Po bandzie (26): GKM "za" Lokomotivem. Chcą wejść do Ekstraligi tylnymi drzwiami

- GKM Grudziądz trzyma teraz kciuki za Lokomotivem, bo chce wejść do PGE Ekstraligi tylnymi drzwiami - pisze w swoim felietonie prezes Orła Łódź Witold Skrzydlewski.

GKM "za" Lokomotivem. Chcą wejść do Ekstraligi tylnymi drzwiami

Lokomotiv Daugavpils jedzie w finale Nice PLŻ z MDM Komputery ŻKS Ostrovią i przyznam, że akurat to jest dla mnie zaskoczeniem. Pewniakiem wydawał się ŻKS ROW Rybnik. Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Uważam, że zespół z Ostrowa odrobi stratę z pierwszego spotkania na Łotwie. To oni wywalczą awans i... powinni pojechać w PGE Ekstralidze.

Taką obserwację mam po tym, co widzę u nich na trybunach. Widać, że jest na to duże zapotrzebowanie. Za kulisami bardzo wiele mówi się o tym, że w najwyższej klasie rozgrywkowej może jeździć jednak GKM Grudziądz. Takie opinie mnie wcale nie dziwią, bo doskonale widziałem, co działo się na spotkaniu prezesów. Grudziądzanie, a w zasadzie jeden człowiek, byli przeciwnikiem powiększenia liczby spotkań i ograniczeń finansowych. Mam na myśli pana Zbigniewa Fiałkowskiego. Chcieli ustawić wszystko tak, żeby przy dotacji z Urzędu Miasta rozegrać jak najmniej meczów. Oczywiście, to plan na wypadek, jeśli nie wejdą znowu do Ekstraligi tylnymi drzwiami. Raz im się to udało. Teraz liczą, że któryś z klubów nie otrzyma licencji. Pewnie po cichu liczą na wygraną ekipy z Daugavpils. Oni pewnie odpuszczą jazdę z najlepszymi i wtedy otworzy się szansa dla Grudziądza. 

GKM musiałby wejść do Ekstraligi na podstawie konkursu ofert. Na ten temat moje zdanie jest bardzo proste. Konkursy możemy organizować, kiedy budujemy stadion lub mieszkanie. W naszym przypadku istotą powinna być jednak rywalizacja sportowa. Jak mamy postępować w ten sposób, to może od razu ustalmy, kto i ile punktów zdobywa oraz jakie miejsce zajmuje. To też można zrobić na podstawie konkursu.

Dla mnie sprawa jest oczywista. Jeśli Ostrovia i Lokomotiv nie zdecydują się na jazdę w Ekstralidze, to propozycję powinien otrzymać następny zespół, który jest w kolejce, a więc ŻKS ROW Rybnik. GKM Grudziądz to spadkowicz, więc w ogóle nie powinien być brany w tej układance pod uwagę. Może narażę się wielu prezesom i kibicom, ale myślę jednak prostymi kategoriami. Spadek to spadek.

Kolejny temat w polskim żużlu to system rozgrywek. Kluby drugoligowe nie są zainteresowane połączeniem lig. Ostatnio powiedziałem działaczom, że dla nich nie jest ważny ten sport tylko etykieta prezesa. Gdyby im zależało na kibicach, to podchodziliby inaczej do tematu. Wyszedłem jednak z założenia, że można zaproponować coś innego niż połączenie. Niech pierwsza liga liczy bezwarunkowo osiem zespołów. Jedźmy mecz i rewanż. W rundzie zasadniczej będzie 14 spotkań. Później dzielimy ligę na dwie części, a punkty przez dwa. I znowu każdy z każdym. Wtedy byłoby ciekawie - każdy jeszcze mógłby spaść i awansować. Do takiego wniosku dojdziemy, jeśli wrócimy do sezonu, kiedy było osiem ekip. Wzrosłaby też liczba spotkań - do 20 lub 22 w przypadku ekip startujących w barażach. Za takim rozwiązaniem opowiadała się również telewizja, którą reprezentował pan Rafał Darżynkiewicz. To będzie dużo kosztować? To zależy tylko od takich "baranów" jak ja. Liczy się to, jakie podpiszemy wszyscy jako prezesi kontrakty. Zresztą, zaproponowałem również konkretne kwoty netto, które powinniśmy wydawać na kontrakty. W pierwszej lidze powinno to wyglądać następująco: 1000 zł za punkt, 80 tysięcy za przygotowanie do sezonu płatne przelewem bankowym do 1 lutego, by kluby nie rolowały długów i 3500 zł za travel. To oczywiście stawki maksymalne.

Pan Fiałkowski odpowiedział mi, że kluby będą płacić pod stołem. Trzeba jednak stworzyć regulamin, który określi kary w sytuacji, gdy ktoś komuś to udowodni. Taka ekipa powinna zostać od razu zdyskwalifikowana na rok. A jeśli zawodnik przyprowadzi sobie sponsora i zarobi dzięki temu więcej, to przecież to jego sprawa. Nikogo nie powinno to obchodzić. Tak należy załatwić temat. Wtedy klubowi starczy 2,5 miliona złotych, żeby przejechać ligę. Pan Daryżynkiewicz zwrócił prezesom uwagę, że żużel umiera. Niby jest duża oglądalność, ale później za to bardzo długa przerwa w rozgrywkach.  

Słyszałem również, że w gronie prezesów jest wielu przeciwników telewizji. Jeśli ktoś ma rację, że jej obecność powoduje odpływ kibiców ze stadionu, to ma oczywiście rację. Trzeba jednak pamiętać, że "mecz w okienku" wiele zmienia. Spotkania o nic potrafi oglądać 180 tysięcy osób. Pierwszy mecz naszej drużyny z Wandą Kraków widziało 330 tysięcy kibiców. To jest materiał dla gościa, do którego ja idę po pieniądze z tytułu sponsoringu. Jego nie zainteresują kibice na stadionie, bo to za mało. To nie są jego klienci. Liczy się szklane okienko i czas antenowy, za który w każdych innych okolicznościach zapłaciłby fortunę. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że dzięki telewizji zarobiłem więcej niż straciłem z tytułu sprzedaży biletów. Trzeba jednak uderzać do dużych firm. To jest istota sprawy. Poza tym, nie brońmy się przed telewizją, bo nie jesteśmy w stanie. Rośnie liczba transmisji internetowych. I tego nie jesteśmy w stanie powstrzymać.

Dam zresztą inny przykład, że telewizja nie musi szkodzić. I dotyczy to klubu, który jest największym przeciwnikiem takiego rozwiązania. To on przecież organizował SEC, który był pokazywany przez telewizję. Ile było osób na trybunach? Ja widziałem pełny stadion. Kiedy obiekty są puste? Gdy drużyna słabo jedzie lub po prostu nie ma emocji. To wszystko determinuje. Na meczu z Lokomoviem stadion również będzie wypełniony po brzegi. A telewizja będzie. 

Apeluję do wszystkich prezesów o rozsądek. Mówiąc swoim branżowym językiem mamy ostatnią szansę, żeby "nie pochować" żużla. Kibic przyzwyczaja się do pewnych rzeczy. Tak narodziła się "Małyszomania". Ludzie siadali co niedzielę przed telewizorem i kibicowali. Musimy mieć powtarzalność, a okoliczności są sprzyjające, bo telewizja chce pokazać nawet 30 meczów. Wystarczy tylko wyznaczyć terminy na piątek i niedzielę. Jeśli produkt będzie coraz lepszy, to możemy wszyscy zyskać. Przecież w tych transmisjach pojawiają się również wizytówki miast, z których pomocy korzysta większość klubów. Wtedy można łatwo pokazać radnym, że nie dali kasy "za frajer". Promocja miasta będzie przecież widoczna.
Witold Skrzydlewski

Źródło artykułu: