Jak informowaliśmy w środę, KMŻ Motor Lublin liczy na zawarcie ugody ze swoimi zawodnikami. Klub, który zalega im w chwili obecnej około 140 tysięcy złotych, chciałby zapłacić te pieniądze w nowym roku kalendarzowym. - Jeżeli zawodnicy rzeczywiście zgodzą się na taki ruch z naszej strony, będziemy ubiegać się o licencję nadzorowaną. Gdy ją otrzymamy, klub będzie nadal istniał, a żużlowcy dostaną obiecane pieniądze do 30 czerwca przyszłego roku - zaznaczył prezes Andrzej Zając w rozmowie z naszym portalem.
Motor Lublin nie rozmawiał jeszcze z zawodnikami, ale ma nadzieję, że w ciągu parunastu najbliższych dni dojdzie z nimi do porozumienia. Na początku grudnia rozpocznie się bowiem proces licencyjny. - Postaramy się uporać z tym jak najszybciej. Liczymy na wyrozumiałość zawodników. To, byśmy otrzymali licencję nadzorowaną jest także w ich interesie. Gdyby klub teraz upadł, mieliby dużo większy kłopot z otrzymaniem tych pieniędzy. Deklarujemy im, że jeśli pójdą z nami na ugodę, dostaną całą kwotę do połowy przyszłego roku - dodał przedstawiciel klubu.
Motor Lublin zalega największe pieniądze takim zawodnikom jak Ales Dryml, Timo Lahti czy Mathias Thoernblom. - Zapewniam, że dług wobec żadnego z żużlowców nie przekracza kwoty dwudziestu tysięcy złotych. Nie są to oczywiście małe kwoty, ale je spłacimy - zaznaczył Andrzej Zając.
Na chwilę obecną całe zadłużenie klubu wynosi 230 tysięcy złotych. Prócz wynagrodzeń dla zawodników, składa się na to m.im. kara za walkower dla GKSŻ i Polonii Piła.