Krzysztof Jabłoński, w przeciwieństwie do wielu innych zawodników pochodzących z Gniezna i okolic, nie wyniósł z domu tradycji żużlowych, dlatego też początki jego kariery były nadzwyczaj trudne. Zawodnik występował w gnieźnieńskim Starcie przez dziesięć lat, poczynając od 1993 roku, z wyłączeniem rocznej przygody w Polonii Piła w roku 2001.
Początkowo Jabłoński jeździł ze zmiennym szczęściem, czego przyczyną był głównie kiepski sprzęt. Toteż nie wyróżniał się on w utalentowanym wówczas gronie młodzieży. Jego czas nastał jednak nadspodziewanie szybko, gdy nowy trener Startu - Zbigniew Jąder, wziął pod swoją opiekę liczna grupę juniorów gnieźnieńskich. Kolejne lata jazdy przeplatane były sukcesami i nieprzyjemnymi porażkami. Przełomowy okazał się jednak rok 1998, w trakcie którego Jabłoński przeszedł jak burza przez eliminacje juniorskich mistrzostw świata, by w rozgrywanym na torze pilskiej Polonii finale zająć drugie miejsce, po przegranym z Robertem Dadosem biegu dodatkowym o złoto. Gnieźnianin zdobył ponadto wraz z Pawłem Duszyńskim i Mariuszem Lisiakiem srebrny medal w MMPPK i brąz z braćmi Adamem i Tomaszem Fajferem w MPPK. Trzeba przyznać, że pomimo wielu przeciwności losu, kiepskiej sytuacji zarówno finansowej, jak i sprzętowej klubu z Gniezna, Jabłoński potrafił przez te kilka lat wybić się ponad przeciętność zwykłego gnieźnieńskiego ligowca.
Po wejściu w wiek seniora kontynuował on dobrą passę z poprzedniego sezonu, ocierając się o awans do Grand Prix Challenge. Po krótkim i nieudanym epizodzie w Polonii Piła, Jabłoński powrócił do Startu Gniezno, w którym to klubie jeździł jeszcze przez dwa lata.
W pamiętnym sezonie w roku 2002 gnieźnieński Start był rewelacją pierwszoligowych rozgrywek. Wówczas prym w zespole wiedli Jarosław Łukaszewski, Krzysztof Cegielski i właśnie starszy z braci Jabłońskich. Należy przypomnieć, że jedynie pechowa kontuzja Cegielskiego pozbawiła gnieźnian awansu. W barażach do ówczesnej Ekstraligi, w których Start zmierzył się z Wybrzeżem Gdańsk, Jabłoński wypadł fatalnie, co przyczyniło do powstania wielu niewybrednych komentarzy fanów Startu na jego temat. Po przejechaniu jeszcze jednego sezonu w Starcie, Jabłoński zdecydował się na przenosiny właśnie do Gdańska, w którym występował aż do zakończenia tegorocznego sezonu.
W gdańskim Wybrzeżu Krzysztof Jabłoński był jednym z czołowych zawodników, niezależnie od tego w jakiej lidze przyszło mu jeździć. Jabłoński nie opuścił gdańskiego klubu nawet wtedy, gdy ze względu na ogłoszenie bankructwa, ów klub zmuszony był rozpoczynać rozgrywki w najniższej klasie.
W pierwszym sezonie startów w Wybrzeżu walnie przyczynił się do awansu do Ekstraligi swojego nowego zespołu. Czego nie mógł osiągnąć ze Startem Gniezno, udało mu się występując właśnie w Gdańsku. Jednakże pomimo wygranego barażu o utrzymanie w lidze zespół Wybrzeża nie uzyskał licencji do jazdy w najwyższej klasie. Powstał wówczas nowy klub - GKŻ Gdańsk, który został zgłoszony do drugoligowych rozgrywek Paradoksalnie w sezonie startów w drugiej lidze Jabłoński osiągnął wiele indywidualnych sukcesów, udowadniając jednocześnie, iż jazda w słabszej lidze nie zawsze wiąże się z niemożnością osiągnięcia sportowego sukcesu. W sezonie w roku 2006 gdański klub z Jabłońskim w składzie awansował klasę wyżej, a on sam zajął piąte miejsce w mistrzostwach Polski i zdobył złoty medal mistrzostw Europy. W tym roku zaś walnie przyczynił się do kolejnego - jakże szybkiego, powrotu Wybrzeża Gdańsk do Ekstraligi.
Po kilku latach występów w Gdańsku Krzysztof Jabłoński wraca więc do swojej macierzy. Mimo, iż są tacy kibice Startu, którzy nie mogą mu wybaczyć słabej postawy podczas baraży z Wybrzeżem Gdańsk o awans do Ekstraligi, trzeba przyznać, że klub z Gniezna może być dumny ze swojego wychowanka. Jabłoński osiągnął nieporównywalne sukcesy na arenie międzynarodowej z osiągnięciami któregokolwiek z wychowanków Startu. W trakcie swoich występów zarówno w Gnieźnie, jak i Gdańsku był zazwyczaj wyróżniającym się zawodnikiem. Włodarze Startu podpisali z zawodnikiem roczny kontrakt i trzeba przyznać, że gnieźnieński zespół wraz z innymi nowymi nabytkami - Krzysztofem Słaboniem, Mariuszem Puszakowskim, jak i zawodnikami, którzy pozostali w klubie po tegorocznym sezonie - Piotrem Paluchem, Mirosławem Jabłońskim, Dawidem Cieślewiczem, Clausem Vissingiem i juniorskim diamentem - Kacprem Gomólskim, wyrasta na jednego z faworytów pierwszej ligi.
Gnieźnieńskim kibicom nie pozostaje więc nic innego, prócz oczekiwania na rozpoczęcie przyszłorocznych rozgrywek.