Żużlowa przygoda Adama Jaziewicza rozpoczęła się w 2000 roku. Wtedy zdobył licencję i zaczął startować w oficjalnych zawodach. Rozwijał się bardzo szybko. Wielu kibiców wierzyło, że pójdzie śladami Tomasza Jędrzejaka, który startował już wtedy w Ekstralidze. I pewnie mogło tak być, gdyby nie 2003 rok i turniej Zaplecza Kadry Juniorów w Grudziądzu. Wtedy kariera młodego żużlowca została boleśnie przerwana. Złamał kręgosłup. - Od razu wiedziałem, jaka jest sytuacja, bo po upadku nie straciłem przytomności. Nie miałem czucia w nogach - wspomina teraz Adam Jaziewicz.
Polecamy: Czyszczenie magazynów! Promocyjna cena na kalendarz żużlowy!
Zawodnik został bardzo szybko poddany operacji. Kiedy ją przeszedł, diagnozy były już zdecydowanie bardziej optymistyczne. - Czucie w nogach wróciło. Kamień spadł mi z serca. Mogę chodzić i to jest najważniejsze. Pojawiły się wprawdzie powikłania neurologiczne. W stu procentach sprawny nie jestem, ale kiedy patrzę na kolegów, którzy do dziś jeżdżą na wózkach, wiem, że miałem sporo szczęścia. Powrót do żużla był jednak niemożliwy. Musiałem się z tym pogodzić - tłumaczy Adam.
Od tamtego wydarzenia minęło prawie 14 lat. Wychowanek ostrowskiego klubu przez cały ten czas był aktywny w środowisku. Pracował jako mechanik i odnosił wiele sukcesów. Jaziewicz ma naprawdę dobre CV. Zaczął u Krzysztofa Stojanowskiego, z którym znał się dobrze jeszcze z toru. Poza tym pomagał takim zawodnikom jak David Ruud, Simon Gustafsson czy Mikołaj Curyło. Był tak dobry, że doceniło go kilka gwiazd. Znalazł zatrudnienie u Chrisa Holdera, Andreasa Jonssona czy Martina Vaculika. U Słowaka pracował przez większą część minionego sezonu. - Nasze drogi się rozeszły, bo mieliśmy inne zdanie na niektóre tematy. Przyznam zresztą, że po tym ostatnim sezonie coś się zmieniło. Pierwszy raz poczułem, że jestem wypalony. Miałem propozycje od innych zagranicznych zawodników, ale odmawiałem - wyjaśnia Jaziewicz.
Ostatecznie z żużla jednak nie odszedł i przyjął propozycję zawodnika, który będzie startować w drugiej lidze. Adam zamierza pomóc Łukaszowi Sówce. Twierdzi, że w tym wyzwaniu znajdzie więcej przyjemności niż we współpracy z niejedną z gwiazd światowego żużla. - Znalazłem nową motywację. Uważam, że to może przynieść mi wiele satysfakcji. Nie zależało mi, żeby iść do kogoś, kto ma wielką markę. Poczułem, że mogę komuś naprawdę pomóc. Wszystko z Łukaszem będziemy budować praktycznie od zera. Jeśli się uda, to radość będzie zdecydowanie większa. Dodatkowy plus jest taki, że będę bliżej domu - przekonuje.
ZOBACZ WIDEO Dakar 2017 przeszedł do historii (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Adam Jaziewicz mówi nam, że niczego w życiu nie żałuje. Jest szczęśliwy, że stanął na nogi i został przy żużlu. Myśli o zawodniczej karierze wracają jednak bardzo często. - Nie ukrywam, że tak jest, kiedy siedzę czasami sam w domu. Miałem wielkie plany. Chciałem studiować na AWF-ie i wiele osiągnąć w żużlu. Niestety, nie wyszło - podkreśla.
Były zawodnik nie ma jednak do nikogo żalu. Ubolewa jedynie nad tym, że nie spełniły się jego marzenia. Chęć ich zrealizowania była tak duża, że dziś dokonałby podobnego wyboru. - Niczego nie żałuję. Gdybym miał jeszcze raz podjąć decyzję, co chcę robić, to wybrałbym żużel. Wsiadłbym znowu na motocykl, mając świadomość, że wszystko mogłoby się skończyć tak samo źle. Podjąłbym to ryzyko - podsumowuje Adam.