Klub w Ostrowie buduje nową jakość. "Kiedyś wytykali nas palcami"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Jakub Janecki
WP SportoweFakty / Jakub Janecki
zdjęcie autora artykułu

Niecały rok temu w Ostrowie Wielkopolskim powstało Towarzystwo Żużlowe Ostrovia, którego głównym celem jest powrót do ligi i dbałość o stabilne finanse. - Chcemy być szanowani, a nie wytykani palcami - mówi Radosław Strzelczyk, prezes klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Niedawno przyznał pan, iż w GKSŻ powiedzieli panu, że to już ostatni klub w Ostrowie Wielkopolskim. Czuje pan w związku z tym presję?

Radosław Strzelczyk: Presję może nie, bo nie zastanawiamy się nad tym. Przystępując do tego, co tworzymy, myślimy o tym, aby stworzyć to najlepiej jak umiemy. Chcemy stworzyć klub na wysokim poziomie. A z tego względu, że może być to ostatni klub, presji nie czujemy. Wzięliśmy się za to i robimy swoje. Dążymy do tego, aby finansowo i sportowo być na dobrym poziomie. W jaki sposób można poprawić klimat ostrowskiego żużla po takich skandalach jak afera butowa? - Spokojem, rozwagą, realnym wydawaniem pieniędzy, profesjonalizmem i dobrą atmosferą w drużynie. Jeśli wszystko będzie poukładane pod tym kątem, to przekonamy kibiców i sponsorów do tego, że warto nam zaufać. [b]

Czy niechlubne wydarzenia z przeszłości mają wpływ na rozmowy z potencjalnymi sponsorami?[/b]

- Tak było od samego początku działalności nowego klubu, choć ciężką pracą, którą wykonaliśmy przez niecały rok, partnerzy patrzą na nas już przychylnym okiem. Pokazujemy im, że to nie jest już to, co było. Teraz działamy profesjonalnie. Nasz nowy trener szkółki, Mariusz Staszewski powiedział, że mamy szkółkę na ekstraligowym poziomie. To jest balsam dla naszych uszu. Jeśli nadal będziemy szli w tym kierunku, to będzie coraz lepiej.

ZOBACZ WIDEO Prognoza pogody dla Nice PLŻ

W 2017 roku Ostrów ma wrócić do ligi. Na jakim etapie przygotowań jesteście?

- Na tę chwilę prężnie działa nasza szkółka, którą dosprzętowiamy. Przychodzą do nas młodzi chłopcy. Poza tym rozmawiamy z przyszłymi partnerami i cały czas im się pokazujemy. Mamy nadzieję, że przekonamy ich do tego, że warto powierzyć nam swoje ciężko zarobione pieniądze i one nie zostaną zmarnotrawione. Będą bardzo dobrze wydane. Dzięki tym pieniądzom klub ma działać w pełni profesjonalnie. Być może przyjdzie za tym również sukces sportowy.

Czy klub ma już koncepcję budowania drużyny?

- Kreślimy już wizję składu, ale na tę chwilę nie można rozmawiać z nikim. Rozmowy zaczniemy wtedy, kiedy będzie można. O składzie będzie decydował przede wszystkim menedżer. My będziemy starali się mu pomóc w pozyskaniu wskazanych przez niego żużlowców. Mamy zasadę, że my jako zarząd nie będziemy wtrącać się w budowanie składu. Możemy mu jedynie nakreślić naszą wizję. Nie ukrywam, że nie będziemy chcieli mieć w kadrze 15-20 zawodników, tylko 7-8. Nie chcemy, aby zawodnicy odczuwali presję. W licznej grupie nie wiedzieliby, czy pojadą, czy nie.

Obawiacie się walki o skład na treningach?

- Zdrowa konkurencja i walka o skład zawsze jest pozytywna, ale jeśli jest 15-20 zawodników, to atmosfera w klubie nie może być dobra. Jeśli jeden lub dwóch żużlowców walczy o skład, to jest to w porządku. Jeśli więcej, to jest coraz gorzej. Nadal jednym z kandydatów do składu jest Kamil Brzozowski?

- Firma Danken jest jego sponsorem. Właściciel tej firmy, Waldemar Górski jest również wiceprezesem naszego klubu. Stąd jego nazwisko przewija się w kontekście jazdy u nas. Jesteśmy jednak tego zdania, że o składzie będzie decydował menedżer. Czy będzie widział w nim Kamila? Jeśli tak, to wtedy o tym porozmawiamy. Jeśli klub rozpocznie rozgrywki na trzecim szczeblu, to od razu celem będzie awans?

- Zobaczymy przede wszystkim, w której lidze przyjdzie nam startować. Wszystko będzie także uzależnione od naszych finansów. Jeśli pieniądze pozwolą nam walczyć o awans, to tak. Jeśli nie, to nie możemy dopuścić do tego, że klub straci płynność finansową. Musimy uzbierać pieniądze przed sezonem. Jeżeli będziemy je mieli, to dopiero porozmawiamy o składzie. Czas pokaże, czy będzie to kadra na awans, czy na to, aby bawić się, cieszyć kibiców oraz wygrywać wszystko u siebie i co się da także na wyjazdach. Żużel musi wrócić do Ostrowa - to jest podstawa.[nextpage] Czy Mariusz Staszewski może zostać także trenerem drużyny ligowej?

- To nie jest wykluczone. Na tę chwilę jest trenerem szkółki. Mariusz Staszewski ma odpowiednie dokumenty i licencje, więc nie mówimy "nie". Na tę chwilę jednak menedżerem jest Adam Giernalczyk. Szczerze mówiąc, jeszcze nie myśleliśmy o tym aspekcie. Po zakończeniu sezonu usiądziemy do rozmów i zobaczymy, co życie przyniesie.

[b]

Czy prowadzicie rozmowy z firmami zainteresowanymi sponsorowaniem klubu w lidze, jeśli takie są?[/b]

- Prowadzimy rozmowy na wielu szczeblach i w całej Polsce. Wiele firm nam się przygląda. Próbujemy sprzedać ten produkt najlepiej jak tylko potrafimy. Nie ukrywam, że firmy zainteresowane wspieraniem klubu są. Dążymy do tego, aby pokazać to, że u nas jest wszystko w porządku, mamy wszystko odpowiednio poukładane. Aby coś z tego wyszło, potrzeba czasu. Nikt od razu swoich pieniędzy nie wyłoży. Chciałbym bardzo podziękować firmie Auto-Partner Jana i Andrzeja Garcarków. Bez nich nasz klub by nie funkcjonował. Wspierają nas swoją wiedzą i pieniądzmi.

A chcą się zaangażować bardziej?

- Nigdy ich o to nie pytałem. Dziękuję im za to, co już robią. To są osoby bardzo inteligentne. Uważam, że jeśli widzą, że u nas się dobrze dzieje, to będą z nami i wspomogą nas swoimi kontaktami.

Czy jest szansa, że w przyszłym sezonie klub będzie dysonował sponsorem tytularnym?

- Walczymy o to. Jeśli się to nie uda, to i tak dziękujemy wszystkim tym, którzy już z nami są i będą. Niekoniecznie muszą to być sponsorzy tytularni. Każdy, kto przekaże nam swoją złotówkę, może być pewien, że będzie ona bardzo dobrze wydana na rozwój tego sportu. Będzie na pewno inaczej, niż było do tej pory w Ostrowie.

Promuje pan klub poza Ostrowem. Takie działanie ma na celu propagowanie żużla w miastach bez tej dyscypliny sportu - a tym samym zachęcenie ich do przyjścia na stadion - czy poszukiwanie ewentualnych sponsorów?

- I to, i to. Pojechaliśmy do Polkowic, gdzie większość społeczności nie wiedziała, jak w ogóle wygląda motocykl żużlowy. Rzadko kto tam słyszał o tym sporcie. W Polkowicach jest piłka nożna, koszykówka i kolarstwo. Chcemy propagować żużel, bo być może zainteresujemy tym inne miasta, a przy okazji dzięki takim wizytom, pozyskać sponsora. To nam się udało z firmą Mr.Dark, producentem napojów. Bardzo mocno rozmawiamy także z firmą Kram z Elbląga, producentem opakowań tekturowych. To są przedsiębiorstwa z dalekiej Polski, gdzie nie ma ośrodków żużlowych. Dzięki takim wyjazdom udaje się pozyskać sponsorów, ale też pokazać szerokiemu gronu ludzi, co to jest speedway. Być może dzięki temu powstanie u nas więcej ośrodków żużlowych lub minitorów. Liczę na to, że mozolną pracą zrobimy także coś dobrego dla całego żużla w Polsce.

Na jakim etapie są prace nad powstaniem spółki akcyjnej?

- Cały czas o tym rozmawiamy. Struktury powinny powstać po Łańcuchu Herbowym. Po turnieju usiądziemy do stołu i lada chwila ona powstanie. To będzie zresztą ewenement, jeśli wystartujemy w II lidze. Spółka akcyjna musi być w Ostrowie.

Spółka akcyjna w II lidze wiele osób może zdziwić.

- To pokazanie, że od samego początku chcemy być przezroczyści i lojalni. Każdy z akcjonariuszy lub obojętnie kto będzie widział, na co są wydawane pieniądze. Jeśli w Ostrowie żużel byłby cały czas przejrzysty i klarowny, to być może nie musiałaby ona powstać. Wiemy jednak, co działo się tutaj w ostatnich latach - co chwilę coś innego. Jedna afera, druga afera, piąta afera, a za chwilę gasło światło. Jako kibic byłem tym zażenowany i miałem tego dosyć. Wiedziałem, że tylko spółką akcyjną możemy przekonać do siebie kibiców i sponsorów. Tylko ta klarowność może nam przynieść wymierne korzyści. To musi u nas być zrobione, nie ma innego wyjścia. Chcemy być szanowani w świecie żużlowym, a nie wytykani palcami, tak jak do tej pory. Niestety, poprzednie kluby sobie na to zasłużyły.[nextpage] Utrzymuje pan relacje z Mirosławem Wodniczakiem?

- Nie. Na początku spotkaliśmy się kilkukrotnie, ale dosyć długo się nie widzieliśmy. Dla nas to jest temat zamknięty. My robimy coś nowego i z tego będziemy rozliczani przez kibiców i sponsorów. Nie zaśmiecamy sobie głów starymi rzeczami. Idziemy do przodu, budujemy przyszłość, nową jakość i stabilizację.

Ilu adeptów liczy ostrowska szkółka?

- Pięciu. Dołączyli do nas ostatnio 12-latek, a także 10-latek. Trzech adeptów kończy badania lekarskie. Na tę chwilę mamy więc 7 adeptów, jednego chłopaka po licencji, który aktualnie jest kontuzjowany. W ciągu tygodnia powinniśmy mieć około 11 adeptów. Mamy dla nich 7 motocykli. W czwartek zakupiliśmy silnik 250cc, czyli mamy już silniki 125cc, 250cc i 5 motocykli 500cc.

Jak wygląda praca w szkółce?

- Chłopaki dzień w dzień są w klubie. Uczą się oni ciężkiej pracy, ustawień oraz dnia codziennego żużlowca. Pod okiem Mariusza Staszewskiego w przyszłości mogą odnosić sukcesy.

Podczas Memoriału Rifa Saitgariejewa kibice docenili zaproszenie dla rodziny Tatarskiej Strzały. Ten pomysł spotkał się z wieloma ciepłymi słowami.

- Cały czas myśleliśmy, że rodzina Rifa Saitgariejewa musi tutaj być. Po 20 latach nikt nigdy jej nie zaprosił. Czuliśmy moralnie, że musimy to zrobić. Szkoda, że druga córka nie mogła być z nami, bo w tym czasie miała wyjazd zagraniczny. Bardzo cieszymy się z tego, że udało się nam to zrobić. Dla nas gościć tę rodzinę tutaj to było niezwykle emocjonalne przeżycie. Myślę, że byli u nas nie po raz ostatni.

Jak turniej zamknął się finansowo?

- Wyszło około 30 tysięcy złotych zysku. Dla nas to bardzo dużo. Jak na klub żużlowy, to wręcz rewelacja. Przecież słyszymy dziś, że kluby są nierentowne i nie mają zysków. Jeśli nadal będziemy jak najmniej wydawać, a mieć jak największy przychód, to klub żużlowy może być rentowny.

3 września w Ostrowie odbędzie się Łańcuch Herbowy. Trudno było namówić do jazdy takich zawodników jak Tai Woffinden czy Jason Doyle?

- Tai Woffinden - firma Płomyk. Dziękujemy jej za to, że Tai będzie z nami. Jason Doyle - firma Alpodach. Emil Sajfutdinow - firma Dombud. Piotr Protasiewicz, Tomasz Gollob, Bartosz Zmarzlik i wiele innych gwiazd przyjadą dzięki firmie Jana i Andrzeja Garcarków. To wsparcie jest dla nas niewymierne. Bez nich tych żużlowców by nie było. Takie turnieje pokazują, że firmy są z nami, za co im bardzo dziękuję. Bez nich turniej by się nie odbył. Podziękowania należą się także miastu, które wsparło nas 40 tysiącami złotych. Widzimy, że pani prezydent coraz bardziej docenia naszą świetną pracę. Zapraszam serdecznie kibiców na Łańcuch Herbowy.  Liczy pan na wyższą frekwencję niż na Memoriale Saitgariejewa?

- Robimy to po to, aby był to bardzo dobry turniej, choć nie ukrywamy, że tak. W rozmowach między sobą wyszło nam, że fajnie byłoby, gdyby stadion się zapełnił. W ten dzień w Ostrowie będzie pożegnanie lata, a potem bicie rekordu Guinnessa w Zumbie. Po tych wszystkich imprezach zapraszamy kibiców na Stadion Miejski na Łańcuch Herbowy.

Wspomniał pan o pomocy miasta. Czy relacje z włodarzami są ustabilizowane? Były nieporozumienia, choćby z organizacją SEC.

- Na początku były drobne perypetie. Pani prezydent nie mogła nam zaufać od razu, rozumiemy to. Szczególnie po tym, co się stało. Próbowaliśmy zbudować zaufanie do nas. Jeśli chodzi o SEC, to nie mieliśmy problemów z miastem. To bardziej osoba byłego prezesa wpłynęła na to, bo on udzielał się w tym temacie. Z panią prezydent już rozmawialiśmy. Nasza znajomość rodziła się w bólach, ale podobno to, co się w bólach rodzi, to sukcesem się kończy. Postawiliśmy sobie z miastem jeden cel - zrobić w Ostrowie żużel na wysokim poziomie. Uczciwy, przejrzysty i klarowny. Wspólnie z miastem jesteśmy w stanie to zrobić. Dla Ostrowa, kibiców i całego polskiego żużla.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Źródło artykułu: