W wielu aspektach obserwatorzy zapewne mają już wyrobione zdanie, zatem pozwolę sobie zaznaczyć, że poglądy na poruszane zagadnienia mają charakter mocno subiektywny.
Na krajowym podwórku adrenalinę kibiców podnosił niedawny wielki finał finałów PGE Ekstraligi. O torze i jego przygotowaniu wypowiedziano po fakcie, a napisano jeszcze więcej. I sprawa, jak słyszę wydaje mi się rozwojowa. Na wnioski pokontrolne z pewnością wpływ może mieć rozmydlenie odpowiedzialności. Na razie ukarano przykładnie komisarza, ale nie on jedyny winien. Bardziej wyglądało to na schemat "gdzie kucharek sześć..." Z tego co słyszałem, na ostateczny stan nawierzchni wpływ miało wiele osób i opinii. Polowanie na winnych będzie trwało, oby przyniosło konkretną naukę na przyszłość.
Kiedy okazało się, że tor jednak średnio pasuje swą jakością do rangi wydarzenia i gdy w ruch poszły kalkulatory, okazało się ile mniej więcej kosztuje sytuacja, że wydarzenie to w sezonie najważniejsze, a tor jednak średnio się sprawuje. Macie jakieś przypuszczenia? Proszę bardzo...
Kiedy już szala została ostatecznie przechylona, rozpoczęła się dysputa, kto powinien jeździć na rosomaku. I czy na maszynie bojowej można w ogóle palić? Na karb pielęgnowania lokalnych "klimatów" kładę wymianę uwag pomiędzy Panami Senatorami. Pielęgnowanie tak, ale dysputy oby nie doprowadziły do sytuacji, kiedy zezwolenia na to, kto może wejść na rosomaka będzie musiał udzielić Wam minister Macierewicz.
ZOBACZ WIDEO: Robert Miśkowiak: Jestem wściekły. Nie mogę patrzeć na motocykle
Bardzo spodobało mi się, że pojazd dostali do dyspozycji również torunianie. Trener Kościecha uronił łezkę, z godnością minimalną porażkę przyjął wiceprezes Gajewski. I nieprawdą jest, że przegapił szóste puszczenie w bój Hancocka. Menadżer Aniołów doskonale wiedział w jaki sposób może przedłużyć emocje finałowej batalii, jednak w ferworze walki po prostu nie wyszło. Zbyt długo znam Jacka i jego chemiczne czucie żużla, żeby nie wierzyć, że dla swojej ambitnej "kamandy" nie chciał jak najlepiej. Teraz nie wyszło, kolejna okazja już za rok.
Wracając jeszcze na moment do hazardu Jacka z plecakiem z pierwszej odsłony na Motoarenie; Puszczając Przedpełskiego za Gomólskiego przy 14 "oczkach" górki, podjął ryzyko mocniejszego złapania rywala za gardło i całkowitego pozbawienia go tlenu. Gdyby zrobiło się 18 na plus, albo w końcowym rozrachunku nawet więcej, Staleczce w rewanżu mógłby nie pomóc nawet tor zaminowany.
Skoro znowu jesteśmy przy torze, który pod koniec zawodów stał się lekko nieprzewidywalny - pojawiają się wizje, co zrobić, by sytuacja się nie powtórzyła. Napiętnowanie wreszcie złotego Stanleya Chomskiego, może mieć oczywiście wymiar wychowawczy. Jednak meritum sprawy to trudna do regulaminowego okiełznania nawierzchnia na Jancarzu. Tak się składa, że znam prawdziwą wersję zaglinowania toru sprzed kilku sezonów. I żeby nie wściubiać nosa w wewnętrzne sprawy gorzowskiego toromistrzowania i nikogo nie pouczać, wyrażę jedynie domniemanie, iż tę glinę można było na przestrzeni lat ujarzmić rozcieńczając poprzez dosypywanie raz po raz pożąd(a)nego towaru. Uszlachetnią teraz czy całkiem wymienią - na Gorzów Arenie poprzez niepowtarzalną geometrię i tak będzie ciekawie.
Nie tylko polskim podwórkiem prawdziwi pasjonaci jednak żyją. Podobnie jak w Gorzowie, złote medale rozdane zostały ostatnio w szwedzkim Hallstavik. Polskiej ekipie z Malilli nie udało się wypracować zaliczki dającej jakiekolwiek nadzieje w rewanżu. Na dodatek w mega dyspozycji wrócił przed swoją jakżeż liczną publikę lokalny bohater Andreas Jonsson. Ze świeżo połatanym obojczykiem i żebrami pokazał jednak, że swojej żużlowej księgi jeszcze nie zamierza zamykać. Największym szczęściem drugiego finału było to, że w miarę cały wstał Patryk Dudek. Strzał zdefektowanym motocyklem w twarz z pewnością do najprzyjemniejszych nie należał, a lekko obita ręka pozwoli "Duzersowi" skończyć sezon na motocyklu, a nie na kozetce u fizjoterapeuty.
Aby nie przedobrzyć na pierwszy raz, pozwolę sobie zaanonsować, że w kolejce czekają kolejne tematy, jak ostatnia prosta na Wyspach Brytyjskich. Niestety przedostatnia pokazała pewne niedoskonałości w sytuacjach kryzysowych, kiedy obsady kadrowe uczestników półfinałów powodują poważne dysproporcje sił. Jak w tych okolicznościach traktować zapowiedzi wprowadzenia limitu dwóch lig dla zarobkujących nad Wisłą. O tym będzie na następnej stronie tej księgi. O właśnie - żużlowa księga i jej poetyka to dobry tytuł dla tego cyklu?
Na sam koniec słowo o Grand Prix toruńskim. Przewiduję, że w przepastnej księdze Grega Hancocka, pora na nagły zwrot akcji. Po zmianie lidera klasyfikacji kilka dni temu w Sztokholmie wyczuwam mobilizację i żądzę rewanżu ze strony amerykańskiego wyjadacza. Podkręciłoby to emocje przed ostatnią rozgrywką na drugiej półkuli. A wówczas w tym amerykańskim śnie każdy happy end jest możliwy.
Piotr Olkowicz