Przez ostatnie cztery sezony PGE Ekstraligi 30-latek notował średnią poniżej 1,9 punktu na jeden bieg. Wcześniej w latach 2017-2020 udawało mu się ją przekraczać za każdym razem. Wydaje się jednak, że podejmuje on poważne kroki, aby powrócić do czołówki zawodników najlepszej żużlowej ligi świata.
Piotr Pawlicki już od początku przygotowań na torze, zarówno w testowych wyjazdach w Gorican, jak i w Częstochowie, korzysta z pomocy swojego ojca, w przeszłości trzykrotnego drużynowego mistrza Polski w barwach Unii Leszno (więcej TUTAJ). Warto podkreślić, że to nie pierwszy raz, gdy żużlowiec decyduje się na taki ruch.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
- Według mnie jest jasne, że ojciec, który ciągle miał wpływ na karierę synów, na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Ciekawy i obiecujący eksperyment. Widzę, że jest u Piotra konkretna próba poprawienia formy. Teraz będziemy czekać na efekty - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Marek Cieślak.
Jednocześnie życzy on indywidualnemu mistrzowi świata juniorów z 2014 roku zwyżki dyspozycji, a jego ojcu wytrwałości, ponieważ wie, że ich współprace w przeszłości nie były łatwe. - Obaj mają swoje charaktery i nieraz dochodziło do jakichś spięć. Aczkolwiek moim zdaniem bardzo dobrze, że znowu współdziałają - dodaje nasz rozmówca.
Wieloletni szkoleniowiec reprezentacji Polski pozytywnie ocenia też ich wcześniejszą przerwę, gdyż w jego opinii po jakimś czasie przychodzi zmęczenie sobą. Dodatkowo w pewnym momencie trzeba "odciąć pępowinę" i zacząć myśleć samodzielne o sprzęcie, przełożeniach i innych aspektach żużlowych.
- W innym wypadku zrzuca się podejmowanie decyzji na tatę. Wówczas wszystko zależy, czy ten nadąża nad postępem w żużlu i posiada umiejętnością odczytywania warunków torowych. Największym błędem ojców jest z kolei mówienie, że kiedyś się coś robiło w jakiś sposób. Tylko to teraz nie ma już zastosowania - podsumowuje Marek Cieślak.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty