Od zera do bohatera. Przebudzenie Michelsena utrzymało Unię Tarnów przy życiu

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Mikkel Michelsen
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Mikkel Michelsen

Powiedzenie "lepiej późno niż wcale" najlepiej obrazuje występ zawodnika Unii Tarnów - Mikkela Michelsena w czwartkowym spotkaniu jego ekipy w Rybniku.

Jaskółki w połowie meczu przegrywały już dwunastoma punktami i widmo wysokiej porażki zajrzało podopiecznym Pawł Barana głęboko w oczy. Na szczęście dla przyjezdnych, w ostatnim fragmencie potyczki przebudził się młody Duńczyk i tarnowianie przynajmniej w minimalnym stopniu mogli odetchnąć z ulgą. Wynik 42:48 daje im bowiem realną szansę na odrobienie strat u siebie, a w konsekwencji bonus, który może mieć olbrzymie znaczenie przy ewentualnym utrzymaniu w PGE Ekstralidze jednej z ekip.

Michelsen zanotował najpierw dwie "śliwki" rażąc przy tym bezbarwną jazdą. Trener gości zaczął wprowadzać rezerwy taktyczne. Na jednej z nich 22-latek ucierpiał. Został zmieniony. Miał jednak czas do namysłu, który wykorzystał perfekcyjnie. - Po pierwszych biegach byłem zdenerwowany. Brakowało mi kompletnie szybkości. Czasami jest tak, że w coś starasz się wierzyć, a to nie wypala. Między jednym, a drugim wyjazdem na tor wprowadziliśmy korekty, ale one dały tylko odrobinę lepszy efekt. Wciąż nie miałem prędkości, która pozwoliłaby mi wyprzedzić juniora gospodarzy. Kiedy zjechałem z toru byłem sfrustrowany. Zadawałem sobie pytanie co jest nie tak? Przecież tor wydawał się dla mnie odpowiedni. Potem zostałem wycofany z kolejnego wyścigu i myślę, że po prostu poczułem taką pozytywną sportową złość. Byłem żądny poprawy. Porozmawialiśmy z trenerem, a ja wiedziałem co muszę zrobić w końcówce zawodów. Okazało się, że sprawa jest dość prozaiczna. Na ostatnie dwie serie zmieniłem motocykl, co było strzałem w dziesiątkę. Jestem z tego powodu szczęśliwy ponieważ udowodniłem wielu ludziom oraz naszym fanom, że stać mnie na dobre rezultaty sięgające poziomem polskiej ekstraligi - mówił Mikkel Michelsen.

- Czasami tak jest, że szukasz czegoś wielkiego, a problem stoi obok ciebie. Ale chcę pokreślić, że nie jest tak zawsze. Człowiekowi pałętają się różne myśli, kiedy stara się i a to nie daje efektów. Wpada wtedy do boksu zirytowany, po biegu, w którym nie może złapać kontaktu z przeciwnikiem. Chcę pokreślić tutaj rolę moich mechaników, bo wykonaliśmy wspólnie katorżniczą robotę, aby to niezwykle ważne spotkanie dla naszego zespołu nie zakończyło się totalną klapą w moim wykonaniu - dodał.

ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Arkadiusz Milik i Gladiator. "Pomysł wziął się od Boruca" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Dwukrotny brązowy medalista indywidualnych mistrzostw świata juniorów nie pierwszy raz otrzymał od menedżera Barana duży kredyt zaufania, który akurat tym razem spłacił w najlepszy z możliwych sposób. - Zaznaczam to na każdym kroku. Wspaniale być częścią takiego zespołu jak Unia Tarnów. Móc współpracować z Pawłem Baranem to czysta przyjemność. Dla zawodnika nie ma nic lepszego niż czuć wsparcie trenera, który nigdy w ciebie nie wątpi. Przykład z toru w Rybniku jest tu nieodzowny. Przegrasz moment startowy i jest praktycznie po tobie - komplementował swojego szkoleniowca.

Sprawa dodatkowego "oczka" za dwumecz w tej batalii wciąż jest otwarta, jednak wydaje się, że nieco więcej szans na jego zgarnięcie jawi się teraz po stronie Jaskółek. - Patrząc z perspektywy tego co działo się na początku, jaką Rybnik miał przewagę, można być umiarkowanie zadowolonym z tego co tu osiągnęliśmy. Na uznanie zasługuje nasza praca na finiszu spotkania. U siebie dla każdego jesteśmy groźni. Wiem, że ostatnio nie imponowałem jeśli chodzi o występy "w domu". Jeszcze przed meczem w Rybniku temu testowałem cztery silniki w Tarnowie. Czułem się tak komfortowo jak nigdy przedtem na naszym torze. Dlatego z optymizmem patrzę na rewanż. Myślę, że bonus zostanie w Jaskółczym Gnieździe - zakończył.

Źródło artykułu: