Odbieram telefony z Wielkiej Brytanii - rozmowa z Norbertem Kościuchem, zawodnikiem PSŻ Poznań

Norbert Kościuch w 2009 roku ma być jedną z jaśniejszych postaci w zespole PSŻ-u Poznań. Po odejściu dotychczasowego lidera - Adama Skórnickiego, o załatanie po nim dziury łatwo nie będzie, nawet w obliczu sprowadzenia Pawła Hliba. W niedzielne popołudnie wystąpił w turnieju żużlowym organizowanym na zamarzniętym stawie na placu imienia Tadeusza Kościuszki w Lesznie. Jak sam przyznaje, nie traktuje tego typu imprez jako formy przygotowań do sezonu, lecz przede wszystkim sprawia mu radość możliwość pomagania innym.

Jarosław Handke: Jak podobał ci się niedzielny miniturniej żużla na lodzie w leszczyńskim parku na placu imienia Tadeusza Kościuszki?

Norbert Kościuch: Super, że Rafał Dobrucki wpadł na pomysł zorganizowania takiej imprezy. Jest nas trochę w Lesznie i w pobliżu Leszna chętnych do takiej jazdy. Bardzo mnie cieszy, że ten turniej się udał i w ogóle się odbył. Sporo zależało bowiem od pogody, a w zasadzie wszystko, bo gdyby było trochę cieplej, to zawody te już by się nie odbyły. Generalnie każdy z nas zawsze chce pomagać, przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. My bawimy się sami ze sobą, dla ludzi to jest atrakcja, bo mogą zimą obejrzeć żużel, chociaż w trochę innym wydaniu. Widać było bardzo duże zainteresowanie ze strony przechodniów, którzy choć na chwilę przyszli zobaczyć naszą jazdę. Mimo doskwierającego mrozu, publika jak najbardziej dopisała. Cieszę się z tego bardzo.

Czy myślisz, że tego typu imprezy to dobry sposób na przygotowanie się do właściwej części sezonu, gdzie jeździcie już na klasycznym torze?

- Nie, myślę, że zmagania takie jak te niedzielne są raczej formą zabawy. Chodzi głównie o szczytny cel, który nam przyświecał. Może jest minimalny plus, jeśli chodzi o to, że ma się w ogóle kontakt z motocyklem. Ale generalnie jest to zabawa i tak to należy traktować.

Na jakim etapie przygotowań do sezonu obecnie się znajdujesz?

- Obecnie często odwiedzam siłownię, basen, gramy także często z kolegami w piłkę nożną i siatkówkę. Ponadto biegam. Mam mnóstwo różnych zajęć, jest to możliwe także dzięki temu, że Leszno jest takim ośrodkiem, gdzie niczego nam nie brakuje.

W Szwecji startowałeś w ubiegłym sezonie w drużynie z Mariestadt wraz z Ronniem Jamrożym. Czy planujesz pozostać w klubie na kolejny sezon? Jakie masz plany dotyczące lig zagranicznych w 2009 roku?

- Kontrakty we wszystkich klubach mam już podpisane, wszędzie będę startował tam, gdzie w zeszłym sezonie. Taką sytuację mam pierwszy raz w mojej karierze. Tak się po prostu ułożyło, w tych klubach, w których jeździłem w ubiegłym roku jest mi dobrze, niczego więcej mi nie potrzeba. A zgodnie z powiedzeniem "nie zmienia się tego, co dobre” postanowiłem pozostać zawodnikiem tych samych zespołów w Danii, Szwecji, Czechach i w Polsce.

Po odejściu Adama Skórnickiego na barkach zarówno twoich jak i Rafała Trojanowskiego będzie spoczywać większy ciężar odpowiedzialności za wynik drużyny. Nie ma bowiem żadnej gwarancji, że Paweł Hlib zastąpi godnie swego poprzednika, który to legitymował się średnią grubo powyżej dwóch punktów na bieg.

- Można powiedzieć, że każdy wie co ma robić, trzeba pozostać na odpowiednim poziomie. Każdy wie ile ma przywozić punktów w meczu, w jakiej ma się znajdować dyspozycji. Na wszystkich zawodnikach spoczywa jakiś ciężar odpowiedzialności za wynik. Nie tylko na mnie i na Rafale, bo we dwójkę żadnego meczu nie wygramy. Jeżeli każdy zawodnik będzie "robił swoje” to wszystkim będzie lżej i będziemy po prostu wygrywać mecze. Jedynie takim sposobem możemy dojść do sukcesu. Ja wierzę, że nam się to uda, ponoć wiara czyni cuda.

Macie założony konkretny cel na sezon 2009? Mierzycie w pierwszą czwórkę ponownie czy może zakładacie, że powalczycie o coś więcej?

- Cel jest taki, ażeby jechać bardzo dobrze, wygrywać wszystkie mecze u siebie, zobaczymy później jak ułoży się tabela. To jest tylko żużel, sporo zależy tutaj od różnych czynników. Ważne jest to, aby dopisywało nam zdrowie i szczęście, a wtedy wszystko dobrze się ułoży.

Nie myślałeś o startach w lidze angielskiej? Co prawda w ostatnim czasie tuzy światowego speedwaya rezygnują z jazdy w kraju nad Tamizą, ale w opinii ekspertów jest to wciąż dobra szkoła jazdy ślizgiem kontrolowanym.

- Zgadzam się z tym twierdzeniem, jest to dobra szkoła jazdy. Na to jednak, żeby zacząć się bawić w żużel na Wyspach, są potrzebne dodatkowe środki. Konieczne jest zainwestowanie w kolejne motocykle, do tego dochodzą koszty związane z zatrudnieniem nowego mechanika, wypożyczeniem lub nawet kupieniem nowego samochodu. Są to więc ogromne koszty. Ja na dzień dzisiejszy nie mam wolnych środków, by zainwestować w tego typu sprawy. Będę się starał w jak najszybszym czasie uzbierać potrzebną kwotę, jeśli mi się to uda, to na pewno spróbuję swych sił w Anglii. Odbieram bowiem telefony z Wielkiej Brytanii. Uważam, że nie przyszła na mnie jeszcze pora w tamtejszej lidze.

Możesz zdradzić, działacze jakich klubów z Anglii się z tobą kontaktowali?

- Kontaktowali się ze mną działacze zarówno z Premier League, jak i z Elite League. W związku z tym uważam, że wybór raczej bym miał.

Komentarze (0)