja czytam w internecie komentarze, że trzeba by wystawić Polskę B i byłoby ciekawie.
Niektórzy tak się przyzwyczaili do wygrywania, że potem wymyślają takie rzeczy. To przyzwyczajenie przekłada się też na ocenę moich wyników w Grand Prix. Rok temu, jak był półfinał, to była radość. Teraz tego nie ma. Po każdych zawodach zakończonych w fazie zasadniczej pojawia się rozżalenie. Wracając do reprezentacji chciałbym powiedzieć, że chcemy wygrać, bo nikt nie lubi przegrywać. Wiemy też co mamy robić. Pamiętajcie jednak o tym, że łatwo nie będzie, bo nic za darmo nie dają.