Henryk Jasek przyszedł na świat 26 stycznia 1958 roku i w wieku 18 lat zdobył licencję żużlową. Swoją karierę rozpoczął jako wychowanek Sparty Wrocław, jednak ostatnie sześć sezonów, przed zakończeniem kariery w 1989 roku, spędził reprezentując barwy Unii Tarnów.
Jasek przyznał, że jego zainteresowanie żużlem pojawiło się bardzo wcześnie. Już w drugiej klasie szkoły podstawowej postanowił, że zwiąże swoje życie z tą dyscypliną sportu. Zabawna anegdota z dzieciństwa pokazuje, jak bardzo pasjonował się tym sportem jeszcze jako chłopiec.
- Wychowałem się w pobliżu przejścia granicznego. W tamtych czasach żużlowcy podróżowali na zawody samochodami, a motocykle przewozili na przyczepkach. Przed granicą znajdował się hotel z restauracją, gdzie zawsze się zatrzymywali. Jako dzieciak podjeżdżałem tam rowerem i odpinałem pokrowce. Czasami mnie gonili - wspominał Jasek w wywiadzie dla kanału YouTube "Speedway Ekstraliga".
ZOBACZ WIDEO: "To jest sygnał". Apeluje do władz żużlowych o zmianę regulaminu
Obecnie 66-letni Henryk Jasek nigdy nie był czołową gwiazdą żużla, ale zyskał opinię solidnego ligowca, który przez lata utrzymywał niezły poziom na dwóch najwyższych szczeblach rozgrywek. Jednym z jego większych osiągnięć było trzecie miejsce w Brązowym Kasku w 1979 roku.
Jak sam wspomina, na początku swojej kariery polscy żużlowcy znacznie ustępowali zawodnikom zagranicznym, a dodatkowo brakowało im odpowiedniego wyposażenia ochronnego, a kaski pozostawiały wiele do życzenia.
- Jako młodzieżowiec nie zdawałem sobie sprawy, jak ważny jest sprzęt. Wydawało mi się, że wszystko zależy od umiejętności zawodników. Dopiero z czasem, gdy nabrałem doświadczenia, zauważyłem, że motocykl odgrywa ogromną rolę. We Wrocławiu mieliśmy pewne problemy z mechanikami i nie zawsze byli do naszej dyspozycji - wyjaśnił Jasek.
Były zawodnik zwrócił także uwagę na zmianę podejścia żużlowców do rywalizacji. W jego opinii kiedyś mecze były bardziej zacięte, a lokalne kluby wkładały więcej serca w walkę na torze.
- Obecnie żużlowcy jeżdżą w różnych krajach, często w tych samych drużynach. Kiedyś, gdy Unia Leszno przyjeżdżała do Wrocławia, była naszym typowym rywalem. Patriotyzm lokalny nakazywał wygrać za wszelką cenę. Trzeba było zrobić wszystko, żeby pokonać przeciwnika - wspominał Jasek.