Bez Hamulców 2.0 to żużlowy felieton Dariusza Ostafińskiego, w którym autor pisze o kulisach speedwaya.
***
Stal Gorzów za nudny finał PGE Ekstraligi na trudnym (niektórzy mówią, że wręcz niebezpiecznym) torze realnie musi zapłacić wyłącznie wymianą nawierzchnią. Grzywna w wysokości 50 tysięcy złotych to sankcja w zawieszeniu, tak samo jak kary rocznego zawieszenia dla trenera Stanisława Chomskiego, toromistrza Jarosława Gały i kierownika zawodów Sławomira Jacha. Ktoś powie, że to żart, ale ta sprawa wydaje się bardziej złożona.
Po pierwsze trudno kogoś dotkliwie ukarać, kiedy osoby funkcyjne wysłane przez Ekstraligę Żużlową na ten mecz oceniły stan toru, jako dobry. Skoro był dobry, to trudno wytoczyć największe działa i zarzucić komuś, że spreparował nawierzchnię. A to, że trener Stanisław Chomski przyznał, że nawierzchnia była tak zrobiona, by pomóc gospodarzom, nie jest żadnym zarzutem. Każdy gospodarz robi tor pod siebie, choć nie zawsze o tym mówi. Chomski był przynajmniej szczery. Zresztą, i tu wracamy do punktu wyjścia, kontrolerzy wysłani przez Ekstraligę nie mieli do pracy wykonanej przez trenera większych zastrzeżeń. Wychodzi więc na to, że to oni spaprali robotę, bo jeśli mecz okazał się kiepskim widowiskiem, w którym było kilka groźnych momentów, to znaczy że zwyczajnie dali się nabrać. Chyba KOL doszła do podobnego wniosku, skoro komisarz Grzegorz Janiczak został zawieszony na siedem miesięcy. Wróci w sierpniu, ale już nie do PGE Ekstraligi, bo tam go nie chcą.
Tak sobie myślę, że w tej sprawie głowę popiołem powinna też posypać sama Ekstraliga Żużlowa. Nie chodzi nawet o to, że jej ludzie zawiedli, ale o grzech zaniechania. Zanim zobaczyliśmy w Gorzowie kiepski finał mieliśmy na tym samym torze co najmniej trzy mecze (jeden z ROW-em Rybnik, dwa z Betard Spartą Wrocław), w których można się było doczepić do przygotowania nawierzchni. Nic jednak nie zrobiono, nawet nie pogrożono palcem. A zrobienie awantury po najważniejszym meczu sezonu było nieco spóźnione, to był taki płacz nad rozlanym mlekiem. Jakby nie spojrzeć wcześniejszy brak działania mógł ośmielić Stal, mógł również zniechęcić do działania komisarza i sędziego. Każdy z nich mógł pomyśleć, że skoro wcześniej coś przeszło, to teraz będzie tak samo.
Oczywiście bardzo dobrze, że organ zarządzający rozgrywkami w końcu coś zrobił. Wymiana nawierzchni powinna rozwiązać temat. W najlepszym razie Stal już nie będzie się mogła tłumaczyć glinką przywiezioną przez Czesława Czernickiego. Poza tym nad gorzowskim klubem i pracownikami odpowiedzialnymi za przygotowanie toru wisi miecz Damoklesa w postaci kar w zawieszeniu. To już jest coś. Śmiem twierdzić, że przy dobrej ocenie toru i błędach popełnionych przez jury trudno było zrobić więcej. Rozumiem też jednak niedosyt właściciela Get Well Toruń. Po piekle jakie rozpętało się po finale miał prawo liczyć na więcej. I nie dziwię się, że dziś jest rozgoryczony i mówi o tym, że oto poszedł w Polskę sygnał, że można bezkarnie kombinować z torem. Ja też mam mieszane uczucia. Jednak chcąc dobrze zrozumieć wyrok trzeba zwrócić uwagę na niuanse.
[/b]
ZOBACZ WIDEO: Jakub Przygoński: Rajd Dakar przydałby się każdemu mężczyźnie