Z prawdziwym liderem drużyny będę jeździł teraz - rozmowa z Matejem Zagarem, zawodnikiem Stali Gorzów

Ma mnóstwo kibiców, ale i tyle samo wrogów. Jako człowiek jest bardzo wyluzowany i bardzo dużo mówi. Obojętnie w którym języku, bo zna ich aż cztery: słoweński, chorwacki, niemiecki, angielski. Po polsku też już mówi coraz lepiej. W szczególności, gdy dzwoni do swoich mechaników: wszystko przygotowane? Pracuj, pracuj!

Sandra Rakiej: Czy w Słowenii, gdzie wiadomo przecież, że nie ma nawet ligi żużlowej, trudno zacząć uprawiać ten sport?

Matej Zagar: U nas w kraju szkółki żużlowe stoją dla nowych adeptów otworem. Co prawda mamy w Słowenii tylko trzy kluby, ale każdy, kto chce uprawiać ten sport, zostaje od razu wyposażony we wszystko, co potrzeba! Zawodnicy dostają motor, nikt nie musi się prosić o opony, metanol, oleje... Jest jednak jeden spory problem. Treningi odbywają się zaledwie raz w tygodniu i trwają dwie godziny.

Nic więc dziwnego, że Słowenia potęgą żużla nie jest...

- Generalnie nie, ale w Polsce czy Szwecji speedway to jest także biznes. U nas jest traktowany po prostu jako sport i świetne widowisko. W końcu organizowane są tu wielkie imprezy, tak jak Grand Prix w Krsko, a trybuny są za każdym razem pełne!

Ale kibice chcą dopingować swoich rodaków, a ilu Słoweńców trenuje dziś na żużlu i ma zamiar zająć się tym sportem profesjonalnie?

- W Lublanie jest bodajże szesnastu zawodników. Podpatrywałem jednak treningi naszych juniorów i uważam, że w przeciągu ostatnich czterech lat poczynili spore postępy. To tylko kwestia czasu, kiedy uda nam się stworzyć drużynę, która będzie rywalizować w Drużynowym Pucharze Świata.

Czy słoweńskie gazety w ogóle zajmują się tematyką żużlową?

- Tak! Właśnie dlatego staram się prezentować jak najlepiej, gdziekolwiek bym jeździł. I nie chodzi mi tylko o wyniki sportowe, ale również dbam o to, żeby mój team wyglądał profesjonalnie. Zależy mi na dobrej oprawie, żeby tworzyło to pozytywną wizytówkę i pokazało ludziom w Słowenii, że to naprawdę sport warty uwagi. Dlatego dbam o takie sprawy jak prezentacje drużyny, wywiady.

Skoro o prezentowaniu się mowa, to w mundurze wojskowym też Ci jest do twarzy! Co robiłeś w armii?

- Od razu powiem, że nie jest to taka normalna służba wojskowa, o jakiej z pewnością wszyscy kibice myślą. Już od dłuższego czasu starałem się dostać do sportowego oddziału "Slovenian Armed Forces", a nie jest to proste zadanie! Zawodnicy, którzy się tam dostaną mogą liczyć na duże wsparcie i pomoc, między innymi finansową. W tym roku byłem więc w armii dwukrotnie po 4 dni, dlatego między innymi nie mogłem pojechać na zgrupowanie Stali Gorzów.

To, że umiesz stanąć na baczność, przekonali się kibice obecni na prezentacji Twojej polskiej drużyny. Czego jeszcze się tam nauczyłeś?

- Dzień zaczynał się tak jak w wojsku, pobudka o 6:00 rano, śniadanie, 3 km biegu na rozgrzewkę, oficjalne wciągnięcie flagi na maszt i różne zajęcia. Uczono nas o rodzajach broni, jak czytać mapy i tego typu sprawy.

Co poza wojskowym treningiem wchodziło w skład Twoich zimowych przygotowań?

- Gdy tylko kończy się sezon, wsiadam na motor motocrossowy i jeżdżę tak często, jak tylko się da. Uwielbiam to!

To wszystko? Żadnej siłowni, ćwiczeń ogólnorozwojowych?

- W tym sporcie są dwie szkoły. Jedni stawiają na siłę, a drudzy na technikę. Ja jednak uważam, że żeby jeździć na żużlu trzeba być szybkim. A żeby być szybkim, trzeba być lekkim. Żużlowcy nie mają atletycznej budowy ciała, bo z motorem nie mamy się siłować. Ale to też nie oznacza, że nie mam mięśni! Tkanka mięśniowa świetnie osłania kości i przy ewentualnym upadku stanowi niejako warstwę ochronną.

Dobra, dobra Matej! Pokazuj te swoje mięśnie!

- Proszę bardzo! (odpowiada podwijając przy tym rękawy) Teraz wiesz o czym mówię?

I chcesz mi powiedzieć, że tak wyrzeźbione ramię masz tylko i wyłącznie po motocrossie?

- A widzisz! Nie muszę się katować, żeby mieć formę. Oczywiście dla kondycji sporo biegam, zimą jeżdżę na nartach, a latem lubię windsurfing. Zawsze byłem wysportowany, jako dziecko grałem w koszykówkę, piłkę ręczną, a nawet trenowałem judo. Do tego sportu jestem jednak za wysoki i po poważnej kontuzji musiałem zrezygnować z treningów.

Jak to jest z tym wzrostem w żużlu? Generalnie nie ma wielu naprawdę wysokich zawodników.

- Racja, oprócz mnie to chyba jeszcze tylko Rafał Dobrucki Ja mam 185 cm wzrostu, ale nie przeszkadza mi to na żużlu. Oczywiście muszę trochę inaczej ustawiać swój motocykl, siodełko jest wyżej niż u innych zawodników. Ale w żadnym wypadku nie stanowi to problemu, każdy ma swój indywidualny styl jazdy, który w dużej mierze jest efektem predyspozycji fizycznych. Poza tym ja po prostu lubię to, że jestem wysoki, w życiu prywatnym jestem zadowolony z tego jak wyglądam, nie mam kompleksów.

Czyli nie katujesz się morderczymi treningami, nie siedzisz na siłowni, wzrost nie przeszkadza, a jedynie musisz być szczupły. Są jednak i tacy zawodnicy, którzy mają nadwagę i nic sobie z tego nie robią. Czy żużlowcy to naprawdę sportowcy, bo ci w ogromnej mierze kojarzeni są przecież z kulturą fizyczną, zdrowym trybem życia...

- Ale ja prowadzę zdrowy tryb życia! Trzymam się diety, piję tylko wodę albo soki, unikam napojów gazowanych, alkoholu.

Papierosy, snusy?

- Nie, ani jedno ani drugie. Przyznam, że są tacy, którzy nie dbają o swoją kondycję, ale ci na pewno niczego w tym sporcie nie osiągną. Poza tym w żużlu jest jeszcze jedna sprawa bardzo istotna. Trzeba mieć niesamowitą ambicję, wolę walki, należy dążyć do sukcesów! Można mieć fantastyczne predyspozycje fizyczne, ale jeżeli nie kocha się jeździć na żużlu to do niczego się nie dojdzie. Dlatego właśnie cała zimę byłem zajęty pracą nad sobą i sprzętem, żeby udowodnić w tym roku na co mnie stać.

Zaraz, zaraz, przecież Ty masz kontrakt tylko w jednej lidze! I aż taki zajęty byłeś przygotowaniami?

- Na razie mam kontrakt tylko w Polsce, ale planuję w kwietniu znaleźć klub w Szwecji. Do tej pory tego nie zrobiłem, bo mój dotychczasowy klub wisi mi sporo pieniędzy i chcę najpierw uregulować tę sprawę. Poza tym biorę udział w tylu zawodach indywidualnych, że na pewno nie będę się nudzić.

Po ostatnim sezonie musisz być bardzo zawiedziony. Nie dostałeś się do Grand Prix, Stal Rzeszów spadła do pierwszej ligi. Nie za wiele jest powodów do radości!

- Rzeczywiście, ale teraz koncentruję się tylko na tym, żeby w tym roku poprawić te wyniki i przede wszystkim wrócić do Grand Prix. Zeszłoroczny finał eliminacji w Zielonej Górze to była dla mnie jakaś porażka. A jeżeli chodzi o występy w Stali Rzeszów czy Hammarby Stockholm, to w obu drużynach na koniec roku miałem najlepszą średnią. Oczywiście przykro mi, że Rzeszów nie utrzymał się w ekstralidze, zresztą z tym klubem nadal utrzymuję bardzo dobre stosunki i będę im kibicował. Uważam, że w zeszłym sezonie zabrakło nam po prostu lidera...

To Ty miałeś być tym liderem! Nie jesteś jeszcze gotowy na takie wyzwanie?

- Dla mnie prawdziwy lider to ktoś ze ścisłej światowej czołówki! Ktoś z doświadczeniem, takich zawodników jest może pięciu, sześciu. Oni mają szacunek każdego zawodnika, są gwarancją dobrych występów. Ja dopiero dążę do tego, abym w przyszłość mógł zostać prawdziwym liderem.

Więc w tym sezonie będziesz miał okazję ścigać się w zespole z prawdziwym liderem. Sam zresztą przyznałeś, że kontrakt podpisany ze Stalą Gorzów to najszybciej podjęta decyzja w Twojej karierze. Tylko dlatego, że z propozycją zadzwonił do Ciebie Tomasz Gollob?

- Dla mnie sprawa jest prosta. Jeżeli najlepszy polski żużlowiec jeździć w Stali, rekomenduje ją i sam namawia na starty, to znaczy, że to musi być dobry klub! Tomka zawsze podziwiałem i chciałem obserwować jego pracę, bo myślę, że sporo będę się mógł od niego nauczyć. On ma takie ambicje, które ciągną w górę całą drużynę.

Krzysztof Cegielski właśnie Ciebie wskazał jako czarnego konia Stali Gorzów w nadchodzącym sezonie...

- To są bardzo motywujące słowa i bardzo miło jest mi to usłyszeć z ust takiej osoby. Krzysiek odnosił duże sukcesy, gdy ja dopiero zaczynałem poważne kroki w tym sporcie, z pewnością jest ekspertem w tej dziedzinie. Czuję się zaszczycony.

Matej, dzień po prezentacji spędziłeś 6 godzin na spotkaniu odnośnie renegocjacji kontraktu. Do tej pory to głównie prezesi klubów mocno narzekali, jak to wygląda z perspektywy zawodnika?

- Wygląda to tak, że wszystkie koszty idą w górę! Zarówno ceny sprzętu, narzędzi, paliwa, ale także normalnych produktów, jedzenia! Nie wiem jaka będzie moja decyzja, teraz wracam do domu, będę musiał porozmawiać z kilkoma osobami i poważnie zastanowić się, co z tym fantem zrobić. Ja jestem w o tyle lepszej sytuacji, że nigdy nie miałem naprawdę dużego sponsora, więc chociaż z tej strony nie odczuję dużej straty.

Czy sądzisz, że żużlowcy zarabiają naprawdę dużą kasę?

- To zależy co dla ciebie znaczy "duża kasa". Żużel pozwala mi zarobić, a zimą, gdy kończy się sezon, nie muszę szukać sobie normalnej pracy.

Przejdźmy więc do konkretnych sum. 2 miliony złotych za dwuletni kontrakt Nickiego Pedersena w Częstochowie. Czy to jest dla Ciebie duża kasa?

- Jeżeli mielibyśmy to porównać do kwot, jakie zarabiają najlepsi piłkarze, koszykarze to są to kiepskie pieniądze! A tak naprawdę co taki piłkarz ryzykuje? W najgorszym wypadku złamie sobie rękę, nogę, a kasę zgarnia astronomiczną! Przy takim odniesieniu 2 miliony to nie jest wielka rewelacja jak dla zawodnika, który zdobywa tytuł Mistrza Świata dwa razy z rzędu, jest niekwestionowaną gwiazdą, gwarancją sukcesu i wyniku! Jednak trzeba to przełożyć na możliwości speedway’a, który do tych topowych sportów jeszcze nie należy i o pieniądzach, jakimi dysponują Formuła 1 czy MotoGP nie możemy jeszcze marzyć.

Matej, a na koniec mały test na prawdziwego "Stalowca". Pojedynki z jaką drużyną przynoszą kibicom Gorzowa najwięcej emocji?

- Zielona Góra - czyli słynne derby! Wiesz, jeździłem już w Rzeszowie, więc mam na swoim koncie mecze z Tarnowem, a także pojedynki Toruń – Bydgoszcz i powiem szczerze: kocham te emocje! Jak widzę, że kibice na trybunach naprawdę szaleją i żyją tymi emocjami to, to mnie naprawdę nakręca! Wtedy to mi się dopiero jeździ!

Ale wiesz, że nie należysz do najbardziej lubianych zawodników? W Toruniu niektórzy kibice zrobili nawet specjalne koszulki z Twoim przekreślonym zdjęciem i napisem "Anty Zagar"...

- Żartujesz?! Ale numer, szkoda, że tego nie widziałem! Mogli mi taką dać!

No to musisz mieć spory dystans do siebie!

- To, że ktoś mnie nienawidzi, nie oznacza, że ja mam go nie lubić. Wiadomo, że nigdy nie będę przez wszystkich lubiany, takie jest życie. Ale ja lubię takie akcje z kibicami, jakbyś mi załatwiła taką koszulkę to założyłbym ją na mecz z Toruniem.

Zobaczę, co da się zrobić...

Komentarze (0)